W Paryżu okupowanym przez Niemców w czasie II wojny światowej kwitło życie kulturalne, a na salonach literackich spotykali się francuscy opozycjoniści i kolaboranci oraz niemieccy okupanci - mówi PAP autor książki "A zabawa trwała w najlepsze" Alan Riding.
PAP: Podczas II wojny światowej francuski dziennikarz Jean Galtier-Boissiere przytoczył w swoim dzienniku rozmowę pomiędzy Francuzem a Niemcem. Niemiec mówi swojemu rozmówcy, że jak na pokonanego wygląda na bardzo zadowolonego. Francuz mu odpowiada, że jak na zdobywcę wygląda bardzo smutno. Co autor miał na myśli?
Alan Riding: Ten dziennikarz dość satyrycznie postrzegał okupację. Przytaczał anegdoty, które słyszał na paryskich ulicach. Tą historią chciał pokazać, jak szybko po niemieckiej okupacji życie w Paryżu powróciło do normalności. Wkrótce po wkroczeniu Niemców otworzono ponownie bary, restauracje, dancingi, niewiele później teatry, operę i filharmonię. Niemcom zależało na tym, aby życie kulturalne Paryża nie ustało, aby paryżanie nie byli niezadowoleni, aby nie dołączali do ruchu oporu. Jedyna zmiana polegała na usunięciu Żydów.
Alan Riding: "Wkrótce po wkroczeniu Niemców do Paryża otworzono ponownie bary, restauracje, dancingi, niewiele później teatry, operę i filharmonię. Niemcom zależało na tym, aby życie kulturalne Paryża nie ustało, aby paryżanie nie byli niezadowoleni, aby nie dołączali do ruchu oporu. Jedyna zmiana polegała na usunięciu Żydów".
Artystów, którzy od samego początku nie chcieli brać udziału w życiu kulturalnym, nie chcieli publikować książek, wystawiać prac w galeriach, była garstka. Większość artystów była zadowolona z odrodzenia się życia publicznego. Tancerka, skrzypek w orkiestrze, aktor musieli przecież z czegoś żyć. Trudniejsza sprawa była z pisarzami, bo oni przecież, prezentując własne poglądy, podlegali cenzurze. Pisarze, którzy postanowili wydawać swoje dzieła podczas okupacji, dokonywali świadomego wyboru.
PAP: Jean Guehenno, który odmawiał publikowania swoich książek podczas okupacji, powiedział, że "gatunek pisarza nie jest największym spośród gatunków ludzkich" oraz że pisarz "sprzeda duszę, żeby zobaczyć swoje nazwisko w druku". Miał na myśli m.in. Andre Gide'a.
A.R.: Gide wahał się. Był czas przed wojną, kiedy sympatyzował z komunizmem. Z podróży do ZSRS wrócił rozczarowany, wręcz obrzydzony tym, co zobaczył. Przestał być wtedy człowiekiem lewicy, ale nie został człowiekiem prawicy. Podczas okupacji wysłał co prawda dwa swoje teksty do faszystowskiej gazety "Nouvelle Revue Francaise" prowadzonej przez kolaboranta Drieu La Rochelle'a, ale szybko zrozumiał swój błąd i odciął się od miesięcznika. Potem opuścił Francję.
Wśród francuskich pisarzy, którzy publikowali w czasie niemieckiej okupacji, byli zadeklarowani faszyści. Cytowane słowa nawiązują jednak nie do nich - bo oni mogli wtedy po prostu swobodnie wyrażać swoje przekonania - ale do pisarzy próżnych, którzy nie mogli powstrzymać się przed drukowaniem swoich utworów.
PAP: W paryskim salonie literackim Florence Gould spotykali się co tydzień opozycjoniści, kolaboranci i okupanci. Jak coś takiego było możliwe? W Polsce to było nie do pomyślenia.
A.R.: W mojej książce poświęciłem cały rozdział temu salonowi, bo mnie też wydało się to dziwne.
Przede wszystkim trudno było wytyczyć granicę pomiędzy kolaborantami a członkami ruchu oporu. Niektórzy należeli do tych dwu obozów - chodzili na spotkania do niemieckiej ambasady i ukrywali opozycjonistów w swoich domach.
Edith Piaf śpiewała podczas okupacji dla publiczności niemieckiej. Szukała jednak sposobu na wyrażenie oporu, np. używała paryskiego żargonu w swoich piosenkach, by Niemcy ich nie rozumieli. Ukrywała też dwu żydowskich pianistów, z którymi występowała przed wojną. Z jednej strony, pozwalała oklaskiwać się Niemcom, z drugiej - robiła coś godnego szacunku.
Alan Riding: "W wielu dziedzinach kultury Francja utraciła pozycję, którą się cieszyła w dwudziestoleciu międzywojennym i przed I wojną światową. Wtedy francuska kultura kwitła, Paryż był stolicą malarstwa, muzyki, literatury, baletu. Po II wojnie światowej nie udało się tego odtworzyć".
PAP: Czy Francuzi mogą być dumni ze swojego ruchu oporu?
A.R.: Ruch oporu nie zaczął działać od razu. Potrzeba było inwazji Niemiec na Związek Sowiecki oraz rozpadu sojuszu Stalina i Hitlera, aby francuscy komuniści zaczęli organizować ruch oporu.
Od 1943 r. Francuzi byli wywożeni na roboty do Niemiec, ściągnięto ich tam łącznie ok. pół miliona. Brakowało wtedy robotników w III Rzeszy, bo niemieccy robotnicy zostali zaangażowani w walkę na froncie wschodnim z Armią Czerwoną. To dopiero wtedy Francuzi, w tym artyści i pisarze, wstępowali do ruchu oporu, obawiając się wywozu. Wielu młodych chwali się dzisiaj, że miało dziadków w ruchu oporu. Nie wiadomo jednak, czy dziadek rzeczywiście chciał walczyć z okupantem, czy się schronić.
PAP: Jakie były konsekwencje niemieckiej okupacji w Paryżu?
A.R.: W wielu dziedzinach kultury Francja utraciła pozycję, którą się cieszyła w dwudziestoleciu międzywojennym i przed I wojną światową. Zjeżdżali tam znamienici artyści z innych krajów europejskich, Hiszpanii, Rosji, Austrii, Węgier. Przedstawiciele wielu narodów za sprawą swojego talentu wzbogacili kulturę francuską. Wtedy francuska kultura kwitła, Paryż był stolicą malarstwa, muzyki, literatury, baletu.
Po II wojnie światowej nie udało się tego odtworzyć. Jedynym znaczącym prądem była Nowa Fala. Właściwie tylko w kinie Francja odgrywała jeszcze pierwszoplanową rolę w kulturze.
Rozmawiała Magdalena Cedro
***
Alan Riding (Brytyjczyk urodzony w Brazylii) był przez 30 lat dziennikarzem "New York Timesa". Jest też autorem książki "Distant Neighbors" ("Dalecy sąsiedzi", 1989), poświęconej mieszkańcom współczesnego Meksyku. Książka "A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu" ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Świat Książki. (PAP)
mce/ hes/