Parady na dzień św. Patryka, podczas których leją się hektolitry zielonego piwa, powszechnie kojarzone z kulturą irlandzką, pochodzą z Ameryki - mówi poeta Ernest Bryll. "Irlandczycy są kameralni, nie lubią pompy, kochają poezję" - wyjaśnia.
Ernest Bryll, poeta, pierwszy ambasador wolnej Polski w Irlandii, przypomina, że obchody dnia św. Patryka w obecnym kształcie, ukształtowały się w Ameryce, w drugiej połowie XIX w. W latach 40. XIX w. do Ameryki przybyła ogromna fala irlandzkich emigrantów - to był czas po Wielkim Głodzie w Irlandii.
"Na początku XIX wieku Irlandia była gęściej zaludniona niż obecnie. Panowało ogromne rozdrobnienie gospodarstw i wielka bieda. Irlandia traktowana była przez Anglię, jako kolonia i brutalnie eksploatowana. Podstawą wyżywienia Irlandczyków były ziemniaki. Gdy w latach 40. XIX w. przyszła zaraza ziemniaczana zapanował głód. W dodatku Anglicy nie zmniejszyli kontyngentów żywnościowych z Irlandii, wyspa nadal eksportowała zboże i mięso. Głodujący Irlandczycy zaczęli masowo emigrować do Ameryki. Po kilku dekadach, początkowo bardzo biedna emigracja irlandzka, zaczęła obrastać w piórka i aby podkreślić swoją tożsamość zaczęła organizować huczne obchody irlandzkiego święta - dnia św. Patryka" - wyjaśnił Bryll. Tak, jego zdaniem, irlandzkie święto zyskało amerykański charakter, by po wielu latach powrócić na wyspę.
Polacy często uważają, że historia Polski i Irlandii były w podobny sposób tragiczne - setki lat okupacji, dramatyczna walka o zachowanie substancji narodu, jednak Ernest Bryll uważa, że nie możemy się pod względem strat porównywać z zieloną wyspą. "My straciliśmy kiedyś niepodległość, ale ocalał język, architektura, niemal cała kultura, a w przypadku Irlandczyków nie zostało niemal nic" - powiedział poeta.
"Gdy w latach 1991-95 byłem ambasadorem w Dublinie, uderzyło mnie, że wyspiarze są jakby całkowicie pozbawieni skłonności do napuszonych, oficjalnych obchodów. Parady na dzień św. Patryka oczywiście były, ale nie przypominały tych doskonale zorganizowanych obchodów w Ameryce. Kto chciał, to szedł, także delegacje z różnych hrabstw kraju, ale wszystko to było takie spontaniczne, kameralne, lokalne. Upodobanie do takiej zwyczajności, niechęć do zadęcia i patosu leżą w charakterze narodowym Irlandczyków i to właśnie jest w nich takie urzekające" - mówił poeta.
Zdaniem Brylla dla Irlandczyków poezja i poeci mają znaczenie znacznie większe niż w innych krajach, zapewne dlatego, że Irlandia doświadczyła podczas swojej historii olbrzymich strat właśnie w sferze kultury. "Irlandczycy czytają swoją wielką literaturę w przekładach na angielski. Nie dało się odrodzić języka celtyckiego, choć takie próby podejmowano. W Irlandii mamy więc do czynienia z klęską tych, którzy wiązali odrębność kraju z językiem. Wydaje się, że zwycięstwo angielszczyzny jest już dokonane" - mówił Bryll, wskazując jednak na obszar, gdzie do dziś dnia wpływ języka irlandzkiego jest silny - literaturę tworzoną przez Irlandczyków w języku angielskim.
Zdaniem Brylla ten nurt, który wydał Jamesa Joyce'a i Samuela Becketa, jest nadal bardzo znaczący, a w metaforach irlandzkich poetów piszących po angielsku kwitnie stara struktura irlandzkiej mowy, ich składnia jest inna niż anglosaska. "Podglebie myślenia celtyckiego - to czuje się wierszach irlandzkich poetów, którzy tworzą po angielsku. Irlandczycy stracili więc własny język, ale wypracowali sobie własne, znaczące miejsce w angielszczyźnie" - uważa poeta.
Fakt, że w Irlandii poezja jest tak ważna, a poeci cieszą się powszechnym szacunkiem wynika też z najdawniejszej historii wyspy. "W dawnej Irlandii poeta był chodzącą biblioteką, człowiekiem, który gromadził wiedzę o świecie i historii. Miał też wpływy - utrwalenie w wierszu czyichś złych postępków, na przykład zdrady, skazywało człowieka na powszechną infamię. W pierwszych stuleciach naszej ery w stosunkowo słabo skomunikowanej Irlandii wiersze krążyły bez przeszkód po całej wyspie. Znane są umowy, które podpisywano w ten sposób, że na tego, któryby ją złamał, miała spaść straszliwa kara - opisanie tej sprawy przez barda w wierszu" - opowiadał Bryll.
Jak mówił poeta, dla dawnych Irlandczyków poezja była zjawiskiem z dziedziny komunikacji pomiędzy ludźmi. "Wierszy nie zapisywano, pismo traktowano jako coś w rodzaju trumny dla wiersza, który żył, gdy był wypowiadany z pamięci. Edukacja poety w dawnej Irlandii trwała około 20 lat. Ten świat zniszczyły najazdy normandzkie i angielskie. To była tragedia, bo każdy zabity poeta oznaczał utratę wielkiego obszaru kultury, wiedzy o świecie. Poezję irlandzką ocalili mnisi, którzy emigrowali na kontynent. Przepisując księgi po łacinie zaczęli, czasem z sentymentu, czasem z nudów, zapisywać alfabetem łacińskim irlandzkie wiersze - tak ocalała celtycka poezja" - wyjaśnił Bryll.
Polacy często uważają, że historia Polski i Irlandii były w podobny sposób tragiczne - setki lat okupacji, dramatyczna walka o zachowanie substancji narodu, jednak Ernest Bryll uważa, że nie możemy się pod względem strat porównywać z zieloną wyspą. "My straciliśmy kiedyś niepodległość, ale ocalał język, architektura, niemal cała kultura, a w przypadku Irlandczyków nie zostało niemal nic" - dodał poeta. (PAP)
aszw/ pat/