Józef Skrzek, multiinstrumentalista i kompozytor, obchodzi 75. urodziny. Stworzona przez niego grupa SBB (Silesian Blues Band) była pierwszym polskim zespołem, który zdobył ogromne uznanie w Europie Zachodniej i USA.
"Liczby, w tym przypadku 75, dotyczące moich urodzin, nie odgrywają dla mnie żadnej roli. Życie unosi mnie w inną przestrzeń" - mówi PAP Józef Skrzek.
"Cały czas czuję się w moim ułożeniu ważny. Jestem głową rodziny, ojcem pięknych trzech córek i dziadkiem dwóch wnuczek. Niestety rok temu straciłem ukochaną Alinkę, wspaniałą partnerkę. To był dla mnie wielki cios i bardzo to przeżywam. Dlatego też obecnie komponuję +Odyseję miłości+, którą będzie dedykowana Alince" - dodaje.
Józef Skrzek odebrał solidne wykształcenie artystyczne. Ukończył szkołę muzyczną pierwszego i drugiego stopnia w Katowicach, gdzie grał głównie muzykę klasyczną. Później kontynuował edukację w Akademii Muzycznej. Po dwóch latach śmierć ojca zmusiła go jednak do przerwania studiów i poszukiwań sposobów na utrzymanie rodziny. Był rok 1970, miał już wówczas trochę znajomych muzyków, m.in. Tadeusza Nalepę. Ten zaproponował mu przyłączenie do zespołu Breakout, Skrzek musiał jednak nauczyć się grać na gitarze basowej. Przyszło mu to dość łatwo, choć było to dla niego nowe doświadczenie, bo wcześniej grał na pianinie. Jako basista Breakoutu brał udział w koncertach i nagraniu płyty "70a".
"Cały czas czuję, że moje muzykowanie ma znaczenie. Ono przenosi się na drugą stronę, do publiczności. W tej kwestii czuję się spełniony. To wszystko, co się zdarzyło przez te dekady, miało sens. I to, czego nauczyli mnie rodzice, a później wspaniali pedagodzy, a także wszystkie obycia sceniczne – począwszy od Breakout, przez SBB i Czesława Niemena – to miało niesamowitą wartość, która jest absolutem talentu danego od Boga" - wyjaśnia kompozytor.
"Obecnie zbyt dużo nie ćwiczę, bo w żałobie bardziej myślę o tym, dlaczego los jest tak okrutny. Ale mimo to jednak wchodzę na scenę i jest pięknie. Teraz, gdy robię dużą formę, o której wspomniałem – +Odyseję miłości+, muszę dużo pisać i próbować, np. za chwilę jadę próbować z góralami. Wczoraj ćwiczyłem na potężnych organach piszczałkowych. Jest to dla mnie teraz być albo nie być" – zaznacza.
Skrzek grał z Breakoutem, ale szukał nowej drogi. Pierwsze próby stworzenia własnej grupy spaliły na panewce, bo muzycy, z którymi rozmawiał, wyjechali za granicę. Później pojawili się perkusista Jerzy Piotrowski i gitarzysta Apostolis Anthimos. Tak powstał zespół SBB.
"Widziałem w nich wielki entuzjazm. Ruszyliśmy z próbami, które odbywały się w różnych przypadkowych miejscach. Mimo tych problemów była w nas ogromna determinacja - podkreśla Skrzek.
"Przyszły pierwsze koncerty SBB i okazało się, że nasza muzyka podoba się słuchaczom. Wszystko szło do przodu, ale po pewnym czasie zaczęło się rozłazić, z różnych powodów. Wtedy czołowy polski menedżer Franciszek Walicki zaproponował, abyśmy zmienili styl promocji. Styl muzyki pozostał niezmienny. Wtedy, za sprawą Walickiego, zmieniliśmy rozwinięcie skrótu SBB (jako Silesian Blues Band) na: Szukaj, Burz, Buduj" – dodaje
Pierwsza publiczna informacja o SBB pojawiła się w dzienniku "Sztandar Młodych", w numerze z 22-23 maja 1971 r. Zespół zaczął koncertować w kraju i za granicą. Na ich pierwszej płycie, wydanej w 1974 r., znalazł się materiał nagrany na żywo z koncertu w warszawskiej "Stodole". W 1975 r. ukazał się ich pierwszy studyjny album "Nowy horyzont". Do 1980 r., momentu rozwiązania grupy, nagrali dziewięć płyt. Wśród nich ogromne uznanie zdobył longplay "Follow My Dream" (1978).
"SBB to był wielki łut szczęścia. My, młodzi Ślązacy, którzy w piwnicach czy klubach coś tam sobie brzękali, nagle zaczęliśmy grać na potężnych scenach świata" - zwraca uwagę muzyk. "To było fenomenalne. Show-biznes był dla nas szkołą życia i cierpliwości, choć gdy człowiek ma dwadzieścia parę lat, jest bardzo niecierpliwy. Nauczyliśmy się też pracowitości, wtedy ćwiczyliśmy po kilkanaście godzin na dobę" - dodaje.
"Spotkaliśmy wielu ludzi, którzy nam dobrze życzyli. Gdy zaczęliśmy koncertować za granicą, poznawaliśmy ciekawych i życzliwych obcokrajowców, np. Węgrów (grupy Omega, Locomotiv GT). Oni doceniali nas i dużo nam pomogli we wchodzeniu na rynek w Europie Zachodniej. Te przyjaźnie przetrwały do dziś" - wspomina Skrzek. "Do dziś jesteśmy doceniani i rozpoznawalni. To jest miłe, np. jestem na lotnisku w Pyrzowicach, nagle słyszę: +Hello man, you are Josef?+. Patrzę, a to jeden z członków zespołu Procol Harum" - mówi.
Muzyka SBB reprezentowała różne style, m.in. blues, jazz, rock, hard rock i bardzo popularne w latach 70. – rock progresywny i psychodeliczny.
"Przy okazji moich urodzin przypomina mi się miłe zdarzenie. W 1978 r. graliśmy koncert w Roskilde (zwanym wówczas europejskim Woodstockiem), kilkanaście minut po północy, po występie Boba Marleya. Gdy Bob schodził ze sceny w towarzystwie dziewczyn ze swoich chórków, zapytał mnie: +hi, you are Josef?+. Odpowiedziałem: +yes+. On wtedy zwrócił się do dziewczyn: +singing+ i one zaśpiewały mi: +happy birthday to you+. Było to genialne. Śpiew oraz to, że zadał sobie trud, aby to zrobić, pamiętać. Kończyłem wtedy 30 lat" - wspomina Skrzek.
"SBB stało wówczas w gronie najlepszych na świecie. Doceniano nas i zapraszano do grona najlepszych. Traktowali nas jak swoich. Nie odczuwaliśmy z ich strony pseudokonkurencji czy zarozumialstwa. Doceniali nas za naszą muzykę. To wszystko dodawało otuchy i budowało nas. Tych pierwszych dziewięć lat SBB miało ogromną moc" - stwierdza. Jak dodaje: "Niesamowita była synergia nasza i publiczności. Oni swoim aplauzem oddawali nam tę energię, którą dostawali od nas przez muzykę. SBB to było moje pierwsze muzyczne dziecko, które uwielbiałem i szanuje do dzisiaj. Tęsknię za tamtym czasem".
Muzycy SBB tworzyli wyjątkową muzykę, choć na każdym kroku borykali się z licznymi problemami, charakterystycznymi dla Polski lat 70., np. ich sprzęt ustępował temu, co mieli już muzycy na Zachodzie. Początkowo członkowie grupy grali na wzmacniaczach wykonanych amatorsko, przez zaprzyjaźnionego z zespołem elektryka z Siemianowic. Marshalle zdobyli dopiero później.
"Koniec SBB był spowodowany naszym zmęczeniem. Było to tyranie, graliśmy w całej Europie, na wschodzie i na zachodzie. Tylko do Związku Radzieckiego nas nie zapraszano, choć dostawaliśmy tysiące listów od miłośników naszej muzyki z całego terenu ZSRS. Do tego przeszkody organizacyjne na każdym kroku, jak chociażby zdobywanie paszportów na wyjazdy zagraniczne. To nas spalało" – tłumaczy kompozytor.
W pierwszym okresie swojej działalności (1971–1980) SBB w realny sposób promowało polską kulturę na całym świecie. Był to pierwszy zespół muzyczny, który zdobył tak ogromną popularność poza naszymi granicami.
"Nasze płyty były wysoko notowane w Europie i Stanach Zjednoczonych. Wszystkie są przeze mnie kochane, ale szczególnie ważny jest dla mnie album +Memento z banalnym tryptykiem+ z roku 1980. Zastosowaliśmy na nim brzmienie organ piszczałkowych, zajmowałem się również miksowaniem tego materiału" – zaznacza muzyk.
Skrzek jest artystą nadal aktywnym. Po rozwiązaniu SBB grał w różnych miejscach, komponował muzykę teatralną i filmową. Poszukiwał nowych stylów, np. łącząc organy piszczałkowe z syntezatorami, pisał muzykę elektroniczną. Na początku lat 90. reaktywował SBB, ale nieobecnego w kraju perkusistę Jerzego Piotrowskiego zastąpili inni, np. Paul Wertico, grający wcześniej z Patem Methenym. Później Piotrowski znów dołączył do zespołu i SBB grało w dawnym składzie. Dziś grupa daje koncerty okazjonalnie.
Jak wyjaśnia jednak lider SBB, zespół miałby powrócić. "Myślę, że uda nam się zagrać znowu, w przyszłym miesiącu" – wyjawia w rozmowie z PAP Józef Skrzek.(PAP)
Autor: Tomasz Szczerbicki
szt/ skp/