Dwanaście rozmów o rybach, które przeprowadziła w latach 80. Hanna Krall dla „Wiadomości Wędkarskich”, zebrano w tomie „Smutek ryb”. Wypowiedzi historyków, socjologów, antropologów, astrologów i znawców sztuki składają się na kompendium wiedzy o głównych bohaterach wigilijnych dań.
Po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy kilkunastu dziennikarzy – w tym Hanna Krall – opuściło tygodnik "Polityka", reporterka znalazła azyl w "Wiadomościach Wędkarskich". Ten periodyk stał się, obok kilku innych niszowych pism, przechowalnią dla ludzi pióra, których wyrzucono z oficjalnej prasy. Krall prowadziła tam rubrykę "Smutek ryb", gdzie w latach 1983-1984 zamieszczała rozmowy na tematy ichtiologiczne ze specjalistami nieoczywistych w wędkarskim kontekście dziedzin wiedzy.
W tekście otwierającym, w roku 1983, reporterka pisała: "Ta strona nie jest dla wędkarza. Wędkarz wędkuje i nie ma czasu na czytanie żadnych stron. Ta strona jest dla żony. Mąż wędkuje, a żona sobie czyta. Mąż wraca z połowu, a żona wita go wiadomościami, których dostarczyła jej ta właśnie strona. +Czy wiesz+ – mówi na przykład żona – +że już niebawem zakończy się era Ryb?+ +Tak?+ – spyta mąż bez większego zainteresowania, myśląc, że znów mowa o zanieczyszczeniu środowiska, ale żona powtórzy: +Tak, niebawem się skończy, tylko nie wiadomo jeszcze jakimi wstrząsami. (...) Na przykład kiedy erę Barana zastąpiła era Ryb, narodził się Chrystus+. Epoka Ryb ma się ku końcowi i nie wiadomo jeszcze, czym zaznaczy się nadejście ery następnej - Wodnika. Wszystko to według mitologii chaldejskiej+ – powtórzy z naciskiem żona. +Chaldejskiej?+ – upewni się w lekkim osłupieniu wędkarz, zamierając w pół ruchu ze szczupakiem w rękach. +Czy sumeryjskiej może, dokładnie nie pamiętam+ – odpowie niedbale żona i tak będą gawędzili sobie, czyszcząc, a potem smażąc, a potem jedząc szczupaka, którego złowił wędkarz w czasie, gdy żona czytała niniejszą stronę.
Dlaczego "Smutek ryb"? Bo, zdaniem Hanny Krall, motyw ryb często łączy się ze smutkiem właśnie. I tak - najsmutniejszą książką Hemingwaya jest "Stary człowiek i morze" a zwłaszcza ostatnia scena, gdy rybak zamiast wielkiej ryby wyciąga obgryziony szkielet, najsmutniejszą zaś bajką jest ta o rybaku i rybce, gdzie chciwość niweczy dobry los. Handlarki ryb - zauważa reporterka - przedstawiane są na obrazach zawsze jako kobiety brzydkie i brudne, ryby jada się w poście, a jedzie się na ryby, żeby uciec od całego świata.
"Zawsze szukała jakiegoś haka, żeby te rozmowy z rybami się wiązały" – wspominał cytowany w przedmowie „Smutku ryb" Andrzej Zawisza, redaktor "Wiadomości Wędkarskich". W połączeniu z niewielkimi zarobkami, jakie przynosiła Krall praca z Krzysztofem Kieślowskim w Studiu Filmowym "Tor", niewielkie pieniądze z "Wiadomości Wędkarskich" ratowały sytuację. Reporterka traktowała swą prace bardzo poważnie i starannie przygotowywała się do rozmów. Wygrała nawet plebiscyt czytelników na ulubioną autorkę. Praca na niwie rybnej nie trwała długo, bo interweniował Komitet Dzielnicowy PZPR Warszawa-Wola, w którego rejonie mieściła się redakcja. Za drukowanie Hanny Krall zwolniono w końcu naczelnego pisma, samej dziennikarki bronił Mieczysław Rakowski, ale nie udało mu się na długo zapewnić jej miejsca na wędkarskich łamach.
Nie zawsze rozmówcy schlebiali patronkom pisma. Szacki mówił na przykład: "No nie jest to bohaterka pozytywna, nie jest. Już Arystoteles wyrażał się o rybie krytycznie, stwierdzając tylko, że jest niekompletna, bo nie ma ani rąk, ani nóg, ani skrzydeł". Zauważał jednak dalej: "Nie ma człowieka bez ryby. Człowieka, który by nie jadł ryb, ani społeczeństwa, w którym by ich nie łowiono. No, to musi być i w myśleniu...(...) Było dużo ryb bez ludzi i pewnie będzie ich dużo" - dodawał, podkreślając, że ryby istnieją jednak dużo dłużej niż ludzie.
Henryk Samsonowicz, mediewista, przypomniał, że ryby w średniowieczu były dużo bardziej popularne niż w XX wieku. Świadczy o tym - jego zdaniem - język. Średniowieczne przydomki czy przezwiska najczęściej pochodziły od nazw ryb. "Szczuka, czyli szczupak, okoń, karp to były w XII, XIII wieku najpopularniejsze przezwiska i wyzwiska" - przypominał. Zacytował też zapisaną przez Galla Anonima w pieśni rycerskiej z podboju Pomorza w XII wieku: "Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące/ My po świeże przychodzimy w oceanie pluskające...". "Tak naprawdę to uważam, że Gall Anonim powinien być patronem waszego pisma" - radził Samsonowicz.
Popularność ryb w wyobraźni ludzi średniowiecza potwierdza historyk kultury Stefan Krzysztof Kuczyński, wskazując, że wśród pierwszych polskich herbów są cztery z wizerunkami ryb: Hołobok, przedstawiający głowę łososia zwróconą ku górze lub bokiem, Korzbok, trzy karpie srebrne w czerwonym polu, Glaubicz, jeden srebrny karp w polu niebieskim, i Wadwicz - pstrągi srebrne na tle czerwonym. Rybę w herbie miało wiele miast nad morzem i jeziorami, najnowszy jest herb Gdyni. W latach 20. Gdynia uzyskała prawa miejskie i rozpisano wtedy konkurs na jej herb, ale go nie rozstrzygnięto, bo wybuchła wojna. Dopiero w 1946 roku ustanowiono herb Gdyni, dwie złote rybki i srebrny miecz w polu czerwonym. "Jak pan może, do ryb z nożem..." - komentował to satyryk cytowany przez Kuczyńskiego.
Antropolog Andrzej Wierciński przypomina, że ryba "...występuje we wszystkich wielkich religiach świata. W mitach opowiadających i o początku, i o końcu. Jest szyfrem tych mitów, jak wszystkie symbole. W hinduizmie pierwszy awatar (awatar oznacza zstąpienie zasady boskiej w świat) to bóg Wisznu, który przybiera postać ryby, a właściwie ryboczłowieka – górna połowa Wisznu to mężczyzna, dolna to złota ryba o imieniu Matsja. Otóż pewien demon wykradł Stwórcy Wedy, czyli święte księgi, i ludzie żyli pozbawieni wiedzy w nich zawartej. Wtedy królowi Satjawacie podczas obmywań rytualnych wpadła w ręce złota rybka. Zaczęła rosnąć i rosnąć i stała się ogromna, i Satjawata zrozumiał, że ma przed sobą boga Wisznu. Bóg zawiadomił króla o zbliżającym się potopie powszechnym i polecił mu wykonać arkę dla siedmiu mędrców, dla wszystkich gatunków zwierząt i nasion. Gdy arkę wykonano, gigantyczna ryba o długości czterdziestu milionów mil poprowadziła tę arkę przymocowaną do jej rogu...".
Wierciński przypomniał też rybną symbolikę biblijną. W hebrajskim ryba to "dag", a ponieważ w języku tym zapisuje się słowa bez samogłosek, zapis jest – "dg". Hebrajczycy każdej literze przypisywali wartość liczbową i tak "d" to cyfra 4 a "g" – 3. Sumą tych cyfr jest 7 - tak samo jak w słowie "gad" oznaczającym błogosławieństwo. "Występuje zatem tajemny związek między rybą i błogosławieństwem. (...) We wszystkich wierzeniach ryba symbolizuje także początek człowieka: płód ludzki w łonie matki, w wodach płodowych we wczesnochrześcijańskiej symbolice Chrystus był zrównany z rybą i znakiem rozpoznawczym pierwszych chrześcijan była ryba kreślona na piasku" - podkreślał antropolog. Paulina Ratkowska, historyk sztuki, przypomniała, że po grecku "ryba" to "ichtys", a każda litera tego słowa odpowiada pierwszym literom pięciu greckich słów, które znaczą - Jezus Chrystus Syn Boga Zbawiciel. "Zauważywszy tę zbieżność, chrześcijanie uznali, że w rybie – i w dźwięku słowa, i w stworzeniu – zawarta jest tajemnica ich wiary. Od pierwszego wieku wyobrażali sobie Chrystusa jako wielką rybę, apostołów jako rybaków, siebie jako małe ryby pływające w wodzie" - przypomniała.
Juliusz Chrościcki, historyk sztuki, wprowadzał polskich wędkarzy w meandry rybnej symboliki w renesansowym malarstwie flamandzkim, które często stawiało sobie także cele dydaktyczne. "Wędkowanie dla tamtych moralistów było stratą czasu i kojarzyło się im z leniuchowaniem. Jak wiadomo, istnieją cztery żywioły, cztery elementy świata, i z każdym łączono pewien typ usposobienia (...) z wodą – powolność, ospałość, no i lenistwo. Tak pisali o rybołówstwie już w starożytności Platon i Plutarch" - przypominał Chrościcki, przywołując inskrypcję pod jednym z flamandzkich wizerunków wędkarzy: "Także rybacy, którzy lubią łowić za pomocą kija, tracą wiele czasu; są leniwi i jeszcze się żalą, gdyż stracony czas nie wraca". Dalej jest jeszcze gorzej: historyk sztuki przywołuje flamandzki obraz na którym stary rybak siedzi w łodzi, a w głąb lądu odchodzi z młodym ptasznikiem jego młoda żona. Podpis pod obrazem brzmi: "Jestem stary i zimny, mogę zajmować się tylko rybołówstwem. Moja żona jest młoda i chce, żeby miłość była dobrze spełniana. Jej siostrzeniec pomaga jej w tym, więcej nie mogę wyjaśnić. Odchodzą, co dla mnie jest przykre. Ja muszę łowić ryby...".
Hanna Kirchner, historyk literatury, prześledziła w rozmowie z Krall wątek ryb w twórczości Zofii Nałkowskiej. Pisarka, wrażliwa na cierpienia zwierząt, na punkcie ryb miała wręcz obsesję, a ich niemą mękę uważała za wyjątkowo przerażającą. Kirchner zwracała uwagę, że w powieściach Nałkowskiej w przełomowych, dramatycznych momentach pojawiają się właśnie cierpiące ryby. Astrolog Marek Burski przypominał, że osoby spod znaku Ryb "bywają wrażliwe, subtelne, ale również znerwicowane. Wielu artystów było wśród Ryb, muzyków zwłaszcza – Chopin, Kolberg, Haendel, Caruso, Vivaldi...Także Michał Anioł, Albert Einstein, Witkacy i Róża Luksemburg. Ale i sporo narkomanów... Jeśli zanalizować daty urodzenia zbiorowości narkomanów, okaże się, że jest wśród nich wyraźnie więcej Ryb niż innych znaków, zatem owa nadwrażliwość może iść i w twórczość, i w patologię" - zauważał.
Jedynym przedstawicielem komunistów wśród rozmówców Krall był Jerzy Putrament, pisarz i wędkarz. Zauważył on, że kobiety mogłyby się niejednego od ryb nauczyć: "Bo i co ma robić mężczyzna, kiedy już pozna kobietę? Musi zużyć na coś resztę swojego życia. Kobieta starcza na krótko i pozostawia po sobie uczucie bliskie pogardy. Zwłaszcza dziś, gdy jest aż tak łatwa. Kobieta powinna nauczyć się zachowania od pstrągów, które każą siebie szukać z pewnym trudem, Kobiety dzisiejszej się nie szuka... Ten cykl powinien nazywać się +Smutek kobiet+, nie ryb".
W książce "Smutek ryb" opublikowanej przez wyd. Dowody na Istnienie znalazło się wszystkie dwanaście rozmów przeprowadzonych przez Hannę Krall dla "Wiadomości Wędkarskich" w latach 1983-1984. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ wj/