Nowe pokolenie, młodzież z Donbasu, bardzo różni się od swoich dziadków. To ona może zmienić przyszłość Donbasu – mówi PAP Alisa Kowalenko reżyser filmu „Nie znikniemy”, którego polska premiera odbyła się na festiwalu Millennium Docs Against Gravity.
Jak podali organizatorzy festiwalu, w filmie "Nie znikniemy" śledzimy losy pięciu ukraińskich nastolatków dorastających w małych miasteczkach w zagłębiu węglowym. Podobnie jak ich rówieśnicy na całym świecie walczą z nudą i frustracjami związanymi z poszukiwaniem własnej tożsamości i drogi życiowej. Jednak ta piątka mieszka w Donbasie, gdzie od lat trwa wojna. Nie dość, że region został spustoszony gospodarczo, to jeszcze w oddali – a czasem zupełnie blisko – nieustannie toczą się walki.
Polska Agencja Prasowa: Jak wybrałaś bohaterów swojego filmu?
Alisa Kowalenko: Wszystko zaczęło się od spotkania ze słynnym ukraińskim podróżnikiem Walentynem Szczerbaczowem, który marzył, aby zorganizować podróż w Himalaje dla młodzieży mieszkającej w Donbasie. Dzieci te nie miały możliwości zobaczenia świata, a marzyły o tym. Dołączyłam do Walentyna i razem podróżowaliśmy po Donbasie, poznaliśmy wiele tamtejszych dzieci. Kiedy Walentyn ogłosił swój projekt, wiele dzieci pisało do niego listy, wysyłało nagrania wideo. Z Walentynem czytaliśmy, oglądaliśmy i dyskutowaliśmy. Ostatecznie do projektu wybraliśmy piątkę najbardziej zmotywowanych dzieci. Andriy, Lisa, Ruslan, Ilia i Lera mają niesamowitą energię wewnętrzną. Kiedy zaczęłam pracę nad filmem poznałam głębiej ich życie.
PAP: Ile osób zgłosiło się do projektu?
Alisa Kowalenko: Około 70 osób przysłało listy, oprócz tego spotykaliśmy się osobiście z dziećmi, które chciały wziąć udział.
PAP: Czy widzisz w nich jakieś podobieństwo do siebie?
Alisa Kowalenko: Pochodzę z Zaporoża. Tak jak Donbas jest to region przemysłowy. Wywodzę się z rodziny robotniczej - moi rodzice i dziadkowie pracowali w przemyśle metalurgicznym. Dorastałam w latach 90. w małej dzielnicy Zaporoża. Moje dzieciństwo przypada na czas upadku Związku Sowieckiego i ówczesny kryzys ekonomiczny. Moi rodzice byli bardzo biedni. W dzieciństwie marzyłam by podróżować, zobaczyć świat, ale moi rodzicie nie mieli pieniędzy. Przygody przeżywałam w marzeniach. Więc tak, w bohaterach "Nie znikniemy" widzę siebie, moją przeszłość, dzieciństwo.
PAP: Coś cię zaskoczyło podczas kręcenia filmu?
Alisa Kowalenko: Te dzieci bardzo mnie inspirowały. Niezależnie od rzeczywistości, w jakiej żyją, są skore do zabawy, cieszą się życiem, realizują marzenia, walczą z nudą, tworzą przygody. Np Andrij kręcił horrory w zbombardowanych budynkach. Zobaczyłam też, że to pokolenie bardzo różni się od poprzednich. Ta nowa generacja z Donbasu ma inną mentalność. W czasie tworzenia filmu zdałam sobie sprawę, że możemy mieć nowy Donbas. Może ta młodzież pojedzie studiować w wielkich miastach, bo w miejscowościach, w których mieszkają nie ma uczelni, a po studiach może wróci i znajdzie sposób, jak zmienić Donbas.
PAP: Jakie widzisz różnice między pokoleniami Ukraińców?
Alisa Kowalenko: Pokolenie ich dziadków dorastało w czasach Związku Sowieckiego. Część z nich nadal nosi w sobie nostalgię za tamtymi czasami. Poza tym wielu z nich nigdy nie opuszczała miejsca zamieszkania, nie wyjeżdżała. Większość członków rodziny i przyjaciół bohaterów mojego filmu nie było nawet w Kijowie ani innym ukraińskim mieście. Znają tylko ten świat, w którym mieszkają. A dzieci chcą odkrywać świat na zewnątrz. Starsze pokolenie ogląda też w telewizji rosyjskie kanały propagandowe. Dzieci nie oglądają telewizji, raczej korzystają z internetu, dzięki temu mają dostęp do informacji i wyrabiają sobie własne opinie o świecie.
PAP: Może dzięki temu informacje ze świata dotrą też do ich rodzin.
Alisa Kowalenko: Tak, chociaż czasami generuje to konflikty. Szczególnie między wnukami a dziadkami. Pokolenie rodziców jest podzielone, niektórzy mają nowoczesny punkt widzenia, a inni są pod większym wpływem przeszłości albo swoich rodziców. Rodzice bohaterów mojego filmu nie tęsknią za Związkiem Sowieckim. Mentalność zmienia się z pokolenia na pokolenie, powoli, krok po kroku. W 2014 i 2015 roku byłam w Donbasie. Od tamtego czasu widzę dużą różnicę w społeczeństwie, nie tylko wśród młodzieży, ale również 30. i 40-latkowie mają inną mentalność.
PAP: Na końcu filmu pojawia się informacja, że nie wiadomo co dzieje się z Ruslanem i Ilią.
Alisa Kowalenko: Nie mamy w ogóle kontaktu z Ruslanem. Z Ilią nie mieliśmy kontaktu przez kilka miesięcy, ale ostatnio wyjaśnił nam, że miał informacje, że rosyjski wywiad sprawdzał go z powodu jego proukraińskiej aktywności. Bał się, że jego telefon jest na podsłuchu, dlatego nie miałam z nim kontaktu przez kilka miesięcy.
PAP: Lera i Lisa mieszkają teraz za granicą, czy myślisz, że udział w filmie i projekcie Walentyna pomógł im w tym?
Alisa Kowalenko: Kiedy wybuchła wojna dzwonili do mnie rodzice bohaterów i pytali co robić. Byłam niedaleko Donbasu. Zaproponowałam rodzicom Andrija i Ruslana, że mogę ich ewakuować, wówczas mój kolega był w Donbasie i mogliśmy to zrobić. Rodziny Andrija i Ruslana odmówiły ewakuacji, ponieważ nie widziały dużego niebezpieczeństwa, tak bardzo przywykli do życia w cieniu wojny, która była częścią ich rzeczywistości. Ludzie Donbasu w przeciwieństwie do mieszkańców np. Kijowa, nie odczuwali strachu z powodu wojny. Stanica, gdzie mieszkali Ilya, Lisa i Lera znalazła się pod okupacją cztery dni po wybuchu wojny, więc nie mogłam im pomóc. Ale Lisa w tamtym czasie studiowała w Charkowie, który był bombardowany, na prośbę jej rodziców zabraliśmy ją ze schronu, w którym się ukrywała i zawieźliśmy ją na polską granicę. Potem nasz przyjaciel pomógł jej dostać się do Belgii, tam studiuje. Lera chciała uciec, ale jej matka bała się o nią i kazała jej czekać z wyjazdem na osiągnięcie pełnoletności. I kiedy tak się stało, pojechała do Francji. Myślę, że udział w filmie i projekcie Walentyna, wyprawa w Himalaje, sprawiło, że nie bała się uciec, kiedy wybuchła wojna.
PAP: W filmie uderzyły mnie sceny, kiedy bohaterowie nie reagują na bombardowanie, wygłupiają się albo leżą przy ognisku
Alisa Kowalenko: Tak bardzo przyzwyczaili się do wojny, że stała się ona częścią ich życia. Oni raczej nie rozmawiają o traumie i tego typu problemach. W filmie jest jedna scena, w której dziewczyny opowiadają o swoich głębokich przeżyciach związanych z wojną. Można to też zaobserwować teraz w czasie wojny. Na początku Ukraińcy byli zszokowani i uciekali, a teraz śpią albo czytają w czasie bombardowania. Nie da się cały czas myśleć o zagrożeniu. Psychologicznie to bardzo trudne, więc w pewnym momencie ludzie przystosowują się. To lepsze dla ich zdrowia psychicznego, bo inaczej można się załamać. Kiedy walczyłam na froncie nigdy nie słyszałam tylu żartów. To pomaga zostać mentalnie zdrowym. Myślenie, że możesz zginąć w każdej chwili, nie pomaga przetrwać. Aby móc walczyć i zachować siłę wewnętrzną pomaga humor, dramatyzowanie nie pomoże.(PAP)
Rozmawiała: Olga Łozińska
Autor: Olga Łozińska
oloz/ aszw/