On traktował literaturę serio, nie dopuszczał możliwości, że może być czymś użytkowym, czy nawet spełniać jakąś rolę społeczną – dla niego miała być dziełem samym w sobie – stwierdza pisarz i publicysta Krzysztof Varga, wspominając zmarłego w piątek Jerzego Pilcha.
"Miał niepowtarzalny styl literacki ze słynną Pilchową frazą. Sięgam po książki Pilcha od czasu do czasu dla czystej przyjemności, nie po to, żeby się czegoś dowiedzieć, ale wyłącznie żeby się pławić w tym języku, w tej ironii, w tym dystansie. To jest jeden z nielicznych autorów literatury polskiej, który jest niepodrabialny. U niego zawsze ta fraza i kunszt literacki były na pierwszym miejscu. To jest komplement dla pisarza: nieważne, o czym on pisze, ja to czytam nie dla tematu, tylko dla jego mistrzostwa. Nic mnie nigdy nie obchodziły problemy Cracovii Kraków, a mogłem czytać wszystko, co Pilch pisał na ten temat" - mówił Varga.
Jego zdaniem Pilch był jednym z nielicznych autorów, którzy swój styl i język mieli od samego początku, czego dowodzi niewydana dotąd debiutancka powieść Pilcha „Masy upalnego powietrza” (fragmenty ukazały się w „Twórczości”). "Widać, że Pilch wtedy jeszcze nie wiedział tak naprawdę, o czym chce pisać, ale już miał swój język, swój styl. To był facet bardzo przywiązany do tradycji literackiej, do literackiego kunsztu. On traktował literaturę serio, nie dopuszczał możliwości, że może być czymś użytkowym, czy nawet spełniać jakąś rolę społeczną – dla niego miała być dziełem samym w sobie" - mówił Varga.
Dopytywany, po co sięga najchętniej, wskazał na stare, klasyczne felietony Pilcha. „Muszę wrócić do +Wielu demonów+, to będzie mój hołd dla Pilcha. To jest bardzo niedoceniona książka, a jedna z najwybitniejszych w jego dorobku. Może najmniej udany jest +Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym+ - Pilch chciał napisać książkę o Warszawie, a jej nie znał. Przez 20 lat mieszkania w tym mieście jego świat zamykał się między Hożą, gdzie miał mieszkanie, Placem Trzech Krzyży, gdzie spacerował i Dworcem Centralnym, skąd jeździł do Wisły. Nigdy nie jechał metrem" - podkreślił Varga, dodając, że jako warszawski patriota nie pochwalał takiej wstrzemięźliwości w poznawaniu miasta.
"Widziałem w życiu Pilcha może z dziesięć razy, ale przeprowadziliśmy bardzo wiele rozmów telefonicznych. To było w czasach, gdy Pilch był jeszcze zdrowy, mogliśmy do siebie jechać, ale siedzieliśmy godzinami i gadaliśmy przez telefon. Na trzeźwo. Ten rodzaj kontaktu najbardziej mu odpowiadał: bezpieczny dystans od rozmówcy, on sam, w mieszkanku na Hożej, z fotela kontroluje świat. Bo on był świetnie zorientowany, co się dzieje w towarzystwie, w literaturze. Rozmawialiśmy o sprawach fundamentalnych, najważniejszych na świecie: alkoholu, kobietach i literaturze. Będzie mi tego brakowało" - dodał Varga.(PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ wj/