Kłopoty różnego typu są najskuteczniejszym motorem wynalazków, zarówno tych technicznych i cywilizacyjnych, jak i tych, które stwarzają nowe mechanizmy umożliwiające ich obejście lub pokonanie. W przypadku uregulowań administracyjnych, niezależnie od intencji podejmowania tych decyzji, różne grupy społeczne organizują się, aby pokonać problem o ile się da legalnie, lub w braku innej możliwości półlegalnie, czy nielegalnie.
Z potrzeby zbiorowej pokonania braków na rynku, zarówno tych związanych z trudnościami ekonomicznymi, jak i tych powstałych wskutek różnego typu administracyjnych ograniczeń zrodził się „czarny rynek”.
Książka Jerzego Kochanowskiego "Tylnymi drzwiami. +Czarny rynek+ w Polsce 1944-1989" traktuje problem z historycznego, a nie ekonomicznego punktu widzenia, choć nie da się tych płaszczyzn całkowicie rozdzielić.
Jak podkreśla autor peerelowski czarny rynek był inny niż w czasie okupacji, w czasach ekonomicznego kryzysu czy amerykańskiej prohibicji. Z czasem jego funkcjonowanie stawało się „stylem życia”. Powstał na skutek sztucznych manipulacji popytem i podażą, pieniądzem i produkcją, handlem itd. i sztucznie też doprowadzał do niedoborów czy nadmiarów. Ekonomiści szacowali nielegalne dochody, prawnicy analizowali przestępczość gospodarczą, MO, SB wyławiały przypadki nadużyć, choć częściej z powodów politycznych aniżeli rynkowych. Stopniowo przecież kształtował się drugi obieg gospodarczy, coraz bardziej uporządkowany i usystematyzowany, choć poza systemem peerelowskiego prawa.
Chociaż służby państwowe toczyły otwartą walkę ze spekulacją, nadużyciami, szkodnictwem gospodarczym itd. powoływały komisje, wytaczały pokazowe procesy jak w przypadku głośnej afery mięsnej zakończonej wyrokiem śmierci, to same także z dóbr drugiego obiegu gospodarczego często korzystały. W ostatnich latach PRL-u to właśnie organizatorzy „czarnego rynku” przy akceptacji i niekiedy współpracy ze służbami tworzyli pierwsze prywatne przedsiębiorstwa i kierunkowali przemiany, choć kontrolowane, w stronę wolnego rynku, czy konkurencyjności.
Z różnym natężeniem na polskim czarnym rynku w epoce socjalizmu konkurowały handel mięsem i alkoholem oraz walutami i złotem. Osobną kategorię trzeba przyznać drugoobiegową dystrybucję benzyny, której nie dało się wyprodukować w warunkach domowych, ani przywieźć w większej ilości. Tu istniała konieczność pozyskania pożądanego towaru z zasobów państwowych i o wiele bardziej skomplikowanej procedury i organizacji.
Trudności dla autora sprawiał brak dokumentacji, a w dużej części jej fragmentaryczność. Jest rzeczą oczywistą, że działalność z pogranicza prawa, czy zgoła pozaprawną chętniej się ukrywa niż dokumentuje. Stąd większość dokumentacji pochodzi z organów kontrolnych i organów ścigania takich jak PPR, PZPR, MBP, MSW, MO i SB oraz komisji do walki ze spekulacją itp. Z innej niż władze strony można problem określić za pośrednictwem listów i skarg, prasy, choć kontrolowanej, to jednak przy umiejętności czytania obfitującej w informacje, wspomnień.
Trudna okazała się do ustalenia granica pomiędzy rzeczywistą przestępczością gospodarczą a działalnością czarnorynkową, odpowiadającą w jakiejś mierze na zapotrzebowanie społeczne.
Autor wprowadza w mechanizmy czarnorynkowe prezentując krótką historię zjawiska występującego w całym świecie, aż do lat czterdziestych dwudziestego wieku i per analogiam sygnalizujący podobne zjawiska w Polsce powojennej. Podobieństwa zmniejszają się jednak w miarę rozrostu aparatu socjalistycznego państwa. W ślad za tym i idąc za zmianami politycznymi i społecznymi rośnie nowy czarny rynek i w odwecie różne formy komisji i represji używane do walki ze spekulacją i instytucje do tego celu powoływane.
Z różnym natężeniem na polskim czarnym rynku w epoce socjalizmu konkurowały handel mięsem i alkoholem oraz walutami i złotem. Osobną kategorię trzeba przyznać drugoobiegową dystrybucję benzyny, której nie dało się wyprodukować w warunkach domowych, ani przywieźć w większej ilości. Tu istniała konieczność pozyskania pożądanego towaru z zasobów państwowych i o wiele bardziej skomplikowanej procedury i organizacji. Ten problem zaopatrzeniowy pojawił się później, dopiero kilkanaście lat po drugiej wojnie, kiedy rozwijający się przemysł motoryzacyjny dotarł do szerszego odbiorcy.
Istotnym segmentem czarnego rynku był ten, który opierał się na produktach pochodzących z przemytu, których rodzaj zmieniał się wraz z modą i rosnącymi aspiracjami. Przemyt rozwijał się wraz ze stopniowym rozwojem ruchu turystycznego, a więc po połowie lat pięćdziesiątych i coraz większą dynamiką później. Szczególne miejsce zajmowała w nim wymiana i handel dewizami.
Autor analizuje poszczególne etapy nasilania się i osłabiania czarnego rynku na poszczególne artykuły oraz fale wzmagających się kontroli i ich słabnięcia.
Bardzo interesująco rysuje się „Geografia (historyczna) czarnego rynku w PRL” , w którym ze względu na obszar, niemal od początku okresu powojennego, rysowała się pewna specjalizacja. Miały na to wpływ zarówno uwarunkowania społeczne, kulturalne, polityczno-historyczne ( inaczej zachowywała się ludność z dawnych innych zaborów, inne miała zapotrzebowania, kontakty, inny poziom zamożności).
Największe natężenie nielegalnego gorzelnictwa odnotowywano np. w dawnych zaborach rosyjskim i austriackim, obracali innymi walutami, w inne towary lokowali oszczędności. Równocześnie prócz reglamentacji kartkowych w różnych województwach obowiązywały dodatkowe systemy talonów i przydziałów, które stanowiły łakome kąski do handlu pomiędzy tymi obszarami, w doborze jakichś dóbr uprzywilejowanymi. Inny jeszcze podział panował pomiędzy miastem a wsią, dużymi i małymi miastami.
Warszawa koncentrowała i krzyżowała jednak wszystkie szlaki czarnego rynku. Miała najwięcej przemysłu, z którego znikały najbardziej atrakcyjne produkty, rzemiosło i para rzemiosło będące często przykrywką do innej działalności. Po 1956 r. obok sklepów państwowych powstawały sklepy prywatne, restauracje, które korzystały z wyrobów przedsiębiorstw państwowych. Nie brakowało jednak towarów z przemytu i innych nielegalnych źródeł. Stopniowo rozrastały się bazary i targowiska. Do dużych miast stopniowo coraz częściej przyjeżdżali turyści, ale i tu była specyfika i podział zadań, w zależności od możliwości dotarcia. Najbiedniej wyglądały małe miasta.
Osobną kategorię stanowił handel walutą i dewizami. Cinkciarze, którzy handlowali coraz bardziej ostentacyjnie, przed bankami, sklepami i w ruchliwych punktach miast z chwilą rozwoju turystki ich działalność de facto stawała się niezbędna dla gospodarki, która nie wytrzymywała planowości i reglamentacji. Dopuszczono konta walutowe, niezbędne by wyruszyć za granicę, na których wolno było odkładać walutę, ale nie wolno jej było ani kupić, ani sprzedać. Absurdalność przepisów sprawiała, że drugoobiegowa wymiana walut torowała sobie drogę do legalizacji.
O absurdalności bardziej niż represyjności systemu jest ta książka, o absurdalności, która wyprowadza poza system normalne przejawy życia gospodarczego, tworząc ogromne pole do rzeczywistych nadużyć .
Jerzy Kochanowski "Tylnymi drzwiami. +Czarny rynek+ w Polsce 1944-1989", Warszawa 2010
Małgorzata Bartyzel