Reżyser teatralny Krystian Lupa o zmarłej aktorce Małgorzacie Braunek:
"Zanim ją spotkałem, pamiętałem jej niezwykłe role w polskim kinie. Była to piękna kobieta, ale to nie o urodę szło. W tej urodzie było coś tajemniczego, jakiś przekaz, pragnienie, marzycielstwo.
Należała do rzadkiego grona marzycieli, którzy swoje aktorstwo traktowali jako narzędzie do przekazania czegoś równie ważnego jak tajemnica religijna, tajemnica człowieka.
Krystian Lupa: "Zanim ją spotkałem, pamiętałem jej niezwykłe role w polskim kinie. Była to piękna kobieta, ale to nie o urodę szło. W tej urodzie było coś tajemniczego, jakiś przekaz, pragnienie, marzycielstwo".
To nie jest przypadek, że losy jej duchowości tak się potoczyły, że w pewnym momencie odeszła od aktorstwa (postanowiła poświęcić się buddyzmowi). Byłem jednym z tych uwodzicieli, którzy ją do aktorstwa z powrotem przyciągnęli. Wielokrotnie była na moich przedstawieniach, mówiła, że ją fascynują, wciągają. Kiedy poczułem, co kryje się w tej postaci, z dużą tremą - bo wiedziałem, że zajmowało ją w tamtej chwili coś innego - zadzwoniłem i zaproponowałem. Powiedziała, że możliwość zepsucia tego, co robiła, zarówno ją fascynowała, jak i przerażała. Już po dwóch dniach prób powiedziała, że eksperyment ją wciągnął i nie przeszkodzi to w jej drodze, a może ją wzbogaci.
Zawsze byłem pod wrażeniem rozmów, które prowadziliśmy. Miałem poczucie, że w rozmowach oddawała się czemuś w całości, umiała się zachwycać, była pozytywna, raczej zajmowała się tym, co ją zachwycało, niż tym, co ją drażniło i bolało, choć o bólu i cierpieniu też potrafiła mówić.
W trakcie naszej pracy nad sztuką poświęciła się postaci Simone Weil. Grała aktorkę, która miała grać Simone Weil. Powiedziała w pewnym momencie podczas pracy, że człowiek musi być narzędziem czegoś większego, choćby sam był tego twórcą, ponieważ nie może być poświęcony sobie. Była całkowicie inna od tych aktorów z rozdętym ego, które nie wiadomo od czego się tak rozdyma, czy od ról, które grają, czy od wyścigu w karierze. Należała do innego świata.
Nasza współpraca była dla mnie doświadczeniem nie tylko teatralnym, ale też ludzkim. Mieliśmy zagrać Marilyn dla niej, już nie zdążyliśmy, jest mi z tego powodu bardzo smutno. Wydaje mi się, że była w niej wielka wola życia i wielka siła. Chyba jakiś przypadek, a może negatywność dzisiejszej rzeczywistości jest powodem, że tak przedwcześnie od nas odeszła".(PAP)
mce/ ls/ mow/