Zbudował nam mocny kręgosłup światopoglądowy, bez mentorstwa, bez narzucania swoich poglądów na siłę - pisze Jerzy Kisielewski o swym ojcu, Stefanie. W książce „Pierwsza woda po Kisielu” przedstawia atmosferę intelektualnych środowisk PRL-u, do których Kisiel należał.
Wspomnienia Jerzego Kisielewskiego poświęcone są postaciom członków rodziny, przede wszystkim ojca autora – Stefana Kisielewskiego i brata Wacława, a także przyjaciół i znajomych, jak Jerzy Waldorff, Władysław Bartoszewski czy Leopold Tyrmand.
Odtwarza też klimat szczególnych miejsc, jak krakowska kamienica przy Krupniczej 22, gdzie autor przyszedł na świat w 1951 r. Od 1945 r. kwaterowani byli tam członkowie Związku Zawodowego Literatów Polskich, wśród nich Leon Kruczkowski, Jerzy Andrzejewski, Konstanty Ildefons Gałczyński, Ireneusz Iredyński czy Sławomir Mrożek. Kisielewski wspomina mieszkańców tego legendarnego miejsca, w którym proza powojennej biedy życia codziennego mieszała się z literackim i artystycznym żywiołem.
Po przeprowadzce do Warszawy rodzina Kisielewskich zamieszkała w Alei Szucha po nr 16 – „domu wariatów”, gdzie pod jednym dachem mieszkali ministrowie, członkowie KC i Rady Państwa, PRL-owscy oficjele wraz z artystami i literatami o poglądach opozycyjnych, a Stefan Kisielewski, wychodząc na spacer po okolicy z psem, zabierał ze sobą numer paryskiej „Kultury”, by pożyczyć ją zainteresowanemu koledze – emerytowanemu generałowi MO.
„Choć o to nie zabiegał, był dla nas autorytetem, wiedział wszystko. Uważałem, że potrafi wyjaśnić każdy problem i odpowiedzieć na każde pytanie. Bywało, że miewał do całej naszej trójki pretensje, iż nie angażujemy się tak mocno jak on w sprawy polskie. Ale prawda jest taka, że zbudował nam mocny kręgosłup światopoglądowy, bez mentorstwa, bez narzucania nam swoich poglądów na siłę” - pisze Jerzy Kisielewski.
Lokatorzy mieszkania na Szucha mieli też świadomość, że wiedli w nim życie na podsłuchu, podobnie jak niektórzy z ich sąsiadów. Należała do nich Zofia Kucówna, która opowiadała autorowi, że podczas niedawnego remontu kamienicy robotnicy znaleźli w stropach mieszkań kilka kabelków prowadzących do jej mieszkania i całe zwoje nad mieszkaniem Kisielewskich.
Jeden z wątków książki dotyczy inwigilacji Stefana Kisielewskiego i jego środowiska oraz represji, jakie spotykały go najpierw w latach 40. i 50. za wygłaszanie niepokornych opinii, a potem po wystąpieniu na nadzwyczajnym zjeździe warszawskiego oddziału ZLP 29 lutego 1968 r., zwołanym po zdjęciu z afisza „Dziadów” Dejmka.
Słowa Kisielewskiego o dyktaturze ciemniaków w polskim życiu kulturalnym szczególnie oburzyły Gomułkę. Służby, które interesowały się Kisielewskim już od 1945 r., tym razem posunęły się do pobicia go: „Stało się to wieczorem na ulicy Kanonii, a dokładnie – w zaułku za katedrą św. Jana. Niczym spod ziemi wyrosło przed ojcem trzech drabów. Jak później opowiadał: – Najpierw wygłosili do mnie przemówienie ideologiczne, a potem powiedzieli: +A teraz, sku....nu, za to dostaniesz+. I zaczęli bardzo fachowo tłuc – pałkami po nerkach i plecach, oszczędzając głowę. Dwóch biło, trzeci patrzył".
Po pobiciu Kisiel stracił pracę, miał zakaz druku; to trudny dla niego czas, kiedy wielu znajomych bało się podać mu rękę na powitanie, a „ubeki łażą przed domem jak psy”.
Jerzy Kisielewski pod koniec rozdziału poświęconego „Ube-ube-ubezpieczalni” opowiada anegdotę, bardzo dobrze mieszczącą się w klimacie całej książki. Na spotkaniu z redaktorami „Tygodnika Powszechnego” zabrał głos jeden z czytelników: „A teraz wam powiem, kto ja jestem… Ja jestem ten, który was przez dwadzieścia lat podsłuchiwał (…) Przyszedłem tu dzisiaj, aby wam powiedzieć, że zostałem wiernym czytelnikiem +Tygodnika Powszechnego+, do dzisiaj! Nawróciliście mnie! I nigdy nie zapomnę tych legendarnych kolegiów czwartkowych. Jak ja uwielbiałem słuchać Turowicza… Tak pięknie mówił. Mało, ale pięknie. Natomiast Kisiel… Jak on traktował Hennelową!...”.
Gros wspomnień autora poświęconych jest ojcu. „Choć o to nie zabiegał, był dla nas autorytetem, wiedział wszystko. Uważałem, że potrafi wyjaśnić każdy problem i odpowiedzieć na każde pytanie. Bywało, że miewał do całej naszej trójki pretensje, iż nie angażujemy się tak mocno jak on w sprawy polskie. Ale prawda jest taka, że zbudował nam mocny kręgosłup światopoglądowy, bez mentorstwa, bez narzucania nam swoich poglądów na siłę”.
Jerzy Kisielewski opowiada nie tylko o tym, co sam pamięta, ale pisze też o młodości, o wojennych latach życia ojca. Szczególne są fragmenty poświęcone udziałowi Kisiela w powstaniu warszawskim i jego stosunkowi do powstania. „Kiedy inni skupiali się przede wszystkim na bohaterstwie powstańców, którzy męczeńsko oddali życie na ołtarzu ojczyzny, Kisiel wskazywał palcem na bestialskie zniszczenie kultury i zrównanie miasta z ziemią. (…) Ojciec był nieodmiennie wściekły na powstanie i wcale się z tym nie krył”.
Ze wspomnień syna wyłania się obraz Stefana Kisielewskiego przede wszystkim jako człowieka niezależnego w swych poglądach i sądach, który nawet podczas kolacji w Watykanie potrafił wręczyć Janowi Pawłowi II swój krytyczny artykuł poświęcony papieskiej pielgrzymce.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne. (PAP)
Marta Juszczuk
mjs/ ls/ jbr/