Stulecie niepodległości Polski zbiega się z 70-leciem istnienia zespołu "Mazowsze”. Ta zbieżność dat jest dla nas symboliczna. Istotą naszych działań jest ochrona dziedzictwa kultury, które stanowi o tożsamości narodu - mówi PAP dyrektor i dyrygent Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca "Mazowsze" Jacek Boniecki.
PAP: W tym roku przypada 100-lecie Niepodległości Polski. Jakie plany z tej okazji ma "Mazowsze"?
Jacek Boniecki: Stulecie niepodległości Polski zbiega się z siedemdziesięcioleciem istnienia zespołu "Mazowsze". Ta zbieżność dat jest dla nas symboliczna. Istotą działalności Zespołu jest ochrona dziedzictwa kultury, świadczącego o przynależności do narodu, która stanowi o jego tożsamości. Polacy, odzyskując swoją niepodległość, budując państwo, sięgnęli do bogactwa tej tradycji. "Mazowsze" w roku jubileuszu chce w uroczysty sposób oddać hołd Niepodległej, organizując szereg wydarzeń artystycznych w kraju i za granicą. Patronat nad całym rokiem jubileuszowym objął prezydent Andrzej Duda, a obchody otworzyliśmy w lutym uroczystym koncertem galowym w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.
PAP: W ciągu siedemdziesięciu lat istnienia "Mazowsze" zyskało niezwykłą popularność. Na czym polega fenomen zespołu?
Jacek Boniecki: Tadeusz Sygietyński i Mira Zimińska-Sygietyńska stworzyli zespół, który okazał się wspaniałym zjawiskiem, a jego działalność w krótkim czasie stała się znana zarówno w kraju, jak i w najdalszych zakątkach poza jego granicami. Wyjątkowość tego pomysłu polegała na ukazaniu folkloru polskiego w stylizowanej formie, nadającej się do prezentacji na prestiżowych scenach świata. Uniwersalny język łączący muzykę, śpiew i taniec, podany w artystycznej formie, zrozumiały był dla odbiorców pochodzących nawet z odległych kręgów kulturowych. Dzięki wieloletniej pracy twórców "Mazowsza" udało się zgromadzić ogromne bogactwo muzyki, przyśpiewek, tańców i kostiumów, z ponad czterdziestu regionów folklorystycznych Polski. Prezentacja ich podczas koncertów zyskała entuzjastyczne przyjęcie publiczności. Artystyczne podróże i sukcesy poza granicami kraju przysporzyły "Mazowszu" zaszczytne miano Ambasadora Kultury Polskiej. To zapewne przyczyniło się także do wzrostu jego popularności.
PAP: Jak zagraniczna publiczność odbiera polski folklor?
Jacek Boniecki: Folklor naszego kraju poprzez jego bogatą historię, tradycję, zwyczaje, obrzędy, a także wpływy sąsiednich kultur, jest bardzo różnorodny, wielobarwny - a przez to niezwykle ciekawy. Publiczność, która po raz pierwszy ogląda koncert "Mazowsza" jest zaskoczona. W swoich krajach nie znajduje ona takiego bogactwa folkloru. Samo pojawienie się zespołu po uwerturze wywołuje burzę oklasków. Później publiczność, poznając kolejne utwory odbiera emocje, które wprowadzają ją w zachwyt. Nawiązuje się niesamowita więź między zespołem a publicznością. Polski folklor przede wszystkim cieszy oko. Piękne stroje, mieniące się różnymi kolorami, dynamika ruchu wirującego w rytm pięknej muzyki, robią ogromne wrażenie. Doskonałe kompozycje choreograficzne oparte na krokach poloneza, mazura, czy kujawiaka, zachwycają swoją poetyką i rysunkiem. To wszystko sprawia, że występy zespołu odbierane są jako coś wyjątkowego, nagradzane wielominutową owacją na stojąco. Jeszcze innego wymiaru nabierają koncerty dla Polonii rozsianej po całym świecie. Przyjazd "Mazowsza" postrzegany jest jako spotkanie z krajem ojczystym, z jego wspaniałą cząstką. Podczas tych koncertów na twarzach publiczności bardzo często pojawiają się łzy.
PAP: W muzyce panuje trend powrotu do źródeł. Czy obserwuje pan to zjawisko?
Jacek Boniecki: Po śmierci Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej pojawiły się opinie, że "Mazowsze" nie ma racji bytu i że to wszystko umrze śmiercią naturalną, a jednak tak się nie stało. Pomimo tego, że nie było już osoby wyjątkowej, charyzmatycznej, nieugiętej, trzymającej zespół mocną ręką, dzieło jej życia przetrwało. Okazało się, że wartości gromadzone w tak pieczołowity sposób i ukazywane przez "Mazowsze" są dobrem o które warto walczyć. Gdyby nie determinacja wielu osób i praca całego zespołu, pewnie jego istnienie byłoby zagrożone. Jednak publiczność nie opuściła "Mazowsza" i chciała nadal oglądać występy zespołu. To pozwoliło przetrwać ciężkie chwile.
Obecnie coraz więcej koncertujemy i dostrzegamy zjawisko powrotu do tradycji, tej narodowej i ludowej, do korzeni. Jest to powszechna tendencja. Folklor spotyka się z uznaniem jako ważny element kultury nie tylko w wymiarze regionalnym, ale przede wszystkim narodowym. Niezwykle ważnym zjawiskiem jest działalność zespołów ludowych, powstawanie nowych w najmniejszych nawet miejscowościach. To budowanie świadomości, tożsamości i edukacja społeczeństwa. Motywy ludowe spotkać można także jako elementy dekoracyjne wnętrz, na odzieży i innych wyrobach ceramicznych. Być może to moda, ale jedno jest pewne: powrót do źródeł buduje poczucie wspólnoty i szacunek dla niepodległości.
PAP: Wspominał pan o założycielach - Mirze Zimińskiej-Sygietyńskiej i Tadeuszu Sygietyńskim. Czy zespół kultywuje ich pamięć?
Jacek Boniecki: Staramy się co roku upamiętniać naszych założycieli Tadeusza i Mirę. Przynajmniej dwa razy do roku odwiedzamy ich wspólny grób na Powązkach, a także rodzinne miasto i miejsce urodzin Miry - Płock. Gramy koncerty upamiętniające kolejne rocznice, starsi mazowszacy spotykają się i razem wspominają różne wydarzenia z życia zespołu. Często przypominamy twórczość Tadeusza Sygietyńskiego i przedwojenne utwory śpiewane przez Mirę Zimińską.
Ważną inwestycją upamiętniającą założycieli "Mazowsza" będzie odrestaurowanie historycznego pałacu Karolin i powstanie Centrum Edukacyjnego, w którym prezentować będziemy zarówno bogactwo folkloru jak i przedstawiać działalność zespołu i jego twórców. Otrzymaliśmy na ten cel fundusze europejskie i fundusze z województwa mazowieckiego. Powstanie tam duża, multimedialna wystawa, przedstawiająca folklor polski przez pryzmat działalności "Mazowsza". Dużo materiałów dotyczących założycieli zostanie zdigitalizowanych i upublicznionych m.in. listy do profesora Sygietyńskiego od młodzieży, która go uwielbiała. Wiele zdjęć, plakatów, programów i innych pamiątek ujrzy po raz pierwszy światło dzienne i będzie udostępnione zwiedzającym.
PAP: Od zeszłego roku "Mazowsze" jest współprowadzone przez ministerstwo kultury. Jaki to ma wpływ na pracę zespołu?
Jacek Boniecki: Gdy przekazano "Mazowsze" we władanie samorządu, zespół został pozbawiony możliwością prowadzenia szerokiej misji, szczególnie poza granicami kraju. Zespół koncertował w okrojonych składach. Jednak przez te dwadzieścia lat "Mazowsze" zachowało swoją substancję i prowadziło nadal działalność koncertową. Obecnie dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, podejmujemy nowe wyzwania jak nagrania płyt, koncerty w ważnych miejscach w kraju. Efektem współpracy z ministerstwem jest zwiększona ilość tych koncertów. Mamy też nadzieję zrealizować kilka wyjazdów zagranicznych, a być może stworzyć nowe widowisko muzyczne.
PAP: W jaki sposób dobieracie nowy repertuar?
Jacek Boniecki: Rozwój repertuaru, szczególnie dotyczącego włączenia do niego nowego regionu folklorystycznego, jest trudny, głównie ze względów czasowych i finansowych. Jeśli chcemy opracować nowy region musimy zebrać muzykę, przyśpiewki i motywy tańców. Ponadto wszystko trzeba opracować w formie suity z muzyką, śpiewem i tańcem i przełożyć na partyturę orkiestrową. Następnie należy stworzyć układ choreograficzny.
Największym problemem jest uszycie lub pozyskanie kompletu strojów charakterystycznych dla danego regionu. To wymaga nie tylko szeregu badań, czasu, ale też nakładów finansowych. Tę pracę należy rozłożyć na lata.
Od kilku lat rozszerzamy repertuar, wprowadzając nowe utwory np. kolędy, pieśni sakralne, utwory oratoryjne. W 2013 „Mazowsze” z wielkim powodzeniem zagrało premierę Krakowiaków i Górali z muzyką Stefaniego, w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego. Otworzyło to drogę do nowych poszukiwań w kierunku tworzenia widowisk muzycznych. Obecnie pracujemy nad przygotowaniem III Litanii Ostrobramskiej Moniuszki, a także nad wprowadzeniem do repertuaru kilkunastu pieśni patriotycznych, które zamierzamy nagrać na płytę w połowie roku. (PAP)
Rozmawiała Olga Łozińska
oloz/aszw/ agz/