Odkrywałam świat przez takie postaci jak Hanna Krall i Ryszard Kapuściński – powiedziała w czwartek laureatka literackiej Nagrody Nobla Swietłana Aleksijewicz na konferencji prasowej w Mińsku w odpowiedzi na pytanie PAP.
Wyraziła też przekonanie, że Białorusini powinni znaleźć swój własny gandyzm, by żyć w godnym kraju, i że byłoby lepiej, żeby Białoruś zwróciła się w stronę Unii Europejskiej, a nie Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej.
O Kapuścińskim Aleksijewicz wspomniała po raz pierwszy, gdy mówiła o tym, że sukces książki nie zależy od tego, gdzie się mieszka, tylko od jej jakości. „Ryszard Kapuścinski zaproponował swoje własne spojrzenie i zaczęto go wszędzie wydawać” – powiedziała.
„Bardzo mnie interesowało jego spojrzenie. Kiedy pierwszy raz przeczytałam jego książkę, to było chyba +Imperium+, zobaczyłam, jak interesująco poszukiwał w sferze dokumentalnego reportażu, w którym ja pracuję” – powiedziała Aleksijewicz, pytana, czy pisarstwo urodzonego w Pińsku Kapuścińskiego miało wpływ na jej twórczość.
Dodała, że podoba się jej także twórczość Hanny Krall. „U was w Polsce książka dokumentalna to cała warstwa kultury. Rosyjska i białoruska kultura, jak gdyby jeszcze nie dopuściły do siebie świata, są troszkę tradycyjne, piszą w sposób samowystarczalny, jak gdyby sami dla siebie. Odkrywałam świat właśnie przez takie postaci jak Hanna Krall i Ryszard Kapuściński" - oznajmiła.
Konferencja prasowa Aleksijewicz, której książki od 20 lat nie są publikowane przez państwowe wydawnictwa na Białorusi, odbyła się bez nagłośnienia w maleńkiej siedzibie niezależnego tygodnika „Nasza Niwa”, gdzie na ok. 20 m kw. udało się przecisnąć nielicznym dziennikarzom i wielu się wycofało.
„Białoruskie władze udają, że mnie nie ma. Nie drukują mnie, nie mogę nigdzie występować. Nie pamiętam, żeby białoruska telewizja do mnie telefonowała, czy białoruski prezydent” – powiedziała.
Bardzo wiele stawianych jej pytań dotyczyło tematów politycznych – sytuacji na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Aleksijewicz, która urodziła się w Stanisławowie na Ukrainie, mieszka na Białorusi, a pisze po rosyjsku.
„U was w Polsce książka dokumentalna to cała warstwa kultury. Rosyjska i białoruska kultura, jak gdyby jeszcze nie dopuściły do siebie świata, są troszkę tradycyjne, piszą w sposób samowystarczalny, jak gdyby sami dla siebie. Odkrywałam świat właśnie przez takie postaci jak Hanna Krall i Ryszard Kapuściński" - oznajmiła Aleksijewicz.
„(Prezydent Białorusi Alaksandr) Łukaszenka jest teraz w trudnej sytuacji, chciałby oderwać się od Rosji, ale kto mu pozwoli? Z jednej strony trzyma go jego własna przeszłość, a z drugiej Putin. Przez własną przeszłość mam na myśli to, że on nie zna innych reguł gry, bo na nich wyrósł, chociaż trzeba przyznać, że ma bardzo silny instynkt polityczny” – powiedziała, pytana przez PAP o szanse zmian na Białorusi.
W odpowiedzi na pytanie o plany otwarcia na Białorusi rosyjskiej bazy lotniczej wyraziła przekonanie, że nie jest ona Białorusi potrzebna. "Ale boję się, że będzie. Nie widzę u Łukaszenki ani siły, ani zasobów, żeby się temu przeciwstawić. I nie widzę sił sprzeciwu w społeczeństwie. Społeczeństwo niestety przyjmie wszystko, co zaproponuje władza” - powiedziała.
Wyraziła przekonanie, że byłoby lepiej, żeby Białoruś zwróciła się w stronę Unii Europejskiej, a nie Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, ale „nikt jej nie odpuści”.
Zaapelowała do Białorusinów, by poszukali własnej wersji gandyzmu. "Spróbujmy żyć w godnym państwie – powiedziała. - Każdy powinien w tym celu coś zrobić. Nie należy czekać, że zrobi to sąsiad, twój syn, wnuk. To powinni robić wszyscy. Inaczej w pojedynkę bardzo łatwo nas szantażować, bardzo łatwo nas zastraszyć, bardzo łatwo się z nami rozprawić".
Zastrzegła przy tym, że nie jest zwolenniczką rewolucji. "Nie chcę, żeby zostało tu stracone choć jedno życie młodego chłopaka. Uważam, że powinniśmy znaleźć własny gandyzm, białoruski gandyzm. Jeśli będziemy razem, to go znajdziemy" – oznajmiła.
Pytana o sytuację na Ukrainie, wyraziła przekonanie, że „to okupacja, wtargnięcie obcego państwa, choć jest tam bardzo wielu ludzi, którzy byli niezadowoleni”. Podkreśliła, że bardzo kocha Ukrainę, bo jej babcia i mama to Ukrainki. „Kiedy niedawno byłam na Majdanie i widziałam fotografie Niebieskiej Sotni, to stałam i płakałam” – wyznała.
Wyraziła jednak nadzieję, że antyzachodnie nastroje na Białorusi, a szczególnie w Rosji odejdą razem z dzisiejszymi liderami. „Ani w rosyjskim, ani w białoruskim narodzie nie ma tej nienawiści do Zachodu i Europy. To piana stworzona przez polityków.(…) To nie jest głębokie, ale w takim przejściowym czasie będziemy żyć jeszcze długo” – oceniła.
„Byliśmy zbyt naiwni w latach 90-tych – mówię tu o sobie – kiedy myśleliśmy, że raz-dwa staniemy się wolni. Jak się okazało, jest to niemożliwe. Wydawało się, że jak ludzie przeczytają Sołżenicyna, to od razu się oczyszczą, a ludzie codziennie kogoś zabijali na klatce schodowej. Myślę, że najtrudniejszym dziedzictwem, jakie pozostało po socjalizmie, jest skaleczony człowiek” – podkreśliła.
Oznajmiła też, że zamierza nadal mieszkać na Białorusi i zajmuje się teraz tematami bardziej metafizycznymi, takimi jak miłość i szczęście.
Pytana, co zrobi z pieniędzmi z Nagrody Nobla, odparła, że za nagrody zawsze kupuje wolność. „Bardzo długo piszę książki, 5-10 lat. To długi czas i są na to potrzebne pieniądze, trzeba jeździć i drukować. Teraz mogę spokojnie pracować” - powiedziała.
Z Mińska Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
mw/ agz/ mag/