Zaczęło się od obrazu tajemniczego mężczyzny stojącego na dachu. Nie wiedziałam, kim jest, czy jest dobry czy zły. Był odmieńcem – tak Andrea Arnold wspominała w Cannes pracę nad filmem "Bird". Obraz o dwunastoletniej outsiderce, która ucieka do świata wyobraźni, walczy o Złotą Palmę.
"Bird" to czwarty obraz brytyjskiej reżyserki prezentowany w konkursie głównym canneńskiego festiwalu. Gościła tu w 2006 r. z "Red Road", w 2009 r. z "Fish Tank" i w 2016 r. z "American Honey". Każdy z tych tytułów zapewnił jej nagrodę jury. I tym razem ma szansę na wyróżnienie - stworzyła głęboko humanistyczny film balansujący między zaangażowanym kinem społecznym a poetycką baśnią. W pierwszej sekwencji poznajemy dwunastoletnią Bailey (w tej roli Nykiya Adams), która mieszka ze swoim ojcem w obskurnym, ciasnym mieszkaniu. Jej mama ma nowego partnera. Tata Bug (Barry Keoghan) też jest już w kolejnym związku, który za kilka dni ma sformalizować. Dziewczynka jest temu przeciwna. Nie lubi macochy i nie chce mieszkać z nią pod jednym dachem. Coraz częściej wymyka się z domu. Szuka kontaktu z rówieśnikami, ale jej koledzy z osiedla są zbyt zajęci działalnością przestępczą. Pewnego dnia spotyka na swojej drodze dziwacznego samotnika o imieniu Bird (Franz Rogowski), który szuka swoich krewnych. Bailey obiecuje pomóc mu ich odnaleźć.
Dla Arnold pomysł na film zwykle zaczyna się od obrazu i nie inaczej było tym razem. Wyobraziła sobie tajemniczego mężczyznę stojącego na dachu. "Nie wiedziałam, kim jest ten bohater, czy jest dobry, czy zły, jakie są jego mocne strony. Czy w ogóle jest mężczyzną? Był odmieńcem. Nie lubię opowiadać zbyt wiele o obrazach, które do mnie przychodzą, ponieważ wolę zostawić widzom pole do własnych interpretacji" – podkreśliła podczas konferencji prasowej.
Pytana o stronę wizualną filmu, reżyserka odpowiedziała, że jej wieloletni współpracownik, operator Robbie Ryan doskonale ją zna i wie, jaki efekt chce uzyskać. "Robimy zdjęcia testowe i później omawiamy je. +Bird+ to film-przygoda, dlatego kręciliśmy go chronologicznie. Na początku nigdy nie wiemy, dokąd zmierzamy. Musimy poddać się historii i temu, dokąd nas prowadzi. Ufałam, że wskazuje nam właściwy kierunek. Nawet jeśli po drodze zdarzały się duże wyzwania, byłam otwarta na to, co mówi mi film. W tej historii jest wiele niewiadomych, dlatego szukaliśmy wewnętrznego języka oddającego istotę rzeczy" – zaznaczyła. Ważną rolę na planie odgrywała także muzyka. "Często słuchaliśmy jej między ujęciami. Muzyka kreuje atmosferę, wprawia aktorów w odpowiedni nastrój. Do każdego filmu przygotowuję playlistę. Słucham jej w trakcie pracy nad scenariuszem. Dzięki temu łatwiej mi oddać smak i emocje poszczególnych historii" – zwróciła uwagę reżyserka.
W roli tytułowej Andrea obsadziła niemieckiego aktora Franza Rogowskiego. Jak tłumaczyła, była to instynktowna decyzja. "Uważam że reżyser powinien polegać na swojej intuicji zamiast nadmiernie intelektualizować. Po prostu czuję, co powinnam zrobić. Poza tym aktor zawsze wnosi do filmu coś od siebie. Oczywiście, mam pomysły, które chciałabym przenieść na ekran, ale nie staram się sprawić, by aktorzy za wszelką cenę się do nich dopasowali. Pozwalam, żeby urzeczywistniły się również ich wizje, żeby wypełnili bohaterów własną energią. To bardzo organiczny, naturalny proces" – powiedziała.
Zdjęcia do filmu powstawały w oddalonym zaledwie godzinę drogi od Londynu Kent. Dla Rogowskiego było to pierwsze zetknięcie z brytyjską prowincją, w której zaobserwował "całą gamę piękna". Ostatnio artystę można było oglądać w międzynarodowych produkcjach, takich jak "Disco Boy" i "Lucyfer". Rogowski zapewnił jednak że nie zamyka się na niemieckie kino. Po prostu nie trafił na "interesujący scenariusz, który byłby czymś więcej niż tylko kopią rzeczywistości". "Zazwyczaj podejmuję decyzje na podstawie tekstów, które otrzymuję. Staram się znaleźć takie, z którymi się utożsamiam i w które wierzę. Tak się złożyło, w ciągu ostatnich trzech lat pracowałem w pięciu lub sześciu różnych językach, ale nigdy po niemiecku. Ale prawdą jest, że bardzo chciałbym budzić się, chodzić do pracy i wracać wieczorem do domu. Czekam tylko na odpowiedni scenariusz" – wyjaśnił.
Dodał, że w wypadku "Bird" ważniejsza niż sam tekst była możliwość twórczego spotkania z Arnold. "Zawsze podziwiałem jej filmy. Chciałem znaleźć się w tym świecie. Nie wiedziałem, czy będę grać czarny charakter czy anioła. Andrea dała mi mnóstwo inspiracji. Pamiętam, że podarowała mi album z piosenkami, których słuchałem, przygotowując się do roli. Właściwie do tej pory prawie codziennie wracam do tej muzyki podczas sesji jogi" – powiedział aktor. Jak ocenił, dźwięki, ruch, emocje budują postać w równym stopniu co słowa. "My, aktorzy, mamy do dyspozycji wiele rodzajów środków. Osobiście wolę zobaczyć coś, co skłania mnie do przemyśleń niż wyjść z kina, wiedząc wszystko, i szybko zapomnieć o filmie" – stwierdził.
Obecny podczas konferencji Barry Keoghan wrócił myślami do swojego trudnego dzieciństwa spędzonego w Summerhill, robotniczej dzielnicy Dublina. Gdy był w wieku filmowej Bailey stracił matkę, która borykała się z uzależnieniem od narkotyków. Po jej śmierci siedem lat spędził w rodzinach zastępczych. Dziś jest uznanym aktorem mającym na swoim koncie nominację do Oscara za drugoplanową rolę w "Duchach Inisherin" Martina McDonagha. Zagrał także m.in. w filmach Christophera Nolana i Emerald Fennell. Praca z Arnold była jego marzeniem. "Powtarzałem to w każdym wywiadzie i w końcu nadarzyła się okazja. Nie dostałem do przeczytania scenariusza ani nic takiego. Po prostu wykazałem się pewnością siebie i wiarą w miłość. Zagrałbym we wszystkim, co tworzy Andrea. Wiem, że za każdym razem całkowicie zaangażuję się w opowieść, że to będzie podróż, z której wrócę bogatszy o nowe doświadczenia. Jako aktor lubię zapuszczać się w nieznane rejony. Jeśli chodzi o dorastanie w Summerhill to tak – sytuacja klasy robotniczej jest podobna do tej, którą oglądamy na ekranie. Dostrzegłem w Bugu wiele cech, które przypomniały mi miejsce, w którym dorastałem. Starałem się czerpać z tych doświadczeń" – podsumował.
"Bird" jest jednym z 22 tytułów uczestniczących w konkursie głównym 77. festiwalu w Cannes. Oprócz niego o Złotą Palmę ubiegają się zaledwie trzy filmy zrealizowane przez kobiety - "All We Imagine As Light" Payal Kapadii, "Wild Diamond" Agathe Riedinger oraz "The Substance" Coralie Fargeat. Czy któryś z nich zyska uznanie jury – dowiemy się w sobotę 25 maja.
Z Cannes Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/