Dramatopisarz i autor opowiadań, felietonista, scenarzysta filmowy, barwna postać świata artystycznego - Janusz Głowacki - kończy w piątek 75 lat. W październiku ukaże się jego nowa książka, w której opowiada, jak pisał scenariusz do filmu Andrzeja Wajdy "Wałęsa. Człowiek z nadziei".
Janusz Głowacki, zwany popularnie "Głową", zaczynał jako prozaik, przez wiele lat uprawiał felietonistykę, pisywał scenariusze filmowe. Choć w każdej z tych dyscyplin osiągnął sukcesy, prawdziwą sławę i międzynarodowe laury zdobył jako dramaturg.
Urodził się 13 września w 1938 r., w Poznaniu. Studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, ale przeniósł się na wydział aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Wyrzucony za "brak zdolności i cynizm", jak to oceniał po latach w autobiograficznej książce "Z głowy", wrócił na UW i w 1961 r. ukończył filologię polską. "Pewnie taki charakter; Grecy uważali, że charakter to przeznaczenie. Podobno już jako chłopiec uśmiechałem się krzywo. Przez to uznano mnie w szkole za cynika i nawet nie namawiano, żebym się zapisał do Związku Młodzieży Polskiej" - wspominał Głowacki po latach, w 2004 r., w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Swój pierwszy tekst prozatorski opublikował w 1960 r. w "Almanachu Młodych". Cztery lata później Głowacki znalazł się w zespole redakcyjnym "Kultury". Tam, w latach 1964-1981, ukazywały się jego felietony i opowiadania, które złożyły się potem na m.in. zbiory: "W nocy gorzej widać", "Wirówka nonsensu", "My Sweet Raskolnikow", "Moc truchleje". Pewien wpływ na kształtowanie się osobowości Głowackiego miał Janusz Wilhelmi, redaktor naczelny "Kultury". "Ja wtedy zaczynałem pisać i myślę, że Wilhelmi traktował mnie trochę jak najzdolniejszego ucznia. Miał do mnie słabość, a ja słuchałem z otwartymi ustami jego porad: takich właśnie, żebym nigdy nie ufał swoim pierwszym reakcjom, bo mogą być uczciwe, albo że +nie należy zbyt daleko odchodzić od moralności, bo to się na dłuższa metę nie opłaca+ - wspominał Głowacki, który jako felietonista "Kultury" na ostatniej stronie pisma ośmieszał to, co naczelny afirmował na stronie pierwszej.
Janusz Głowacki, zwany popularnie "Głową", zaczynał jako prozaik, przez wiele lat uprawiał felietonistykę, pisywał scenariusze filmowe. Choć w każdej z tych dyscyplin osiągnął sukcesy, prawdziwą sławę i międzynarodowe laury zdobył jako dramaturg.
Głowacki wypracował sobie własną stylistykę felietonu i własną, przewrotną strategię walki z cenzurą. Pisząc o "Ulissesie", zestawił książkę Joyce'a z trzeciorzędną powieścią pornograficzną "Głupia sprawa" Stanisława Dobrowolskiego, sławiąc zalety tej ostatniej a krytykując dzieło Irlandczyka. Szekspirowi Głowacki zarzucał pesymizm, czarnowidztwo i niedostrzeganie osiągnięć, chwalił natomiast Attylę za "zdrowy stosunek do zdegenerowanej sztuki rzymskiej". "Cenzura była skołowana. Część czytelników też" - wspominał pisarz, który określał narratora tych felietonów jako "osobę cokolwiek ograniczoną umysłowo, ale zaangażowaną po właściwej stronie".
W opowiadaniach Głowacki opisywał świat ówczesnych elit, artystyczny półświatek, bywalców literackich kawiarni. Materiał literacki zbierał imprezując m.in. w sławnym SPATiF-ie, Hybrydach i pobliskim barze Przechodnim, pijał z Hłaską, Andrzejewskim i Himilsbachem. W latach 60. i 70. Głowacki, stał się postacią popularną i powszechnie rozpoznawalną, bohaterem licznych anegdot towarzyskich. Odnosił także sukcesy w świecie filmu - w 1969 roku Wajda sfilmował jego nowelę "Polowanie na muchy", a w roku 1970 na ekrany wszedł "Rejs", jeden z najoryginalniejszych i najzabawniejszych filmów polskich, do którego autor "Wirówki nonsensu" napisał scenariusz wraz z reżyserem filmu Markiem Piwowskim.
Debiut dramaturgiczny Janusza Głowackiego przypadł na rok 1972; wtedy Studencki Teatr Satyryków przeniósł na scenę jego "Cudzołóstwo ukarane". Teksty Głowackiego często gościły na deskach polskich scen teatralnych oraz w teatrze telewizji - w 1975 zrealizowano "Dzień słodkiej śmierci" (Teatr TV), w 1976r. "Obciach", w 1977r. - "Mecz" (Teatr Powszechny, Warszawa) oraz "Wizytę" (Teatr TV), a w 1979 r. "Kopciucha" (Teatr Współczesny, Szczecin). To właśnie na premierę "Kopciucha" na deskach londyńskiego Royal Courts Theatre Głowacki wyjechał z Polski na początku grudnia 1981 roku. "Do Londynu wyjechałem na tydzień. A tu stan wojenny i się zostałem na emigranta. Potem Nowy Jork, bo jak już emigrować, to tam. Do Polski przyjechałem po ośmiu latach. Potem wróciłem do USA i tak się huśtam nad oceanem" - wspominał Głowacki.
W USA znalazł się po czterdziestce, bez pieniędzy, bez zawodu i z marną angielszczyzną. W książce "Z głowy" wspomina, jak całymi miesiącami krążył po biurach producentów i redakcjach z maszynopisami i plikiem londyńskich recenzji w ręku. "Nic nie robi tak dobrze pisarzowi jak upokorzenie, nie jest łatwo przyznać się do klęski i do tego, że nikt nas nie chce" - wspomina Głowacki początki swojej kariery w Nowym Jorku. Udało mu się przełamać złą passę dramatem "Polowanie na karaluchy" o parze polskich emigrantów przegadujących bezsenne noce w najbiedniejszej części Manhattanu wyreżyserowana przez Arthura Penna w Manhattan Theatre Club w 1986 roku. Sztuka zebrała znakomite recenzje i jest wystawiana o dziś dzień w teatrach całego świata.
Kolejne dramaty Głowackiego - "Antygona w Nowym Jorku" (1992) o trójce bezdomnych, Polaku, Rosjaninie i Portorykance przeżywających chwile miłości, nadziei i rozpaczy w nowojorskim Tompkins Square Park czy nawiązująca do Czechowa "Czwarta siostra" (2001) także zyskały powodzenie. Pisarz wydał też kolejne tomy prozy: "Ostatni cieć" (2001), "Good night Dżerzi" (2010). 23 października do księgarń trafi książka Janusza Głowackiego o pisaniu scenariusza do filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei". Tytuł nowej książki Głowackiego na razie jest otoczony tajemnicą. Wydawca - Świat Książki - ujawnia tylko jej podtytuł, który brzmi: „Jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy”. Wydawnictwo Świat Książki zdradza, że Głowacki opowie "o pisaniu i o kręceniu, o Wajdzie i o Wałęsie, o Polakach i o Polsce. Czarny humor miesza się w tej opowieści z czarną rzeczywistością, tragedia z groteską, prawda z fikcją, a PRL z wolną Polską". (PAP)
aszw/ ula/