145 lat temu, 27 maja 1878 r., urodził się Ferdynand Antoni Ossendowski. Pisarz, podróżnik, awanturnik, jeden z pierwszych polskich demaskatorów systemu sowieckiego oraz kulisów rewolucji bolszewickiej. W PRL „skazany na zapomnienie”.
Urodził się w rodzinnym majątku w okolicach Witebska na dzisiejszej Białorusi, ale najwcześniejszą młodość spędził w Kamieńcu Podolskim, dokąd przeprowadzili się rodzice. Naukę rozpoczął w Petersburgu. Brał udział w różnych akademickich sprzysiężeniach przeciwko władzy carskiej. Kiedy studiował nauki przyrodnicze, zaproponowano mu udział w ekspedycjach badawczych na Kaukaz, w okolice Bajkału, a nawet do Japonii i Indii. Po powrocie z wyprawy nie zaprzestał jednak udziału w manifestacjach. Śledzony przez ochranę, nie chcąc trafić na Syberię tym razem jako więzień, uciekł z Rosji i kontynuował studia na paryskiej Sorbonie.
Po ich zakończeniu powrócił do Rosji i podjął pracę na Uniwersytecie Technicznym w syberyjskim Tomsku. Za uczestnictwo w protestach podczas wojny rosyjsko-japońskiej został jednak zatrzymany i – zgodnie z ówczesnym prawem wojennym – skazany na karę śmierci, zamienioną ostatecznie na półtora roku więzienia, którą odsiedział. Kiedy opuszczał celę w 1905 r. przez imperium przechodziła pierwsza fala rewolucyjna. W chaosie tamtych wydarzeń uniknął ponownego aresztowania i zamieszkał w Kijowie.
Prof. Paweł Wieczorkiewicz: Wśród wielu prób zgłębienia leninowskiego fenomenu największe powodzenie miały przed II wojną światową dwie książki pisane niemal na gorąco: włoskiego dziennikarza i publicysty Curzia Malapartego i właśnie Antoniego Ossendowskiego. Ta ostatnia w modnym wówczas gatunku powieści biograficznej, szeroko i szczerze, bez lukru i niezdrowej fascynacji.
Początkowo pracował jako robotnik, później zarabiał na życie dziennikarstwem. W tej roli często bywał w Petersburgu, miał więc okazję widzieć narodziny bolszewizmu, przeciwko któremu odruchowo buntował się od początku. W Petersburgu zobaczył również samą rewolucję, pierwsze represje i krew na ulicach. W 1918 r. uciekł z Petersburga, pojechał znów na Syberię, gdzie przyłączył się do „białej” armii Aleksandra Kołczaka. Doświadczenie sowieckiej dyktatury sprawiło, że antykomunizm stał się jednym z najważniejszych elementów jego rysu intelektualnego.
W nigdy niewyjaśnionych w pełni okolicznościach Ossendowski wszedł w posiadanie dokumentów amerykańskiego ambasadora w Rosji Edgara Sissona, świadczących, że przyjazd Lenina był zorganizowany przez rząd niemiecki, a także o tym, że właśnie z Niemiec płynęły pieniądze na pierwszą fazę rewolucji. Sean McMeekin, autor „Rewolucji rosyjskiej. Nowej historii” obliczył, że Niemcy sfinansowały działalność bolszewików kwotą około 50 milionów ówczesnych marek. Głównym narzędziem destabilizacji carskiej Rosji był Lenin, w którym Niemcy słusznie widzieli przywódcę mogącego dokonać skutecznego przewrotu.
Po klęsce wojsk generała Aleksandra Kołczaka Ossendowskiemu udało się dotrzeć do Mongolii. Nie bez przygód – swoją samotną zazwyczaj podróż po syberyjskich bezdrożach opisał w swojej bodaj najgłośniejszej książce „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. Pisał tam: „Przybywszy do tego miasta [Urga, dziś Ułan Bator – przyp. aut.], od razu pogrążyliśmy się w wir namiętnej polityki. Właśnie powstało poruszenie wśród Mongołów doprowadzonych do rozpaczy uciskiem chińskich władz, które pastwiły się nad nimi. Rosyjscy koloniści podzielili się na partie i prowadzili z sobą zażarty spór, w Mongolii Wschodniej na czele rosyjsko-mongolskich wojsk walczył z Chińczykami buddysta, Niemiec, rosyjski generał, baron Ungern von Sternberg, broniący niepodległości Mongolii i cesarskich praw +Żywego Boga+. Rosyjscy oficerowie-uciekinierzy skupiali się w oddziały, przygotowując powstanie przeciwko bolszewikom na Syberii; mongolskie władze na ogół bardzo przychylnie patrzyły na te oddziały, lecz za to chińscy urzędnicy prześladowali i gnębili Rosjan, a wraz z nimi innych cudzoziemców. Sowiecki rząd, zaniepokojony mobilizacją Rosjan-uciekinierów, posuwał coraz dalej w głąb Mongolii swoje wojska, a chińscy gubernatorzy chętnie wchodzili w jakieś tajne umowy z bolszewickimi komisarzami”.
W rzeczywistości baron nazywał się Roman Ungern-Sternberg i był dowódcą Azjatyckiej Dywizji Konnej, która rzeczywiście do 1921 r. bardzo skutecznie walczyła z bolszewikami. Ossendowski zapomniał jednak dodać, że miał on przydomek „Krwawy Baron” lub w innej wersji „Szalony Baron”, a to z powodu wielu mordów, okaleczeń i rabunków, jakich dokonywał. Po jego śmierci, a zginął rozstrzelany przez bolszewików właśnie w 1921 r., w Mongolii zarządzono modlitwy za jego duszę, dodając, że „z pewnością będą one potrzebne”. Nie do końca wiadomo, jaką rolę spełniał u jego boku Ossendowski, a niewiedza ta dała początek legendom głoszącym, iż Polak jedyny znał lokalizację zrabowanych przez barona kosztowności. Pewne jest natomiast, że pisarz nie był świadkiem śmierci Ungerna. Już bowiem w 1920 r. przebywał w Nowym Jorku, gdzie kończył pisanie „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”.
Najgłośniejsza książka Ossendowskiego wyłamywała się z awanturniczo-podróżniczej konwencji jego narracji. W 1930 r. opublikował fabularyzowaną biografię Lenina. Celem Ossendowskiego była dekonstrukcja kultu bolszewickiego zbrodniarza oraz faktycznych celów partii bolszewickiej, która obiecywała „lepszy świat”.
Ta książka przyniosła Ossendowskiemu fortunę i sławę. Od momentu ukazania się w 1922 r. w Nowym Jorku i rok później w Londynie i w Warszawie została przetłumaczona na dziewiętnaście języków (nawiasem mówiąc, sam pisarz znał siedem). Aż takiego sukcesu nie odniosła już żadna z blisko osiemdziesięciu kolejnych książek, które napisał po powrocie do Polski w 1922 r., choć sprzedawały się doskonale, a sam Ossendowski był w recenzjach zestawiany z Karolem Mayem czy Rudyardem Kiplingiem. Łączny nakład jego dzieł przekroczył na świecie liczbę 80 mln egzemplarzy. Jest drugim, po Henryku Sienkiewiczu, najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem.
Dużym powodzeniem cieszył się także wydany w 1923 r. zbiór felietonów „Cień ponurego Wschodu”, którego ambicją było stworzenie rysu mentalności mieszkańców imperium carów i bolszewików. „Lekceważenie i poniewieranie kobiety — matki i żony, upadek moralności rodzinnej, zachłanność polityczna, brak łączności społecznej, przepaść pomiędzy inteligencją a ludem, demokratyzm w formie idealizmu lub chamstwa duchowego, wybujałość nienawiści klasowej, duch mordu i rabunku, obojętność lub nierealność zasad religijnych, zabobony, resztki kultury XIII–XIV wieku, serwilizm i niemoralność społeczna są tymi ujemnymi cechami Wschodu” – pisał Ossendowski. Książka był także rozprawą z obecnym na zachodzie mitem „duszy rosyjskiej”. Ossendowski jednoznacznie odrzuca tę perspektywę i skupia się na najmroczniejszych przejawach „wschodniego” myślenia Rosjan.
Najgłośniejsza książka Ossendowskiego wyłamywała się z awanturniczo-podróżniczej konwencji jego narracji. W 1930 r. opublikował fabularyzowaną biografię Lenina. Celem Ossendowskiego była dekonstrukcja kultu bolszewickiego zbrodniarza oraz faktycznych celów partii bolszewickiej, która obiecywała „lepszy świat”. Głównym orężem retorycznym Ossendowskiego był czarny humor. „Myślałem, że pan dąży do rewolucji, aby wstrząsnąć zmaterializowanym, mieszczańskim światem i utorować drogę dla ducha… Tak myślałem… Tymczasem pan marzy o bandytyzmie na wszechświatową skalę. To straszne!” – mówił jeden z rozczarowanych Leninem przedstawicieli świata zachodu.
Ossendowski przed śmiercią zniszczył swoje archiwum, które byłoby dla historyków prawdziwym skarbem.
Ossendowski został śmiertelnym wrogiem reżimu sowieckiego. Przyczyny tej nienawiści wyjaśniał historyk prof. Paweł Wieczorkiewicz: „Wśród wielu prób zgłębienia leninowskiego fenomenu największe powodzenie miały przed II wojną światową dwie książki pisane niemal na gorąco: włoskiego dziennikarza i publicysty Curzia Malapartego i właśnie Antoniego Ossendowskiego. Ta ostatnia w modnym wówczas gatunku powieści biograficznej, szeroko i szczerze, bez lukru i niezdrowej fascynacji […] przedstawia piekło rosyjskiej rewolucji i wojny domowej. Ossendowski miał tę przewagę nad innymi, że czasy te przeżył w Rosji, co prawda w szeregach białych. Dlatego jego książka tchnie prawdą i autentyzmem nawet tam, gdzie opisywał najbardziej wynaturzone praktyki złowrogiej tajnej policji, Czeki”.
W czasie II wojny światowej Ossendowski był członkiem podziemnego Stronnictwa Narodowego. Zmarł 3 stycznia 1945 r. w Grodzisku Mazowieckim. Śmierć najprawdopodobniej zaoszczędziła mu cierpień z rąk NKWD, które dopuściło się nawet rozkopania jego grobu, aby potwierdzić, czy pisarz rzeczywiście umarł. Wokół śmierci Ossendowskiego narosło wiele fantastycznych opowieści. Dzień przed śmiercią jego dom w Żółwinie koło Grodziska Mazowieckiego odwiedził niemiecki oficer, który miał być wnukiem barona von Ungern-Sternberg. Miał zaproponować Ossendowskiemu wspólne poszukiwania skarbu Krwawego Barona pozostawionego w Mongolii. To wydarzenie z 2 stycznia 1945 r. miało być spełnieniem przepowiedni buddyjskiego lamy, który w jednej z mongolskich wiosek wyjawił datę śmierci barona i zapowiedział, że Ossendowski umrze, gdy baron mu o tym przypomni. Ossendowski przed śmiercią zniszczył swoje archiwum, które byłoby dla historyków prawdziwym skarbem.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ aszw/