Ludzie nie słuchają twórców kultury; wielu wielkich artystów występowało w latach 30. przeciw faszyzmowi i w niczym to nie pomogło, historia idzie do przodu według własnych praw – ocenił w rozmowie z PAP rosyjski reżyser Andriej Konczałowski.
Autor filmów "Wujaszek Wania", "Syberiada", "Uciekający pociąg" był gościem 16. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
W programie festiwalu znalazł się cykl Mistrzowie Kina Europejskiego, w związku z którym do Wrocławia przybyła grupa wybitnych europejskich reżyserów, wśród nich Konczałowski, Cristian Mungiu, Nanni Moretti, Petr Zelenka, Agnieszka Holland.
W rozmowie z PAP Andriej Konczałowski odniósł się m.in. do słów papieża Franciszka, który powiedział podczas podróży do Polski, że "świat zatracił pokój" i że "najbardziej właściwym słowem, by opisać to, co się dzieje na świecie, jest +wojna+".
"Papież ma absolutną rację" – uważa rosyjski reżyser. "Myślę, że to, co najbardziej go niepokoi, to wcale nie terroryzm" – powiedział Konczałowski, łączący terroryzm z "wojną między dwoma cywilizacjami - europejską i islamską". "Myślę, że papieża bardziej niepokoi kwestia degradacji europejskich tradycji kulturowych, atak na tradycyjne wartości chrześcijańskie" – ocenił.
Pytany, czy w czasie, gdy świat zatracił pokój, misją twórców kultury powinno być stanie na straży wartości, ponieważ głos tych środowisk jest dla społeczeństwa ważny - Konczałowski odparł: "Ludzie wcale nie słuchają twórców sztuki". "Wielu wielkich artystów występowało przeciw faszyzmowi w latach 30. I przecież w niczym to nie pomogło. Historia idzie do przodu według własnych praw, tak jak w geologii obserwuje się przesunięcia płyt tektonicznych" – dodał.
"Papież ma absolutną rację" – uważa rosyjski reżyser. "Myślę, że to, co najbardziej go niepokoi, to wcale nie terroryzm" – powiedział Konczałowski, łączący terroryzm z "wojną między dwoma cywilizacjami - europejską i islamską". "Myślę, że papieża bardziej niepokoi kwestia degradacji europejskich tradycji kulturowych, atak na tradycyjne wartości chrześcijańskie" – ocenił.
Komentując oczekiwania, że ludzie kultury pomogą wskazać społeczeństwom drogę w trudnych czasach, rosyjski reżyser doradził, aby "aż tak nie wierzyć w sztukę", żeby zamiast tego "po prostu czerpać z niej przyjemność". "Większość ludzi czyta książki, żeby jakoś spędzić czas" – ocenił Konczałowski.
"Sztuka to gra. Gra bardzo ważna dla każdego człowieka, bo w każdym człowieku żyje dziecko i każda prawdziwa sztuka budzi w człowieku to dziecko. Bardzo ważne jest, aby człowiek nie zapominał o dziecku w sobie" – podkreślił. "Sztuka nie jest instrukcją do działania. Sztuka jest poświęcona pytaniu: po co żyjemy. A na to pytanie nie da się odpowiedzieć. Trzeba próbować odpowiadać, ale - odpowiedzi nie będzie" – uważa Konczałowski.
Mówiąc o wpływie twórców kultury na politykę, reżyser uznał, że "gdyby sztuka odgrywała ważną rolę w polityce, żylibyśmy w raju".
Tymczasem, jak opisywał w rozmowie z PAP, "mieszkamy wszyscy jak muchy w walizce". "Latamy sobie i wydaje się nam, że jesteśmy wolni. Ale przecież jesteśmy w tej walizce – którą ktoś niesie. Ciężko zrozumieć, kto tę walizkę niesie. A jeszcze trudniej zrozumieć, kto płaci temu, który niesie walizkę. Wszyscy jesteśmy jak muchy w walizce i bardzo niewiele rozumiemy" – powiedział Konczałowski.
Pytany, czy w obliczu zmian zachodzących w Europie czuje się bezpieczny, odparł: "Nie. Nikt nie czuje się bezpieczny. Ta imigracja do Europy to jest skutek polityki anglosaskiej. A tym bardziej - Brexit. I co? Pozostawiono Europę sam na sam z imigrantami".
Według Konczałowskiego "żyjemy w czasach rozpadu filozofii anglosaskiej, która tak długo dominowała na świecie". "Jeśli chodzi o utrzymywanie Europy przez politykę anglosaską w orbicie swoich wpływów, właśnie widzimy tego koniec. To jest niestety skazane na porażkę" – ocenił filmowiec.
Konczałowski odpowiedział we Wrocławiu m.in. na pytanie o list otwarty z 2012 r. w obronie członkiń rosyjskiej grupy punkrockowej Pussy Riot, który podpisało ponad 100 rosyjskich twórców kultury, wśród nich on sam oraz reżyserzy Fiodor Bondarczuk i Kirił Sieriebriennikow. List wystosowano przed tym, jak w Moskwie rozpoczął się proces członkiń Pussy Riot, oskarżonych o "chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną" za wykonanie w świątyni prawosławnej antyputinowskiej pieśni.
Konczałowski zaznaczył w rozmowie z PAP, że podpisał list, ale nie był to wyraz jego poparcia dla Pussy Riot jako artysty. "Nie nakręciłem filmu z tego powodu. To było po prostu pismo. Mógłbym być inżynierem czy uczonym" – powiedział. Pytany, dlaczego zdecydował się stanąć w obronie grupy, wyjaśnił: "Nie broniłem wcale Pussy Riot. Sprzeciwiałem się surowej karze. To ogromna różnica".
Reżyser zastrzegł, że nie popiera "terroryzmu kulturowego". "Nawet z punktu widzenia kultury było to wątpliwie. Tańczenie w cerkwi było bardzo głupie. Nie chciałem jednak dla nich kary więzienia" – wspominał czyn Pussy Riot.
W poprzednich latach Konczałowski gościł w Polsce m.in. na Festiwalu Filmów Rosyjskich "Sputnik nad Polską" (Warszawa, 2011). Pytany, jak postrzega zmiany w naszym kraju w ostatnim okresie, nie chciał komentować, gdyż, argumentował, "to jest polityka". "Polityka ma niewiele wspólnego z narodem. Bo potem naród się wtrąca i zmienia politykę" – powiedział Konczałowski.
Andriej Konczałowski urodził się w 1937 r. w Moskwie. Jest synem poety Siergieja Michałkowa oraz starszym bratem reżysera Nikity Michałkowa. Przyjęty pseudonim Konczałowski jest panieńskim nazwiskiem jego matki.
Debiutancki film "Pierwszy nauczyciel" Konczałowski nakręcił w 1965 r. W 1979 r. powstał film "Wujaszek Wania" (Srebrna Muszla na MFF w San Sebastian). Po zrealizowaniu w 1979 r. nagrodzonej w Cannes "Syberiady" Konczałowski opuścił Rosję.
W latach 80. mieszkał i pracował w USA. Nakręcił m.in. "Kochanków Marii" (1984) z Nastassją Kinski oraz "Uciekający pociąg" (1985) wg scenariusza Akiry Kurosawy. Podczas zdjęć do "Tango i Cash" (1989) z Sylvestrem Stallone i Kurtem Russellem Konczałowski odmówił dalszej realizacji tego filmu. Na początku lat 90. wrócił do Rosji. W kolejnych latach wyreżyserował m.in. nagrodzony w Wenecji w 2002 r. "Dom wariatów".
W programie 16. edycji festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty - która trwa od 21 lipca, a zakończy się w niedzielę - jest prawie 400 filmów z ponad 50 krajów. Seanse odbywają się w Kinie Nowe Horyzonty i na wrocławskim Rynku.
"Święto filmów wykraczających poza granice konwencjonalnego kina, miejsce prezentacji twórczości reżyserów działających na przekór modom, operujących własnym stylem i oryginalnym językiem" - tak imprezę tę, jedno z najważniejszych dorocznych wydarzeń na kulturalnej mapie Polski, określają organizatorzy.
Joanna Poros (PAP)
jp/ agt/