Nakręcenie Trylogii było moim marzeniem od zawsze. To, że się mi to udało uważam za swój wielki sukces, jestem zawodowo spełnionym człowiekiem – mówi reżyser Jerzy Hoffman, który w czwartek w Olsztynie świętuje swój benefis.
Jerzy Hoffman świętuje benefis 90-urodzin podczas VI Forum Kultury Warmii i Mazur - samą imprezę zaplanowano na godziny popołudniowe.
"Nie każdemu się udaje dożyć do 90, a nawet w jakimś sensie ten wiek przekroczyć. Jest to kolejna okazja do spotkania przyjaciół, z którymi czasami nie widziało się dawno i długo, bo ludzie mają to do siebie, że im się wydaje, że na wszystko mają czas. A potem się spotykają na pogrzebach" - mówił reżyser na konferencji prasowej poprzedzającej benefis.
Hoffman dodał, że w pracy zawodowej był wierny dwóm zasadom: pokazywaniu emocji i dbaniu o aktorów.
"Jedno jest pewne, mody mijają, a wieczne są tylko namiętności ludzkie takie jak miłość, nienawiść, zazdrość, rządza władzy. Dzięki nim Szekspir jest nieśmiertelny i w rezultacie pod niebiosa wychwalane przez krytykę sztuki filmy, które pozbawione były tych uczuć jakoś przeminęły z wiatrem czasu i historii. Druga rzecz, której zawsze byłem wierny, że najważniejszym elementem filmu jest aktor, że w najgorszych sytuacjach trzeba robić wszystko, żeby aktorowi zapewnić w miarę przyzwoity byt na planie filmowym. Jeżeli nie uchwycisz w jednym z dubli tego momentu najwyższej koncentracji to go nie będzie, jeżeli aktor nie da z siebie tego maksimum, to będzie jakim go uchwyci kamera i żaden montaż już nic nie poprawi" - mówił Hoffman.
Reżyser ocenił, że zawodowo czuje się człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. "Nakręciłem +Trylogię+, co było moim marzeniem" - przyznał. Podkreślił, że lubi każdy ze swoich filmów, bo w każdy włożył całego siebie. "To publiczność ocenia, co chce oglądać, a co nie. Ja ze względu na rolę Bińczyckiego doceniam +Znachora+" - mówił.
Hoffmanowi towarzyszyli na konferencji prasowej grający w jego filmach aktorzy, m.in. Ewa Wiśniewska, Jerzy Bończak, Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski. Zgodnie podkreślali, że Hoffman rzeczywiście w najwyższym stopniu o nich dbał na planie, i poza nim.
"Ja tak uwielbiam z Jerzym Hoffmanem pracować, że mogłabym u niego zagrać nawet patyczek od kaszanki" - mówiła Ewa Wiśniewska, a Jerzy Bończak przyznał, że podczas czekania na posiłek w stołówce sam zaczepiał Hoffmana, by dał mu u siebie rolę. "Gotów byłem utyć do roli Zagłoby i urosnąć do roli Podbipięty" - żartował.
Zbigniew Zamachowski w rozmowie z PAP powiedział, że czuje się zaszczycony tym, że Jerzy Hoffman "zaprosił go do swojego świata". "Jurek jest osobą, która rozsadza świat w cudowny sposób, rozbraja miny, dla mnie to spotkanie z człowiekiem, który reprezentuje inne pokolenie ludzi i twórców" - mówił Zamachowski. Dodał, że może sobie tylko wyobrażać, jak cudownie pracowało się na planie "Pana Wołodyjowskiego", czy "Potopu".
"U Hoffmana był czas na pracę, częstokroć bardzo ciężką, ale był czas na to, żeby nie zapomnieć, że jesteśmy ludźmi, że musimy się zresetować, pobiesiadować. Teraz na to nie ma czasu, ani w obyczaju tego nie ma. Wszyscy teraz przyjeżdżamy punktualnie na plan, robimy najlepiej jak umiemy to co mamy do zrobienia, znikamy. To nie jest resentyment za minioną epoką - broń Panie Boże! - ale relacje ludzkie troszkę zanikły. Dziś wszyscy straszliwie pędzimy, liczymy pieniądze, trudno się dziwić, to też nie jest narzekanie, ale takie czasy się narodziły" - mówił PAP Zamachowski.
Podczas popołudniowego benefisu ma być m.in. zaprezentowany film o reżyserze "Miałem Farta" oraz odbędzie się koncert piosenek z jego filmów. (PAP)
Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska
jwo/ pat/