Film Jerzego Skolimowskiego "11 minut" został wybrany - decyzją komisji powołanej przez minister kultury Małgorzatę Omilanowską - na polskiego kandydata do Oscara w kategorii obraz nieanglojęzyczny - poinformował we wtorek Polski Instytut Sztuki Filmowej.
W Komisji Oscarowej zasiadali m.in.: twórca "Idy" reżyser Paweł Pawlikowski (przewodniczący), dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz, producentka "Idy" Ewa Puszczyńska oraz dziennikarka Grażyna Torbicka.
"Wybraliśmy film jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych polskich reżyserów. Jego osoba i twórczość są dobrze znane i cenione na rynku amerykańskim. +11 minut+ to film uniwersalny, zrealizowany dynamicznym językiem filmowym, portretujący chaos, kakofonię i pustkę współczesnego świata" - powiedział Pawlikowski.
Przewodniczący Komisji Oscarowej przypomniał, że obraz Skolimowskiego nominowany był do Złotego Lwa na tegorocznym festiwalu w Wenecji i otrzymał Nagrodę Specjalną Jury na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni. "Naszym zdaniem film +11 minut+ będzie w tym roku najlepiej reprezentował polską kinematografię w rywalizacji oscarowej" - uzasadniał werdykt komisji Pawlikowski.
We wtorkowym komunikacie PISF zwrócono uwagę, że "Komisja Oscarowa nie brała pod uwagę filmów +Body/Ciało+ w reż. Małgorzaty Szumowskiej i +Obywatel+ w reż. Jerzego Stuhra, które decyzją producentów zostały wycofane w tym roku z ubiegania się o nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny".
"To jest mój bardzo osobisty film. Zakładałem sobie, że dobrze by było, aby nikt nie pozostał obojętnym wobec niego, żeby reakcją widzów było albo zszokowanie, albo zaniepokojenie, albo odbiór jakiegoś ostrzeżenia" - powiedział Jerzy Skolimowski o "11 minutach".
"11 minut", z akcją osadzoną w Warszawie, to opowieść o mieszkańcach współczesnego miasta, których losy przeplatają się ze sobą. W filmie obserwujemy te same 11 minut z życia różnych postaci - przedstawione one zostały w paralelnych wątkach dramaturgicznych. Nieoczekiwany łańcuch zdarzeń przypieczętuje los bohaterów. Przed upływem ostatniej sekundy jedenastej minuty połączy ich wydarzenie, które definitywnie zaważy na ich życiu; dojdzie do katastrofy.
"11 minut" to koprodukcja polsko-irlandzka. Skolimowski wyreżyserował ten film na podstawie własnego scenariusza. W obsadzie znaleźli się: Richard Dormer, Wojciech Mecwaldowski, Paulina Chapko, Dawid Ogrodnik, Andrzej Chyra, Agata Buzek, Piotr Głowacki, Mateusz Kościukiewicz, Jan Nowicki, Ifi Ude, Anna Buczek i Łukasz Sikora. Autorem zdjęć jest Mikołaj Łebkowski. Za montaż odpowiada Agnieszka Glińska. Muzykę skomponował Paweł Mykietyn.
Czy ludzkim losem rządzi przypadek, czy też owym przypadkiem steruje jakaś siła – to jedno z głównych pytań, do których skłania najnowszy film Skolimowskiego.
Pytany o to na festiwalu w Gdyni (który trwał od 14 do 19 września) reżyser zareagował pytaniem ze swojej strony: "Czy nie wydaje się państwu, że coraz bardziej jesteśmy zdezorientowani tym wszystkim, co się wokół nas dzieje?".
"Złowrogi zgiełk współczesnego świata oszałamia nas. Coraz bardziej tracimy kontrolę nad naszymi działaniami. Coraz bardziej stajemy się podatni na przypadek, zbiegi okoliczności. Mechanizm, który rządzi tym światem, doprowadza do sytuacji, które biorą górę nad naszymi zamierzeniami" – mówił Skolimowski.
W Gdyni pytano reżysera o jego podejście do świata i do kierunku, w jakim ten świat w jego ocenie podąża; o to, czy Skolimowski jest optymistą, czy też odwrotnie: pesymistą, a wręcz – katastrofistą, czy uważa, że świat zmierza ku katastrofie. "Według wszelkich znaków na ziemi i na niebie, nie zmierzamy ku promiennej przyszłości. Wydaje się, że to, co nas czeka, to bardzo, bardzo trudne chwile - miesiące, lata. Nie widzę źródła, z którego mogłoby nadejść jakieś zbawienie dla tego świata. Wydaje mi się, że to się wszystko pogrąża w chaosie i w niemożności kontroli" - powiedział Skolimowski.
"Ten film ma wiele znaczeń. Ja traktuję go trochę jak poemat, w którym użyte są metafory, symbole, znaki" – mówił reżyser. Nie chciał sam wyjaśniać tych symboli, omawiać ich. Zachęcał, by widzowie sami je sobie przetłumaczyli.
W "11 minutach" przez bardzo krótki moment pojawia się na ekranie człowiek dźwigający krzyż. Dziwne znaki na niebie, tajemnicze punkty, widzą różni, nieznający się nawzajem, bohaterowie - na moment przed katastrofą. Jest też tajemniczy, mówiący coś mężczyzna, którego twarz ukazuje się na chwilę w telewizorze.
"Formuła, którą przyjąłem w tym filmie, polega na tym, że nie ma klasycznego rozwoju akcji, opowiadanej linearnie od a do z" – mówił w Gdyni Skolimowski. "To są strzępki obserwacji życia. Ważne jest to, co doprowadziło tych wszystkich ludzi do tego finału. Wśród nich są ludzie winni i niewinni. Czy ci, co są winni, ponieśli karę; czy ci, co są lekkomyślni, powodują te tragiczne wydarzenia; (...) kto na co zasłużył - to są pytania, które można sobie zadawać po tym filmie" – uważa reżyser.
"To jest mój bardzo osobisty film. Zakładałem sobie, że dobrze by było, aby nikt nie pozostał obojętnym wobec niego, żeby reakcją widzów było albo zszokowanie, albo zaniepokojenie, albo odbiór jakiegoś ostrzeżenia" - powiedział o "11 minutach".
Do kin w całej Polsce "11 minut" trafić ma 23 października.(PAP)
jp/ mhr/