Od lat twórcy kultury bardzo mocno interesują się wydarzeniami z końca kwietnia 1986 r. i ich następstwami. Wystarczy wspomnieć książki laureatki Nagrody Nobla Swietłany Aleksijewicz, gry komputerowe z serii „Stalker” czy serial „Czarnobyl” na jednej z platform streamingowych. Zwłaszcza ten ostatni na nowo wzbudził zainteresowanie wypadkami w czarnobylskiej elektrowni atomowej.
Zwłaszcza ten ostatni na nowo wzbudził zainteresowanie wypadkami w czarnobylskiej elektrowni atomowej. Na polu naukowym skoncentrowało się ono przede wszystkim na skażeniu oraz jego skutkach. Kamil Dworaczek, historyk z wrocławskiego Instytutu Pamięci Narodowej postanowił szerzej spojrzeć na wydarzenia, które pozostawiły trwały ślad w pamięci, ale niestety także odcisnęły piętno na zdrowiu wielu osób. Pokazanie politycznych, społecznych, zdrowotnych, psychologicznych i środowiskowych skutków katastrofy czarnobylskiej było zamysłem ambitnym. „W cieniu radioaktywnej chmury” okazuje się lekturą ze wszech miar zadowalającą.
Rozważania Dworaczek zawarł w ośmiu rozdziałach. Rozdziały od pierwszego do szóstego zostały poświęcone: przebiegowi katastrofy, reakcji na nią najwyższych władz w ZSRR i w Polsce, sytuacji radiologicznej oraz międzynarodowym reperkusjom tragedii. Ostatnie dwa dotyczą reakcji społecznych na katastrofę oraz jej długotrwałe konsekwencje: zdrowotne, środowiskowe i psychologiczne.
Niezwykle drobiazgowa rekonstrukcja wydarzeń, prowadzących do radioaktywnego skażenia, została przeprowadzona z wielkim pietyzmem i dbałością o źródła. Autor wykorzystał pokaźny zasób dokumentów archiwalnych, literatury przedmiotu i relacji. Badania archiwalne zaprowadziły go m.in. do Pragi czy Wiednia, nie wspominając o Warszawie, Opolu czy Wrocławiu. Praca napisana jest przystępnie, choć niektóre jej części naszpikowane są terminami z zakresu fizyki, które dla przeciętnego czytelnika mogą być nie do końca zrozumiałe. Z tego powodu Dworaczek umieszcza na końcu kilkustronicowy słowniczek najważniejszych terminów. Tym niemniej, opisy działania reaktora jądrowego czy też drobiazgowe dane dotyczące poziomów skażeń poszczególnymi izotopami jodu mogłyby być bez strat dla książki pominięte lub chociaż nieco okrojone.
Książka Dworaczka porządkuje fakty. Autor już na wstępie wyjaśnia pewne nieścisłości w terminologii („Czernobyl” czy „Czarnobyl”, zasadność używania określeń „jądrowy” i „awaria”). Zdecydowanie na plan pierwszy w narracji wysuwają się dwie kwestie: polityka informacyjna rządzących ekip: radzieckiej i polskiej, oraz realny wpływ skażenia wywołanego przez awarię w elektrowni. Dworaczek bardzo dokładnie zrekonstruował ciąg wydarzeń, które rozegrały się na Kremlu na przestrzeni kilku dni od 26 kwietnia 1986 r. Jego ocena postępowania władz radzieckich nie jest jednak jednoznaczna. Z jednej strony bowiem, początkowa opieszałość decyzyjna była podyktowana dezinformacyjnymi działaniami kierownictwa elektrowni czarnobylskiej. Miało to wpływ na ocenę realnego zagrożenia. Z drugiej strony widać jednak wyraźnie, że w momencie, kiedy okazało się, że sytuacja jest naprawdę poważna, działania władz radzieckich nabrały tempa. Nadrzędnymi celami Kremla były zarazem minimalizacja strat wizerunkowych oraz obawa przed wybuchem powszechnej paniki. Stąd też wzięła się bardzo duża ostrożność w dozowaniu informacji o sytuacji społeczeństwu radzieckiemu i społeczności międzynarodowej.
W Polsce aparatura pomiarowa wykryła skażenie już w niedzielę 27 kwietnia. Początkowo podejrzewano błąd odczytu, jednak wskazania urządzeń okazały się prawdziwe. Paradoks polegał na tym, że z racji dni wolnych informacja o skażeniu zamiast błyskawicznie trafić na biurka decydentów w Warszawie musiała poczekać do poniedziałku. Podobnie jak w przypadku radzieckim także i w Polsce przez pierwsze kilkanaście godzin od momentu stwierdzenia skażenia widać ogromny chaos. Po części wiązało się to z brakiem odpowiednich procedur na wypadek skażenia radioaktywnego. Istnienie odpowiednich kanałów przepływu informacji pozwoliłoby na choćby częściowe uniknięcie początkowego chaosu i opóźnienia spowodowanego weekendem. Sytuację opanowano powołując specjalną komisję rządową, której zadaniem było koordynowanie działań wszystkich instytucji, zaangażowanych w walkę z następstwami skażenia. W jej skład weszli najlepsi polscy eksperci, którzy mieli odpowiadać za wszelkie zalecenia mające na celu ochronę ludności Polski. To właśnie oni podjęli kluczową decyzję o masowej akcji podawania dzieciom płynu Lugola, który miał ograniczyć absorpcję radioaktywnego jodu.
Jak zatem ocenić działania władz polskich wobec kryzysu czarnobylskiego? Ocena nie może być jednoznaczna. Bałagan informacyjny i kompetencyjny, spowodował opóźnienia w podjęciu jakichkolwiek kroków. Z drugiej strony wdrożono działania ze wszech miar słuszne. Z perspektywy czasu należałoby je ocenić pozytywnie, biorąc pod uwagę stan ówczesnej wiedzy oraz fakt, iż nikt w maju 1986 r. nie wiedział, jakie będą konsekwencje skażenia radioaktywnego.
Osobną kwestią, której Dworaczek poświęca sporo miejsca, jest polityka informacyjna polskiego rządu. Tutaj na plan pierwszy wyłania się Jerzy Urban prowadzący swoją własną grę z opinią publiczną, choćby sławetną propozycją zbiórki śpiworów i koców dla nowojorskich bezdomnych. Cenzura nie dopuszczała do pojawienia się jakichkolwiek informacji, mogących zwiększyć poczucie zagrożenia pośród społeczeństwa, które musiało zdać się na oficjalne kanały informacyjne. Oczywiście nie udało się całkowicie zapobiec krążeniu plotek i pogłosek, które potęgowały niepewność, i wywoływały panikę. Dotyczyło to przede wszystkim zaopatrzenia w żywność (choćby mleko).
Po 26 kwietnia 1986 r. nazwa niewielkiego miasteczka w północnej Ukrainie, leżącego w obwodzie kijowskim, kilkanaście kilometrów od granicy z Białorusią, do tej pory praktycznie nieznanego, stała się sławna w całym świecie. I na kilkadziesiąt lat, aż do wypadków w elektrowni Fukushima-Daiichi z marca 2011 r., była na równi z Hiroszimą i Nagasaki synonimem zagrożenia związanego z atomem. Poświęconą Czarnobylowi książkę Kamil Dworaczka należy ocenić bardzo wysoko. Sięgnięcie do literatury specjalistycznej, różnorakie źródła archiwalne czy relacje pozwoliły na opisanie konsekwencji katastrofy czarnobylskiej z wielu różnych perspektyw, dając całościowy i bardzo wnikliwy ogląd problemu. Być może niektóre fragmenty są wręcz zbyt szczegółowe, jednak całość broni się wyśmienicie.
Hubert Wilk
Źródło: MHP