Książka Sławomira Kopra to sylwetki czterech sławnych postaci związanych z trzema dziedzinami sztuki – muzyką, literaturą i filmem. Jej bohaterami są artyści drugiej połowy XX wieku – Marek Grechuta, legendarny wokalista zespołu „Dżem” Ryszard Riedel, pisarz Jerzy Kosiński i reżyser Roman Polański.
„Życie Jerzego Kosińskiego to ciąg autokreacji, w którym niełatwo odróżnić rzeczywistość od fikcji. Trudno powiedzieć, czy chociaż jedna jego publiczna wypowiedź zawierała wyłącznie prawdę” – pisze autor we wstępie do części poświęconej pisarzowi żydowskiego pochodzenia, który większą część swojego życia spędził w USA. Jerzy Kosiński, tak naprawdę Józef Lewinkopf, urodził się w Polsce na 6 lat przed wybuchem wojny. Dzięki sprytowi, pomocy Polaków i kilkukrotnej zmianie miejsca zamieszkania jego rodzinie udało się uniknąć zagłady. W 1960 roku, będąc już w Ameryce, Kosiński wydał swoją książkę na temat sytuacji w Rosji – „Przyszłość należy do nas, Towarzyszu”. Jak pisze Koper, do dziś nie wiadomo, czy książka nie powstała na zlecenie służb specjalnych USA.
Oprócz pisania Kosiński zajmował się też fotografowaniem, i, jak twierdzi autor, znaczną część swojego czasu poświęcał uwodzeniu kobiet, których słabość miał wykorzystywać dla własnych korzyści – „już w czasach licealnych rozpoczął +gonitwę za kobietami+, co zresztą pasjonowało go do końca życia. Nie miał zwyczaju przywiązywać się do partnerek i zachowywał się tak, jakby cierpiał na kompleks Don Juana” – pisze Koper. Przyszły reżyser Roman Polański miał podobno kształcić się u Kosińskiego w sztuce podbijania kobiecych serc.
Autor opisuje też znajomość Kosińskiego z poetką Haliną Poświatowską, publikację powieści „Malowany ptak”, karierę w PEN Clubie czy jego kolejne małżeństwa aż po romans z Urszulą Dudziak. 3 maja 1991 r. pisarz popełnił samobójstwo – zdaniem Sławomira Kopra była to ucieczką przed kalectwem, które groziło Kosińskiemu ze względu na pogarszający się stan jego zdrowia. W wieku 58 lat pisarz „wypił nieco alkoholu, a potem wziął dużą dawkę barbituranów (…) Wszedł do wanny pełnej wody i założył na głowę torbę foliową, owijając jej koniec wokół szyi. Był pewien, że to wystarczy, aby zakończyć życie, bo nie chciał ryzykować, że przeżyje z nieodwracalnymi zmianami w mózgu”.
Koper pisze też o nagonce rodaków na artystę, która toczyła się jeszcze po jego śmierci, a wynikała z konfabulowania Kosińskiego na temat własnej przeszłości i sposób życia, jaki prowadził. Hochsztapler, mitoman, zboczeniec – pod takimi określeniami Kosiński pozostał w pamięci wielu swoich znajomych i kolegów po piórze.
Równie gorzki jak sylwetka Kosińskiego jest w książce Kopra życiorys Marka Grechuty. Wyłania się z niej obraz Grechuty jako twórcy genialnego, ale konfliktowego i nieprzystosowanego do życia w świecie – Koper zauważa, że jego żona Danuta, często przejmowała obowiązki męża: „Czytając wspomnienia żony i syna, trudno oprzeć się wrażeniu, że niemal wszystko w domu Grechutów było zorganizowane pod tryb życia Marka”. Pani Grechuta wyręczała męża choćby w prowadzeniu samochodu, do czego artysta nie miał żadnego talentu: „Grechuta otrzymał prawo jazdy, chociaż na egzaminie „+wjechał w ulicę jednokierunkową pod prąd+” – pisze Koper.
Autor opisuje też trudne relacje Marka Grechuty z Janem Kantym Pawluśkiewiczem, współzałożycielem zespołu Anawa, który na kilka lat ze względu na wzajemne niesnaski musieli rozwiązać. „Anawę dopadło to, co często jest problemem zespołów z charyzmatycznym frontmanem. Słuchacze i dziennikarze przestali dostrzegać resztę muzyków, skupiając uwagę wyłącznie na wokaliście” – magnetyczna osobowość Grechuty, przyciągająca zespołowi publiczność, potrafiła też zaszkodzić atmosferze wewnątrz grupy.
W rozdziale dotyczącym piosenkarza i kompozytora Koper opisuje też okoliczności zaginięcia syna Grechuty, Łukasza. Z książki dowiemy się też o nieodkrytym talencie artysty, jakim było malarstwo.
Koper poddaje też analizie kondycję psychiczną poety, cierpiącego na chorobę afektywną dwubiegunową. „Cyklicznie pojawiały się u niego stany depresyjne, nad którymi nie panował. Artysta potrafił przerwać występ lub próbę bez słowa wyjaśnienia, co często i niesłusznie brano za objawy alkoholizmu” – wyjaśnia publicysta. Przewlekła choroba w ostatnich latach życia przyćmiła gwiazdę Grechuty, który do końca nie chciał zostawiać sceny – wyczytamy w książce.
W rozdziale poświęconym „królowi polskiego bluesa”, Ryszardowi Riedlowi, Koper pokazuje wpływ uzależnienia artysty od narkotyków na jego życie i twórczość. Zdaniem Sławomira Kopra, podobnie jak inny bohater jego książki, Marek Grechuta, Riedel nie był zdolny do życia w społeczeństwie: „Niechęć do życia zgodnego z ówcześnie obowiązującymi normami była rodzajem buntu przeciwko stosunkom panującym w domu rodzinnym. Ojciec preferował tradycyjny model rodziny, nie okazywał też uczuć. Ryszard i jego siostra mieli czasami wrażenie, że Jan Riedel ich wręcz nie lubił”. Koper pisze, że Riedel nigdy nie był nigdzie stale zatrudniony, bo po kilku dniach przestawał przychodzić do pracy. Gdy już był w zespole, spóźniał się na próby i koncerty, bo „muzykę postrzegał jako przyjemność, a nie obowiązek”.
Niepunktualność przekładał też na życie rodzinne. Omal nie spóźnił się na własny ślub, z kolei podczas narodzin swojego syna przebywał poza domem – wylicza publicysta. Choć dzięki Riedelowi „Dżem” zyskał ogromną popularność, z powodu notorycznych absencji i zachowań będących skutkiem skrajnego uzależnienia od substancji psychoaktywnych wokalista został wyrzucony z zespołu. Wkrótce potem zmarł, pozbawiony ważnej motywacji, która trzymała go jeszcze przy walce.
Jak podsumowuje autor, wielu fanów Ryszarda Riedla nigdy nie zrozumiało, iż jego narkomania była więzieniem, a nie wyrazem artystycznej wolności: „postać Ryśka z każdym rokiem coraz bardziej fascynuje jego fanów, którzy na ogół nie zdają sobie sprawy z tragedii swojego idola. Większość z nich widzi w nim wielkiego artystę, który „żył tak, jak chciał” i tak samo umarł, a mało kto chce pamiętać, jak wielką cenę zapłacił za swoją wolność”.
Roman Polański jest jedynym żyjącym bohaterem książki Sławomira Kopra i zajmuje największą jej część. Możemy się dowiedzieć, że bohater, podobnie jak Jerzy Kosiński, był z pochodzenia Żydem – urodził się jako Raymond Thierry Liebling. Podczas wojny stracił jednak matkę – została zagazowana w komorze w Auschwitz.
Jak zaznacza autor, Polański od początku wykazywał dużą znajomość sztuki filmowej. Podczas studiów w Szkole Filmowej w Łodzi wśród studenckiej braci wyrobił sobie opinię „wyjątkowo irytującego”, gdyż nie bał się wyrażać na głos swojego zdania podczas projekcji filmowych.
W biografii reżysera nie brakuje sprawy morderstwa żony Polańskiego, Sharon Tate, czy głośnego procesu, w którym Polański został oskarżony o gwałt na nieletniej. Sukcesy i porażki, romanse i rodzinne tragedie – Koper przedstawia życiorys Polańskiego dogłębnie i w wielu aspektach. „Polański bez wątpienia jest geniuszem” – podsumowuje sylwetkę reżysera.
Książka Sławomira Kopra „Ulubieńcy bogów” ukazała się w 2017 roku nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne.
Aleksandra Beczek (PAP)