Na bazie wierzeń chrześcijańskich i pogańskich oraz zwyczajów czterech różnych grup etnicznych wyrosły dawne tradycje wigilijne mieszkańców na Sądecczyźnie – powiedziała PAP etnograf z Sądeckiego Parku Etnograficznego Bogusława Błażewicz.
Sądecczyznę zamieszkiwali: Lachy Sądeckie (tereny wokół Nowego Sącza), Górale Sądeccy (okolice Łącka), Pogórzanie (wschodni region sądecki) i prawosławni Łemkowie (Beskid Niski i zachodni Beskid Sądecki). „Te grupy ludności przez wieki żyły obok siebie. Wiele ich zwyczajów było podobnych, ale były też różnice” – mówiła Błażewicz.
W okresie świątecznym dniem najbogatszym we wróżby i zabiegi magiczne, które miały zapewnić dobrobyt i zdrowie w przyszłym roku, była Wigilia.
W ciągu dnia Górale i Łemkowie nie pozwalali dzieciom „łasować po garnkach", by „wilki nie porywały owiec ze stad”. U Łemków kobiety podczas pracy w kuchni nosiły za zapaską pasemko lnu – aby w nadchodzącym roku „len się darzył”. Pogórzanki i Łemkinie po włożeniu chleba do pieca, z wygarniętego żaru wybierały kilka węgielków, nadawały im nazwy poszczególnych upraw. Potem obserwowały je. Węgielki, które pokryły się grubą warstwą popiołu wróżyły urodzaj na daną jarzynę czy zboże. W całym regionie gospodynie wycierały ręce z ciasta chlebowego o pnie drzew, aby te dobrze owocowały.
Wieczerzę zaczynano o zmierzchu od dzielenia się opłatkiem; u Łemków – specjalnie pieczonym chlebem – „połaznykiem”. Przy stole zostawiano jedno wolne miejsce „dla głodnego”. Górale w modlitwie przed jedzeniem wspominali dusze zmarłych. Łemkowie zapraszali dusze zmarłych na wieczerzę i zapraszali też dzikie zwierzęta.
Przed wieczerzą mieszkańcy wiosek szli wziąć wspólną kąpieli w rzece lub potoku. „Wierzono, że taka kąpiel zapewni zdrowie. Ponadto, w czasie niej mężczyźni zbierali piasek z dna rzeki, a potem dodawali go do ziarna siewnego. Do domu wracano z wodą w ustach, aby w przyszłości uchronić się od bólu zębów” – wyjaśniła etnograf.
Zaznaczyła też, że podczas wieczerzy ważny był wystrój izby. Gospodarz stawiał w kącie pomieszczenia niemłócony snop zboża, tzw. „dziad”. U Lachów był to zwykle snop żytni, u Górali owsiany, a u Pogórzan nierzadko były cztery snopy - każdy z innego gatunku zboża, po jednym w każdym kącie.
Stół nakrywano białym obrusem, pod nim kładziono siano, na wierzch wysypywano zboże – owies u Górali i Łemków, u Lachów ziarna różnych rodzajów zbóż. Na to kładziono chleb i opłatki – białe dla ludzi, kolorowe dla zwierząt. Pod stołem umieszczano siano lub słomę. Łemkowie wkładali pod stół żelazne przedmioty – np. kosę lub siekierę, a obok stołu stawiali „dyjnyczek”, czyli skopiec (naczynie do dojenia) i maślniczkę – „żeby krowy miały dużo mleka”, a także żelazną obręcz z beczki – „żeby kury się nie rozchodziły”.
Tradycyjną ozdobą świąteczną była podłaźniczka wykonywana z czubka jodły. Wieszano ją u powały „do góry nogami” i dekorowano jabłkami, orzechami, łańcuchami z lnu i słomy, kolistymi ozdobami wycinanymi z opłatków oraz światem – kulistą konstrukcją klejoną z opłatków. Na Sądecczyźnie dopiero w latach 30. XX w. pojawiły się choinki.
Wieczerzę zaczynano o zmierzchu od dzielenia się opłatkiem; u Łemków – specjalnie pieczonym chlebem – „połaznykiem”. Przy stole zostawiano jedno wolne miejsce „dla głodnego”. Górale w modlitwie przed jedzeniem wspominali dusze zmarłych. Łemkowie zapraszali dusze zmarłych na wieczerzę i zapraszali też dzikie zwierzęta.
Liczba potraw na wigilijnym stole była nieparzysta. Dania musiały być bezmięsne. Przyrządzano je głównie z kasz, zboża, grzybów, maku. Np. w okolicach Grybowa tradycyjnymi potrawami były: kapusta z grochem, grzybami i chlebem, żur owsiany z grzybami i ziemniakami, żur owsiany z fasolą, groch okrągły z olejem, pęcak z fasolą lub ze śliwami, karpiele z polewką, kluski z makiem na słodko, kasza gryczana. Resztki przeznaczano dla zwierząt. Upuszczona przy stole łyżka wróżyła śmierć domownika.
Po wieczerzy często wróżono pogodę. Obierano cebulę, a jej kolejne warstwy, przypominające kształtem łódki, rozkładano na parapecie. Następnie do „łódek” sypano sól. Poszczególnym łupinom przypisywano nazwy miesięcy. „Łódki”, w których zebrała się woda, zapowiadały miesiące deszczowe.
Wigilię kończyła pasterka. „Po drodze na nią młodzi mężczyźni biegli nad rzekę, ponieważ wierzyli, że o północy woda przemienia się w wino. Na Pogórzu mówiono, że tego wina mógł spróbować tylko człowiek bezgrzeszny” – opowiedziała etnograf.
Zachowania sądeckich grup opisali etnografowie w XIX i XX w. "Wiele z tych zwyczajów funkcjonuje w żywej pamięci. Większość z nich, poza np. choinką czy obdarowywaniem się prezentami, można nazwać staropolskimi, a niektóre wręcz starosłowiańskimi” – podsumowała Błażewicz.
Beata Kołodziej (PAP)
bko/ ls/ dym/