Ewolucja nie oznacza zmierzania do czegoś lepszego, ale do czegoś innego – mówi David Cronenberg, który po ośmiu latach nieobecności na wielkim ekranie powraca z body horrorem "Zbrodnie przyszłości" o kontroli nad ludzkim ciałem i ekspresji twórczej w rzeczywistości zdominowanej przez technologię. Film od piątku w kinach.
David Cronenberg wychodzi z założenia, że technologia odzwierciedla to, jacy jesteśmy - zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie. Ciało zaś stanowi esencję tego, kim jesteśmy. Jak przyznaje, zawsze dziwią go pytania o to, skąd u niego obsesja na punkcie fizyczności. Uważa ją za coś najbardziej naturalnego na świecie i choć w swojej twórczości eksploruje ten temat od lat, nie ma poczucia, że powiedział już wszystko. Teraz, po ośmiu latach nieobecności w kinie, zrealizował "Zbrodnie przyszłości", do których scenariusz napisał ponad 20 lat temu. Zawarł w nim swoje wyobrażenie na temat życia w niedalekiej przyszłości. W wizji Cronenberga ciała ulegają różnego rodzaju transformacjom i mutacjom, a seks został zastąpiony przez chirurgię. Obraz Kanadyjczyka to również rzecz o tworzeniu sztuki w rzeczywistości zdominowanej przez technologię. Jednym z głównych bohaterów historii jest Saul Tenser (w tej roli Viggo Mortensen), artysta performatywny, w którego ciele zaczynają pojawiać się nowe organy. Jego partnerka, była chirurg urazowa Caprice (Lea Seydoux), na oczach publiczności wydobywa organy z ciała Saula i tatuuje je.
Nowe dzieło Cronenberga dzieli tytuł z jego niskobudżetowym obrazem z lat siedemdziesiątych. Można w nim dostrzec wpływy z "Wideodromu" czy "Crash: niebezpiecznego pożądania". Reżyser zapewnia jednak, że nie jest to film oparty na cytatach z samego siebie, bo – tak jak ciało człowieka ewoluuje – tak i on sam się zmienił. "W filmie pojawia się mantra: +ciało to rzeczywistość+. To prawda. Mam przez to na myśli, że kiedy ciało się zmienia, twoja rzeczywistość zmienia się razem z nim. Oczy, którymi spoglądałem w kamerę przez 50 lat, odeszły. Teraz noszę soczewki, a wraz z nimi zmieniają się kolory, światło, rozdzielczość. To są moje nowe oczy" – przyznał na łamach "Los Angeles Times".
Dodał, że "ewolucja nie oznacza zmierzania do czegoś lepszego, ale do czegoś innego". "Dzięki ewolucji człowiek zyskuje zdolność do istnienia w określonym środowisku. Wcale nie staje się piękniejszy, silniejszy, bardziej moralny czy cokolwiek innego. Oczywisty jest więc dla mnie fakt, że się zmieniamy, a technologia wywiera wielki wpływ na ten proces. Pojawia się też kwestia mikroplastiku, toksyn, chemikaliów, które trafiają do naszego organizmu i zmuszają komórki do reakcji. Zresztą wystarczy poczytać wiadomości, by wiedzieć, że nie stajemy się lepsi" – skwitował Cronenberg.
Światowa premiera "Zbrodni przyszłości" odbyła się w ramach konkursu głównego tegorocznego festiwalu w Cannes. Obraz został przyjęty z szacunkiem należnym mistrzowi, ale nie zdobył nagrody. Także opinie recenzentów były mieszane. Peter Bradshaw ("The Guardian") stwierdził, że "film o świecie tak odpornym na tradycyjne kataklizmy może być zbyteczny, gdy weźmiemy pod uwagę, że nie wyszliśmy jeszcze z pandemii". "Cronenberg ląduje na niezwykłej planecie i nalega, byśmy zdjęli kaski, zanim upewnimy się, że możemy oddychać tamtejszym powietrzem" – podsumował. Manohla Dargis ("The New York Times") uznała "Zbrodnie przyszłości" za "przerażające i nieprawdopodobnie relaksujące jednocześnie". "Ukazany w nich świat przypomina to, jak wyobrażamy sobie codzienne życie w niezbyt odległej przyszłości [...]. Jest to straszne i znajome, ale Cronenberg nie formułuje osądów. Zamiast tego swoją szalenie pomysłową wizją jutra - połączoną z wizualną precyzją, gorzkim humorem i powściągliwą melancholią - zawstydza filmowych futurystów" – zaznaczyła.
Nie zabrakło też otwartej krytyki. Rex Reed ("The Observer") ocenił film jako "niezrozumiały bełkot". Według Owena Gleibermana ("Variety") część "Zbrodni przyszłości" jest "krwawa i niepokojąca". "Jednak ten film, tak jak wiele innych dzieł Cronenberga, jest w istocie żmudnie przeżutym doświadczeniem dla mózgu. To koszmar, który ciągle mówi ci, co masz myśleć na temat jego znaczenia" – napisał. Z kolei Ann Hornaday ("The Washington Post") zwróciła uwagę, że film "miał być szokujący, a jest nużący". "Poprzez ekscentryczne obrazy i pulsujące ujęcia ludzkich wnętrzności +Zbrodnie przyszłości+ mają wyraźnie szokować i odnosić się do bardzo realnych lęków dotyczących technologii, genetyki i degradacji środowiska naturalnego. Ale w miarę rozwoju fabuły pomysł Cronenberga wygląda na coraz bardziej ograny" – stwierdziła.
Sam twórca podkreśla, że wywoływanie szoku nigdy nie było jego intencją. "Poprzez moje filmy mówię: +to są rzeczy, które zaobserwowałem. To są pomysły, które miałem. To są sny, które mnie zaniepokoiły. Pokazuję je wam. Możecie interpretować je, jak chcecie. Po prostu uznałem, że może bylibyście zainteresowani doświadczaniem tych rzeczy, których ja doświadczyłem+. Takie podejście gwarantuje ogromną różnorodność odpowiedzi. Nie sądziłem, że +Zbrodnie przyszłości+ zapewnią widzom takie przeżycia jak +Crash: niebezpieczne pożądanie+. Po pierwsze, w tym filmie nie ma seksu. Jest erotyka i zmysłowość, ale jedna z postaci mówi bardzo wprost, że to chirurgia jest nowym seksem. Jeśli się z tym pogodzisz, to tak, można powiedzieć, że jest seks, bo jest operacja" – powiedział portalowi Deadline.
W piątek "Zbrodnie przyszłości" wchodzą do polskich kin. W obsadzie znaleźli się też m.in. Kristen Stewart, Scott Speedman i Don McKellar. Za zdjęcia odpowiada Douglas Koch, za muzykę – Howard Shore, a za kostiumy – Mayou Trikerioti. Dystrybutorem filmu jest Monolith Films. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp/