„W polskiej kinematografii nie brakuje filmów opowiadających o wrześniu 1939 roku. Niektóre z nich stawiały ówczesne wydarzenia w centrum swojego zainteresowania, inne wykorzystywały je jako drugoplanowy element świata przedstawionego” – czytamy w artykule Piotra Zwierzchowskiego.
Wrzesień 1939 r. jest tematem takich filmów jak „Wolne miasto” i „Westerplatte” Stanisława Różewicza, „Lotna” Andrzeja Wajdy, „Orzeł” Leonarda Buczkowskiego, „Wrzesień (tak było…)” Jerzego Bossaka i Wacława Kaźmierczaka, „Don Gabriel” Ewy i Czesława Petelskich, „Sąsiedzi” Aleksandra Ścibora-Rylskiego, „Spojrzenie na wrzesień” Macieja Sieńskiego, „Hubal” Bohdana Poręby, „Ptaki, ptakom…” Pawła Komorowskiego, „…gdziekolwiek jesteś Panie Prezydencie…” Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego czy „Tajemnica Westerplatte” Pawła Chochlewa, ale znaczenie dramaturgiczne wrzesień 1939 r. miał również chociażby w „Zezowatym szczęściu” Andrzeja Munka, „Katyniu” Andrzeja Wajdy i „Jutro idziemy do kina” Michała Kwiecińskiego.
Filmy opowiadające o wrześniu 1939 r. powstały jednak post factum. Barbara Giza w swoim artykule zwraca uwagę na rolę radia, które w czasie rzeczywistym tworzyło legendę tych dni. „Obrona Warszawy we wrześniu 1939 roku stawała się legendą w czasie rzeczywistym, a kluczową rolę odegrało w tym procesie radio, które z punktu widzenia społecznej historii mediów było wtedy medium o znaczącej sile społecznego oddziaływania, a ponadto, w przemówieniach Starzyńskiego, nadawało pojęciu wojny nowe znaczenie, jej doświadczeniu zaś – ramy pojęciowe, jak się okazało, zdolne znaleźć trwałe miejsce w owym polskim imaginarium kulturowym” – czytamy.
Z kolei Agnieszka Polanowska zwraca uwagę na to, jak wrzesień 1939 r. został wykorzystany jako jeden z mitów założycielskich nowej, powojennej Polski. „Stanowił symboliczny koniec starego, skorumpowanego porządku, który zgodnie z komunistyczną narracją pośrednio doprowadził do klęski w starciu z niemieckim najeźdźcą” – czytamy. Okres okupacji miał być następstwem „grzechów” sanacji i kapitalistów oraz karą, która za winy „panów” spadła na wszystkich Polaków. W tym kontekście wyzwolenie ziem polskich przez Armię Czerwoną okazywało się zwycięstwem podwójnym – nad hitlerowskim najeźdźcą oraz nad pełną błędów przeszłością – a „szosa zaleszczycka” była wykorzystywana w propagandzie jako synonim zdrady narodowej.
Jednak historia ucieczki polskich władz przez Zaleszczyki od początku zawierała dużą dozę fałszu. „Zgodnie z PRL-owską propagandą zaleszczycką szosą zbiegli do Rumunii przedstawiciele najwyższych władz, w tym prezydent Ignacy Mościcki i Naczelny Wódz Edward Śmigły-Rydz wraz ze swoim sztabem. Tymczasem wrześniowa ewakuacja odbywała się nie przez jeden, a trzy graniczne mosty: w Zaleszczykach nad Dniestrem, w Kutach nad Czeremoszem i w Śniatynie nad Prutem” – wskazuje autorka. Przez Zaleszczyki przeszli m.in. prymas Polski kardynał August Hlond, gen. Władysław Sikorski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Melchior Wańkowicz, z kolei przez Śniatyń – Marian Hemar i Kazimierz Wierzyński, a drogą z Kut do Wyżnicy kraj opuścili Mościcki i Śmigły-Rydz.
Autorka wskazuje na kilka przyczyn tego przekłamania. W okresie dwudziestolecia międzywojennego Zaleszczyki były modnym kurortem dla elit, dlatego też najlepiej pasowały do narracji, zgodnie z którą naczelni politycy przed opuszczeniem kraju beztrosko spędzali czas w luksusowych warunkach. Ponadto było to charakterystyczne dla mitu politycznego uproszczenie i ujednolicenie faktów poprzez odrzucenie nadmiaru informacji mogących tylko skomplikować przekaz. „Po trzecie i może najważniejsze, błędne określenie drogi ewakuacji polskich władz to wynik swego rodzaju projekcji autora hasła +szosa zaleszczycka+ Stanisława Strońskiego. Polityk właśnie tą drogą uciekł z kraju, i to już 13 września 1939 roku. Nie był więc świadkiem wydarzeń, które rozegrały się w przygranicznych miejscowościach kilka dni później na wieść o wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej” - czytamy. Niezależnie od przyczyn, to właśnie Zaleszczyki zapisały się na trwałe w historii II wojny światowej, a na zaleszczyckim moście miał rozegrać się finał niezrealizowanego filmu Andrzeja Wajdy, opowiadającego o kilku wrześniowych dniach 1939 r.
Z publikacji dowiemy się również, że temat września 1939 r. pojawił się w filmach tworzonych przez naszych dwóch okupantów. Jednak „wojna polsko-niemiecka 1939 roku, tak szybko, jak pojawiła się w nazistowskim kinie – a pojawiła się, nie licząc kronik filmowych, wraz z dokumentem „Kampania w Polsce” („Marsz na Polskę” / „Feldzug in Polen”) Fritza Hipplera w lutym 1940 roku, dopełnionym niemal natychmiast, bo w kwietniu tego samego roku, o „Chrzest ogniowy” (także jako: „Chrzest bojowy. Wojna lotnicza””/Feuertaufe”) Hansa Bertrama – tak szybko znowu znikła, przyćmiona przez kolejne, o wiele ważniejsze i bardziej prestiżowe dla propagandy niemieckiej, fazy wojny, zwłaszcza zwycięstwo na Zachodzie” – pisze Andrzej Gwóźdź.
Andrzej Zawistowski zwraca z kolei uwagę na sowieckie filmy propagandowe opowiadające o jesieni 1939 r. Najbardziej znanym jest dokument Oleksandra Dowżenki i współpracującej z nim Julii Sołncewej pod tytułem „Wyzwolenie ziem ukraińskich i białoruskich od ucisku polskich panów i zjednoczenie bratnich narodów w jedną rodzinę. Kronika historyczna”. Obraz wszedł na ekrany w dwóch językach – rosyjskim i ukraińskim, a premierę miał w lipcu 1940 r. w Moskwie i we wrześniu 1940 r. we Lwowie. To, co można było zobaczyć w dokumencie Dowżenki, na język fabuły przełożył Abram Room w filmie „Wiatr ze wschodu”, który wszedł na ekrany w lutym 1941 r. i był pokazywany nie tylko w kinach, lecz także żołnierzom pełniącym służbę na zajętych terenach Polski. Po dokumencie i fabule powstała także kreskówka „Iwaś”, czyli dwudziestominutowy film w reżyserii Iwana Iwanowa-Wano, jednego z najbardziej znanych twórców filmów rysunkowych w ZSRS, zwanego „radzieckim Disneyem”.
„Obraz września 1939 roku w kinematografii sowieckiej lat 1939–1941 w zasadzie jest pochodną wcześniejszych propagandowych klisz. Zostały one jedynie dostosowane do obowiązującej narracji i wzbogacone o oficjalną wykładnię wydarzeń z września 1939 roku” – ocenia Andrzej Zawistowski. „Zapewne filmy te były bardzo użyteczne w przekonywaniu społeczeństwa sowieckiego do słuszności decyzji podjętych we wrześniu 1939 roku. Choć po czerwcu 1941 dzieła te uznano za nieprzydatne lub nawet szkodliwe, zaprezentowana w nich narracja jest zgodna z obowiązującą w Rosji do dzisiaj” – dodaje.
Czytelnik w publikacji znajdzie ponadto artykuły Tomasza Szaroty, Tadeusza Lubelskiego, Krzysztofa Kornackiego, Grzegorza Rogowskiego, Mariusza Guzka, Piotra Śmiałowskiego oraz Jarosława Grzechowiaka.
Książkę „Wrzesień 1939. Filmowe teksty i konteksty” wydali Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny oraz Wydawnictwo Naukowe Scholar.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/