"To, co działo się w domu było dla niego znacznie ważniejsze i budujące niż to, co pokazywał świat. Na rodzinę mógł zawsze liczyć, miał ode mnie i córek pełne wsparcie" - powiedziała PAP żona zmarłego przed 10 laty muzyka i kompozytora, Agnieszka Gintrowska.
PAP: Jakim człowiekiem prywatnie był pani mąż, Przemysław Gintrowski?
Agnieszka Gintrowska: Przemek był niezwykle barwnym, nietuzinkowym człowiekiem, który sam bardzo starannie dobierał sobie nietuzinkowych, inspirujących znajomych i przyjaciół. Nie był typem celebryty ani "bankietowca".
Zawsze skrupulatnie oddzielał swoje życie prywatne od pracy zawodowej. Był osobą niezwykle rodzinną. Rodzice, dzieci, żona - były dla niego najważniejsze. To było jego środowisko. Swojej twórczości nigdy nie stawiał ponad życie rodzinne. To, co działo się w domu było dla niego znacznie ważniejsze i budujące niż to, co pokazywał światu. Na rodzinę mógł zawsze liczyć, miał ode mnie i córek pełne wsparcie. Był jedynakiem, rodzice poświęcali mu wiele czasu i dbali o jego wykształcenie.
Priorytety, które ojciec uważał za najważniejsze były tam realizowane. Przemek, będąc młodym człowiekiem, podporządkowywał się temu. Był mocno związany z rodzicami, szczególnie z mamą. Po niej odziedziczył charakterystyczny, zachrypnięty głos. Muzyka była jej pasją. Na próby chodziła z małym brzdącem i Przemek od najmłodszych lat obcował z muzyką. Od jego najmłodszych lat odkrywała w nim talent muzyczny. W młodości sama śpiewała i grała na fortepianie, była śpiewaczką i tancerką zespołu Wojska Polskiego. Na co dzień pracowała jako główna księgowa w dużych przedsiębiorstwach, można powiedzieć, że była, według dzisiejszych kryteriów - dyrektorem finansowym. Poświęcała synowi naprawdę wiele czasu.
PAP: Pieśni, które śpiewał i grał pani mąż nie zawsze nastrajały optymistycznie. Podczas mojej jedynej rozmowy, jaką z nim odbyłem w 2009 r. sprawiał jednak wrażenie człowieka obdarzonego dużym poczuciem humoru. Czy tak faktycznie było?
Agnieszka Gintrowska: Przemek nie pisał własnych tekstów, korzystał wyłącznie z tekstów innych autorów, Herberta, Kaczmarskiego i innych. Jest jednak tak bardzo utożsamiany z tekstami, że ludzie, zwłaszcza młodzi myślą, że Przemek pisał nie tylko muzykę, ale także słowa. Tak, miał bardzo duże poczucie humoru. W życiu obcował przede wszystkim z twórczością, która sięgała w głąb człowieka, była niełatwa w odbiorze i stawiała bardzo trudne pytania, więc poczucie humoru było dla niego ważne. Było to specyficzne poczucie humoru. Także w życiu codziennym miał swoje własne obserwacje. Kiedy zmarł Jacek Kaczmarski, przed pogrzebem zapytał: "właściwie po co my tam idziemy? Przecież i tak tam Jacka już nie będzie". To nie był żart, ale inne spojrzenie na to, co się wydarzyło, inne postrzeganie rzeczywistości. Pierwszy raz zetknęłam się z takim podsumowaniem ostatniej drogi przyjaciela, ale jego słowa były niezwykle trafne, słyszę je do dziś.
PAP: Czy państwa córki Maria i Julia będą kontynuować rodzinną tradycję?
Agnieszka Gintrowska: Starsza córka Maria poszła swoją drogą. Julia śpiewa, ma świadomość, że jeśli się coś robi, to powinno mieć głębsze przesłanie. Ukończyła Warszawską Szkołę Filmową na kierunku "kreacja dźwięku", rozwija się. Ukończyła też szkołę muzyczną pierwszego i drugiego stopnia, gra na fortepianie. Teraz jest na studiach magisterskich na SGH. Idzie w kierunku "artystyczno-ścisłym", tak jak Przemek. Na razie koncentruje się na działaniach związanych z twórczością taty. Przyszłość pokaże, czym nas jeszcze zaskoczy.
PAP: Czy pani teść, pułkownik Jarosław Gintrowski znał płk. Ryszarda Kuklińskiego?
Agnieszka Gintrowska: Tak, to prawda, teść był jego pracownikiem w wojsku, ale również przyjaźnili się. Nie dzielił się z nami informacjami o swojej pracy. Z całą pewnością jednak znajdował się w kręgu zainteresowania Wojskowych Służb Wewnętrznych, był przez nie rozpracowywany. Gdy trwało śledztwo w sprawie płk. Kuklińskiego, wykorzystano ich znajomość jako pretekst do usunięcia teścia z wojska. Stało się to w 1984 lub 1985 roku, gdy pułkownika Kuklińskiego skazano zaocznie na śmierć, zainteresowano się także jego kolegami, znajomymi. Wcześniej z Polski zbiegł pułkownik Ostaszewski. Organy WSW nie znalazły żadnych dowodów przeciw teściowi, ale zdecydowały, że się go pozbędą, gdy rozpracowywały męża. Oficjalnie teść został usunięty za wojska za działalność syna, na którą nie miał żadnego wpływu. To był pretekst. W ostatnich latach służby teść był "odsunięty" praktycznie od wszystkiego.
autor: Maciej Replewicz
mr/ dki/