Pierwsi zwiedzający odwiedzili w poniedziałek w południe Zachętę - Narodową Galerię Sztuki. Nowe ekspozycje oglądali zarówno krytycy sztuki, jak i jej amatorzy. Jesteśmy głodni sztuki - wyznała kobieta, która wraz z mężem zwiedzała wystawę „Rzeźba w poszukiwaniu miejsca”.
Według rozporządzenia Rady Ministrów od 1 lutego mogą prowadzić działalność galerie sztuki i instytucje kultury prowadzące działalność wystawienniczą. W Zachęcie otwarto dwie nowe wystawy "Rzeźba w poszukiwaniu miejsca" oraz "Rhizopolis".
Zastępca dyrektora Zachęty Olga Wysocka powiedziała, że poniedziałkowa frekwencja wywołała u niej bardzo miłe zaskoczenie. "Wiedzieliśmy, że czekają na nas goście, od kiedy ogłoszono, że otwierają się muzea i galerie, a wiadomości te rozprzestrzeniają się teraz bardzo szybko w mediach społecznościowych. Dostawaliśmy informacje - +hura+, +cieszymy się+, +przyjdziemy+, +jesteśmy bardzo zainteresowani+ - więc spodziewaliśmy się natarcia zainteresowanych i spragnionych sztuki" - dodała. "To bardzo cieszy, bo też jesteśmy spragnieni gości. Smutkiem dla samej galerii jest posiadanie dzieł, które czekają na widza w zamieszczonych przestrzeniach" - podkreśliła.
Nowe wystawy zwiedzali warszawiacy, krytycy sztuki oraz goście zagraniczni. "Jesteśmy głodni sztuki, chodzimy na wszystkie ciekawe wernisaże, a teraz niestety nie wychodzimy, więc przyszliśmy, jak tylko okazało się to możliwe. Mam nadzieję, że to nie będzie epizod, ale Zachęta pozostanie otwarta na dłużej" - powiedziała kobieta, która zwiedzała ekspozycję wraz z mężem. Wyznał on, że jeżeli tylko wszystkie zapowiedzi się ziszczą, zamierzają również odwiedzić wystawę dzieł Jana Cybisa w Galerii Opera, Muzeum nad Wisłą, gdzie zobaczą wystawę "Henryk Streng / Marek Włodarski i modernizm żydowsko-polski" i wystawę Jerzego Nowosielskiego w Galerii Staraka, czyli Spectra Art Space.
"Rzeźba w poszukiwaniu miejsca" w Zachęcie jest to efekt wieloletniej pracy i poszukiwań kuratorki wystawy Anny Marii Leśniewskiej, której udało się zebrać niemal 200 dzieł polskich artystów z pola sztuk wizualnych, w tym kilkunastu twórców filmowych.
Ekspozycja została podzielona na siedem sal tematycznych, ale już w holu galerii widzowie będą mieli okazję zobaczyć pierwszą z prac — słynne "Kobiety brzemienne" Xawerego Dunikowskiego — klasyka rzeźby, które wywarły ogromny wpływ na kolejne pokolenia artystów. Na wystawie pokazywana jest również m.in. największa w dorobku tkackim Magdaleny Abakanowicz "Kompozycja monumentalna", rzeźby Aliny Szapocznikow oraz kameralne akty Katarzyny Kozyry.
Leśniewska zwróciła uwagę, że jej wystawę wypełniają dzieła nie tylko rzeźbiarzy, ale też malarzy, instalatorów, ludzi zajmujących się dźwiękiem. "Koncepcja rozumienia, czym jest rzeźba, uległa radykalnemu poszerzeniu" - tłumaczyła. "Jest to wystawa, która podważa tradycyjne pojęcie rzeźby, ale myślę, że już czas najwyższy, abyśmy szerzej otworzyli i oczy i spojrzeli, co się dzieje wokół nas i jak dalece sztuka przekazuje nam nowe znaczenia. Artyści mają swoje pracownie, które dalece odbiegają od XIX-wiecznych wyobrażeń przestrzeni, w której się pracuje. To również zostało na tej wystawie pokazane" - dodała.
"Rhizopolis" to scenografia fikcyjnego miasta przetrwania, stworzona, zgodnie z założeniem artystki, przez naturę. Odwiedzający wystawę zejdą do podziemia, gdzie będą mogli doświadczyć wizji przyszłości, która nadejdzie po wielkiej katastrofie kończącej trwającą obecnie epokę człowieka – antropocen.
Jak mówiła Olga Wysocka, "Rajkowska zaprasza nas do świata, który może się wydarzyć za kilkanaście lat. Zaprasza do podziemi, do miejsca, gdzie możemy się znaleźć, jeżeli nie będziemy dbać o naszą planetę". "Moc przekazu jest niesamowita. Trzeba przyjść i własnymi zmysłami poczuć to, co się może z nami wydarzyć. To niesamowita gra myślenia o przyszłości. Rajkowska zastosowała również chwyt, dzięki któremu możemy sami siebie zobaczyć w tym świecie" - opowiadała.
Otwarta została także wystawa "Maciej Salamon. Prace domowe" w Miejscu Projektów Zachęty przy ul. Gałczyńskiego 3. Jak twierdzi artysta, edukacja akademicka stłumiła w nim naturalną przyjemność malowania i dopiero dziwny czas pandemicznego lockdownu mu ją przypomniał. Wpadł wtedy na pomysł założenia Firmy Portretowej M. Salamon, bezpośrednio nawiązującej do sławnej firmy portretowej Stanisława Ignacego Witkiewicza zainaugurowanej w 1928 roku. W przypadku Salamona pomysł stworzenia takiej firmy zrodził się z chęci wypełnienia „podarowanego” przez pandemię wolnego czasu (rodzaj autoironicznej terapii sztuką) oraz z potrzeby utrzymania pięcioosobowej rodziny (firma Witkacego również służyła zarabianiu pieniędzy). Projekt jest śmieszno-gorzkim komentarzem do sytuacji ekonomicznej współczesnego artysty, pozostawionego samemu sobie w trudnych czasach zarazy. (PAP)
Autor: Olga Łozińska
oloz/ abe/ wj/