Jesienią w kinach możemy się spodziewać wyczekiwanych tytułów, w tym „Czasu krwawego księżyca” Martina Scorsese i „Napoleona” Ridleya Scotta. Z powodu trwającego w Hollywood strajku aktorów i scenarzystów wiele premier, m.in. „Diuny: Części drugiej” Denisa Villeneuve’a i „Challengers” Luki Guadagnino, przełożono na 2024 r.
To pierwszy odbywający się równolegle strajk aktorów należących do Screen Actors Guild – American Federation of Television and Radio Artists (SAG-AFTRA) – i scenarzystów z Writers Guild of America (WGA) od 1960 r. Wówczas negocjacjom z hollywoodzkimi studiami filmowymi przewodniczył m.in. prezes aktorskiej gildii, późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan, a wśród wstrzymanych realizacji znalazły się "Pokochajmy się" George’a Cukora z Marilyn Monroe i Yvesem Montandem, "Butterfield 8" Daniela Manna z Elizabeth Taylor oraz "Okręt głupców" Richarda Murphy’ego z Jackiem Lemmonem i Rickym Nelsonem. Choć tegoroczny strajk scenarzystów rozpoczął się w maju, a aktorzy dołączyli do nich 14 lipca, już teraz wywiera on znaczący wpływ na amerykański przemysł filmowy. Artyści - domagający się wyższych wynagrodzeń i zabezpieczeń przed nieautoryzowanym wykorzystywaniem ich wizerunków przez sztuczną inteligencję - nie tylko zrezygnowali z pracy nad nowymi projektami, ale też mają zakaz promowania filmów w mediach i na festiwalach filmowych. Wyjątek stanowią produkcje niezależne i mikrobudżetowe.
Reakcje producentów na protest były właściwie błyskawiczne. Jeszcze w lipcu ogłoszono, że film "Challengers" Luki Guadagnino, który światowa publiczność miała zobaczyć premierowo podczas gali otwarcia 80. festiwalu w Wenecji, został wycofany z imprezy. Decyzja ta dotknęła twórców weneckiego biennale, którzy akurat układali program oficjalnej selekcji. "Trudno było ukończyć prace nad programem, który mieliśmy już prawie gotowy. Na szczęście wpływ strajku - którego motywacje są bardzo dobre - na nasz festiwal okazał się niewielki. Jedynym obrazem, który straciliśmy, był piękny film Luki Guadagnino" – przyznał dyrektor artystyczny wydarzenia Alberto Barbera. Nowy obraz twórcy "Tamtych dni, tamtych nocy" trafi na wielki ekran w kwietniu 2024 r. i będzie opowiadać o utalentowanej trenerce tenisa (w tej roli Zendaya), która spotyka na swojej drodze dwie gwiazdy sportu (Josh O’Connor i Mike Faist).
Podobny los spotkał "Diunę: Część drugą" Denisa Villeneuve’a, której premierę – planowaną na początek listopada – przesunięto na wiosnę 2024 r. Szczegóły fabuły wciąż owiane są tajemnicą, jednak portale branżowe ujawniają, że film obejmie drugą połowę powieści Franka Herberta, w której książę Paul Atryda kontynuuje swoją podróż do władzy. Na ekranie pojawią się Timothee Chalamet, Zendaya, Rebecca Ferguson i Javier Bardem. Problemy związane ze strajkiem nie ominęły również "Spider-Mana: Beyond the Spider-Verse" Joaquima Dos Santosa i Justina K. Thompsona, który miał ujrzeć światło dzienne w marcu 2024 r., a obecnie nie wiadomo, kiedy pojawi się w kinach. "Nawet gdyby nie rozpoczął się strajk, premiera +Beyond the Spider-Verse+ w marcu 2024 r. wydawała się mało prawdopodobna. W ub. miesiącu producenci Phil Lord i Chris Miller powiedzieli Comicbook.com, że chcą +poświęcić tyle czasu, ile trzeba, by +Beyond the Spider-Verse+ był świetny" – skomentował portal EW.
Sporo projektów padło ofiarą strajku już na etapie produkcji. Wśród nich znalazł się film Pawła Pawlikowskiego "The Island" z Joaquinem Phoenixem i Rooney Marą w obsadzie, którego realizację wstrzymano do odwołania. Obraz, luźno inspirowany prawdziwą historią, miał opowiadać o amerykańskiej parze, która z dala od cywilizacji, na bezludnej wyspie postanawia stworzyć sobie raj. Jak poinformował w maju portal Deadline, firmy ubezpieczeniowe odmówiły ubezpieczenia produkcji, obawiając się konsekwencji strajku. Twórcy "The Island" próbowali skorzystać z usług innych ubezpieczycieli, ale i to się nie powiodło. "Może to oznaczać poważny problem dla całego kina niezależnego. Istnieje realne zagrożenie, że z powodu tej niepewności w najbliższych miesiącach bardzo niewiele niezależnych produkcji będzie w stanie wystartować na dużą skalę" - zwraca uwagę Deadline.
Jednak zbliżającej się jesieni nie zabraknie premier ważnych produkcji. Już 20 października zadebiutuje w Polsce jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów tego roku – "Czas krwawego księżyca" Martina Scorsese. Po "Irlandczyku" - nawiązującym do poetyki kina gangsterskiego, które przez lata było jego specjalnością - w swoim nowym dziele mistrz delikatnie zmienia tonację, mieszając wiele gatunków, jednak najbliżej pozostając konwencji westernu. Scenariusz – współtworzony przez Scorsese i Erica Rotha – został oparty na książce non-fiction Davida Granna pod tym samym tytułem, poświęconej narodzinom FBI oraz serii morderstw popełnionych w latach XX w. Oklahomie na Indianach z plemienia Osagów. W związku ze znajdującymi się na tym terenie złożami ropy naftowej plemię to określano mianem najbogatszych Indian Ameryki. W obsadzie znaleźli się m.in. Leonardo DiCaprio, Robert De Niro i Lily Gladstone.
Miesiąc później, 24 listopada, na wielkim ekranie możemy się spodziewać "Napoleona" Ridleya Scotta z Joaquinem Phoenixem w roli tytułowej. Za scenariusz odpowiada David Scarpa, który współpracował ze Scottem przy "Wszystkich pieniądzach świata". Zgodnie z zapowiedziami twórców "Napoleon" nie będzie typowym historycznym kinem akcji. Choć nie zabraknie w nim scen bitewnych, ukaże przede wszystkim taktyczny geniusz Napoleona i historię jego uczucia do Józefiny (granej przez Vanessę Kirby). Producentem obrazu – tak samo jak w wypadku "Czasu krwawego księżyca" - jest Apple. Oba tytuły mogą się liczyć w nadchodzącym wyścigu oscarowym. Po dystrybucji kinowej mają trafić na platformę Apple TV+.
8 grudnia polska publiczność będzie mogła obejrzeć "Biedne istoty" Yorgosa Lanthimosa, których premierę pierwotnie planowano na 8 września. To fantastyczna opowieść o stworzonej przez genialnego naukowca Belli Baxter (granej przez Emmę Stone), młodej kobiecie nieświadomej społecznych konwenansów, nieskażonej uprzedzeniami, która uczy się mówić własnym głosem. Bohaterka wyrusza w podróż po Europie, w trakcie której przeżyje wiele przygód. Obraz uhonorowano Złotym Lwem podczas zakończonego w ub. tygodniu festiwalu w Wenecji. "Musiało upłynąć kilka lat, zanim świat, a właściwie branża filmowa stała się gotowa na ten film, i zdołaliśmy go nakręcić. Alasdair Gray dał nam niesamowitą powieść, która wyprzedzała swoje czasy. Dziękuję scenarzyście Tony’emu McNamarowi, całej ekipie i wspaniałej obsadzie. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli świętować razem. Główną bohaterką tego filmu jest Bella Baxter, niesamowita istota, która nie istniałaby bez Emmy Stone, kolejnej niesamowitej istoty" – mówił reżyser, odbierając statuetkę.
Tydzień później, 14 grudnia, do kin wejdzie "Wonka" Paula Kinga, którego scenariusz reżyser napisał z Simonem Farnabym. Obraz będzie prequelem "Willy’ego Wonki i fabryki czekolady" – inspirowanego książką "Charlie i fabryka czekolady" Roalda Dahla - w którym poznamy początki kariery ekscentrycznego właściciela fabryki czekolady. W roli głównej wystąpił Timothee Chalamet. Na ekranie zobaczymy również Calah Lane, Sally Hawkins, Hugh Granta, Olivię Colman i Rowana Atkinsona. Jak podał Total Film, "Wonka" będzie obfitować w sceny śpiewu i tańca. "Nie chciałem jednak, żeby stał się on po prostu musicalem, w którym ludzie śpiewają dialogi bez wyraźnego powodu. Chciałem, by był to bardziej film z piosenkami niż musical" – podkreślił reżyser w rozmowie z portalem. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp/