Emilian Kamiński był człowiekiem wspaniałym, bardzo wesołym, ale też surowym artystycznie i ogromnie zasadniczym – wspomina Ewa Dałkowska, z którą aktor współpracował wiele lat, współtworząc m.in. podziemny Teatr Domowy. Emilian Kamiński zmarł 26 grudnia po długiej i ciężkiej chorobie.
„Teatr kocham, choć wysysa on sporo sił. Jednym z moich ulubionych profesorów na uczelni był Aleksander Bardini. Wspaniały, ciepły i mądry człowiek. Pod koniec czwartego roku poprosiłem go o jakieś słowo na pożegnanie. A on na to: Emilian, synku, jeśli przyrównać szkołę teatralną do krowy, to wydoiłeś ją do końca. Ale teatr to jest świnia, mój synku!” – opowiadał Emilian Kamiński.
Aktorstwo było dla niego pasją i misją. Gdy wybuchł stan wojenny, wraz z kolegami z Teatru Powszechnego w Warszawie powołał do życia podziemny, tajny Teatr Domowy. Obok Kamińskiego jego twórcami byli: Andrzej Piszczatowski, Maciej Szary i Ewa Dałkowska. To w jej mieszkaniu zainaugurowali swoją działalność, dokładnie 1 listopada 1982 roku.
„Emilian był człowiekiem wspaniałym, bardzo wesołym, ale też surowym artystycznie i ogromnie zasadniczym. Pamiętam, jak graliśmy w Teatrze Domowym i zdarzało się, że ludzie wyciągali aparaty fotograficzne, choć byli poinstruowani, że nie wolno. On do nich doskakiwał, wydzierał aparaty z rąk, wyjmował i niszczył klisze. I wszystko na oczach publiczności. Chodziło o względy bezpieczeństwa, nie mogło być śladów naszej działalności, to były spektakle tajne” – wspomina Ewa Dałkowska.
Aktorka dodaje też: „wymagał od siebie i od innych. Musiał wymagać, skoro postanowił zbudować a potem utrzymać teatr, który ciągle mu chcieli zabrać. Był wytrwały i konsekwentny. Był odważny. Niewielu aktorów decydowało się na występowanie w Teatrze Domowym, ba, wielu nawet bało się przychodzić, by oglądać nasze przedstawienia. My jednak robiliśmy swoje, byliśmy zawsze ostrożni i nigdy nie wpadliśmy. Dawaliśmy sobie dobrze radę, sprawdzaliśmy, czy coś się za nami nie ciągnie. Pamiętam frajdę, gdy kiedyś przejeżdżaliśmy koło posterunku milicji. Oni się pakowali do tych suk na jakąś akcję a my z teatralnymi mebelkami ruszaliśmy w swoją trasę, tuż pod ich nosem.”
„Graliśmy w całej Warszawie, ale też wyjazdowo, między innymi we Wrocławiu, Nałęczowie, Kazimierzu Dolnym, w tamtejszych kamieniołomach, raz nawet w Paryżu. Kiedyś na jedno z naszych przedstawień miał przyjść ksiądz Jerzy Popiełuszko. Zrezygnował jednak, ponieważ bał się, że ściągnie nam na głowę kłopoty. Za nim zawsze ktoś chodził, był obserwowany i nie chciał ryzykować. Często grywaliśmy też dla różnych organizacji. Nasze spektakle były dla nich okazją do spotkania, więc po przedstawieniach organizowali zebrania. Emilian nigdy na nich nie zostawał, stwierdzał, że to nie należy do artystycznej części zagadnienia, zawijał twarz szalikiem i wychodził” – wspomina Ewa Dałkowska.
Podkreśla również, że zmarły aktor miał niesamowitą charyzmę. „Przebrzydła szumowina” w jego wykonaniu na zawsze zostanie w mej pamięci. To był taki samizdat, który pojawił się podczas stanu wojennego, skierowany przeciwko Jaruzelskiemu. Zaczyna się od słów: „Przebrzydła szumowino, pachołku moskiewski, Ty farbowana świnio, marszałku kur…ski”. Emilian mówił to genialnie, z wściekłością i pasją, publiczność go uwielbiała!”
„Najlepiej świadczy o nim to, dlaczego odeszliśmy wcześniej z Teatru Domowego. Tam grało się specyficznie, trudno, należało przekazywać samą prawdę, a przecież w normalnej sytuacji aktor gra, kłamie. Tam nie można było kłamać. Emilian bał się, że się zmanierujemy. Gdy uznaliśmy, że najbardziej gorący czas minął i nasza misja nie jest już tak potrzebna, odeszliśmy do normalnej roboty” – opowiada Dałkowska.
„Miał wiele talentów, wspaniale śpiewał, grał na gitarze. Sądziłam, że Emilian będzie żył długo i nas wszystkich przeżyje. Był bardzo żywotnym i energicznym człowiekiem. Ceniłam jego rady, często się do niego zwracałam w sprawach branżowych, teatralnych. Był pomocny i otwarty. U niego w teatrze można było grać różne rzeczy, przyjmował pod swój dach wielu twórców, chcących coś zrealizować. Jego odejście to ogromna strata. Wiele osób martwi się, co będzie teraz z Teatrem Kamienica. Ja mam pewność, że Kamienica przetrwa, ponieważ teatr jest potrzebny w tych ciężkich czasach. Publiczność potrzebuje wzruszeń i piękna”. (PAP)
autor: Przemek Skoczek
sko/ dki/