Niezwykłą opowieść o polskiej, a właściwie śląskiej osadzie w Teksasie, gdzie – szukając raju na ziemi - zamieszkało kilkuset chłopów z tej samej wsi – Płużnicy, napisał mieszkający od lat w Niemczech autor, którego korzenie sięgają tego samego regionu na Opolszczyźnie.
Naprawdę wydarzyło się to wszystko w XIX stuleciu, gdy franciszkanin Leopold Moczygemba pracujący na misji w Teksasie (w okolicach San Antonio) wysłał list, by zaprosić za ocean swoich braci, którym ciężko żyło się w biednej śląskiej wiosce, wówczas pod zaborem pruskim. Emigrantów przybywa jednak do Teksasu tuż przed Bożym Narodzeniem 1854 r. tak wielu, że nieprzygotowany na to franciszkanin i miejscowi urzędnicy nie bardzo wiedzą, jak sobie z nimi poradzić.
Oprócz braci duchownego do gorącego stanu dotarła bowiem cała wioska, a nawet jej okolice, bo i tam wieści o wyjeździe braci Moczygembów się rozniosły. Ludzie ci stworzyli na pustkowiu osadę Panna Maria i – mimo wielu przeciwności – ostatecznie dość dobrze radzili sobie w obcym środowisku i gorącym klimacie. Postawili karczmę, zakład pogrzebowy i domy przypominające budownictwo na Śląsku. Zaczęli hodować bydło.
Panna Maria rzeczywiście powstawała w taki sposób i jest najstarszą polską osadą założoną przez ks. Moczygembę oraz pracowitych Ślązaków z Płużnicy. W dodatku do dziś potomkowie tamtych osadników posługują się tam gwarą nieco zbliżoną do „śląskiej godki”.
Ameryka miała być ziemią obiecaną dla nękanych przez pruskiego pana i jego zarządcy biedaków. Tyle że historia osady nie była wielkim pasmem sukcesów. Ślązaków dotknęły malaria, węże i susza, a także ataki Indian kradnących konie. W końcu doszło nawet do buntu zdesperowanych rodaków przeciwko ojcu Moczygembie, a ten, bojąc się o życie, postanowił uciec na północ USA. O tych wydarzeniach i decyzji zakonnika o wyjeździe z osady Panna Maria książka jednak nie opowiada.
Powieść to natomiast także historia spełnienia „amerykańskiego snu”. Na tej trudnej do oswojenia, jałowej ziemi niektórzy ze zwykłych mieszkańców Płużnicy – w tym urodziwa Marysia Porada - okazali bowiem wyjątkowe talenty, także przywódcze. Inni zaś próbowali naprawić dotychczasowe winy i choć częściowo odpokutować za grzechy popełnione na Śląsku.
Niespodziewana emigracja całej wioski do Teksasu to również optymistyczna historia, nawet jeśli samej trudnej przeprawy przez ocean nie udało się przeżyć wszystkim mieszkańcom Płużnicy. Literackiemu debiutowi autora – doktora fizyki, nauczyciela, tłumacza - dramaturgia losów Ślązaków służy.
Autor zawarł w swej powieści obszerny zapis obyczajów i nastrojów społecznych z połowy XIX wieku, stosunków panujących między pruskim „dworem” a wsią, a także pokazał przyczyny niełatwych decyzji o emigracji zarobkowej. Ich źródłem była zwykle bieda na rodzinnej ziemi i nadzieja na lepsze jutro poza granicami ojczyzny. Istotne były też – jak w przypadku Płużnicy – zabiegi agentów, zachęcających chłopstwo do porzucenia ojcowizny i ekspediowanie go w nieznane za pomocą wizji czekającego dobrobytu. Oczywiście agenci ci nie oferowali wyśnionego eldorado za darmo ani nie opowiadali wyjeżdżającym, jakie warunki czekają ich np. pod pokładem statku na wzburzonym oceanie. A podróż do Ameryki trwała wówczas ponad dwa miesiące.
Powieść Michaela Sowy to również refleksja nad przyczynami emigracji, która trwa od wielu stuleci. Decydujący się na nią nadal mają bowiem nadzieję, że ich wysiłek, odwaga i wiara w powodzenie mogą zmienić niewdzięczny los całych rodzin czy miejscowości. Nawet jeśli płacą za to nierzadko wysoką cenę.
To uniwersalna historia, która powraca, wciąż budzi nasze emocje i wywołuje dramaty. To także prawdziwa ballada o życiu, jego trudach i pięknie, a te składają się na codzienne wydarzenia toczące się również obok nas.
Co ciekawe, potomkowie osadników z Panny Marii nawiązali kontakty z Opolszczyzną w końcu XX wieku. A niewielka miejscowość w Teksasie wciąż przyciąga turystów, zwłaszcza przy okazji wielu uroczystości rocznicowych. Tak było np. podczas obchodów tysiąclecia chrześcijaństwa i polskiej państwowości w 1966 r., kiedy w mszy wzięło tam udział ok. 10 tys. osób. Prezydent Lyndon Johnson podarował zaś wówczas mieszkańcom dla miejscowego kościoła mozaikę przedstawiającą Matkę Boską Częstochowską – dzieło polskiego artysty.
Ewa Łosińska
Źródło: MHP