Nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie świata przedstawionego w filmie „W nich cała nadzieja”. Bardzo doceniam takie historie. Uważam, że wymagają od twórców dużej fantazji i kreatywności – powiedziała PAP Magdalena Wieczorek, która zagrała w pełnometrażowym debiucie fabularnym Piotra Biedronia poświęconym przyszłości Ziemi. Od piątku obraz można oglądać w kinach.
"W nich cała nadzieja" jest opowieścią rozgrywającą się w przyszłości, w rzeczywistości postapokaliptycznej. Doszczętnie zrujnowaną Ziemię opuścił gatunek ludzki. Najmożniejsi mieszkańcy planety próbowali odnaleźć w kosmosie alternatywne miejsce do życia, jednak zginęli wskutek promieniowania. Pozostali, których nie było stać na taką podróż, polegli, poszukując schronienia. Ostatnią ocalałą jest Ewa, która żyje w bazie ponad skażoną strefą w towarzystwie robota. To jedyna pamiątka po ojcu, o którym słuch zaginął. Łaknąca bliskości i kontaktu z drugim człowiekiem kobieta nawiązuje dialog z maszyną. Szybko przekonuje się, jak niedoskonała jest technologia sztucznej inteligencji. Kiedy pewnego dnia robot zwraca się przeciwko Ewie, uniemożliwiając jej wejście do schronu, bohaterka na wszelkie sposoby stara się go przechytrzyć. Wysiłki te jedynie zaogniają konflikt, sprowadzają na kobietę kolejne śmiertelne niebezpieczeństwo.
Przez świat przedstawiony prowadzi widza Magdalena Wieczorek. Wykreowana przez nią Ewa to pełnokrwista, silna bohaterka, która mimo poczucia osamotnienia jest zdeterminowana, by walczyć o przetrwanie. Dla aktorki to kolejna wyrazista rola po raperce Zadrze, którą zagrała w ubiegłym roku w filmie muzycznym Grzegorza Mołdy. "To role, na które się czeka, nawet o tym nie wiedząc. Na szczęście scenarzyści w naszym kraju coraz częściej piszą główne role dla kobiet. Niesamowite, że mogę brać w tym czynny udział. Nigdy nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie otrzymam dwie takie propozycje i że będę mogła spróbować swoich sił w różnych gatunkach. Oba filmy zbierają bardzo pozytywne recenzje. Jestem szczęśliwa, że tak się to potoczyło. Ale faktycznie +Robot+, bo tak roboczo nazywaliśmy ten film, nie był wypadkową +Zadry+. Nie znałam wcześniej reżysera filmu Piotra Biedronia. On również o mnie nie słyszał. Po prostu pewnego dnia zadzwoniła do mnie producentka Beata Pisula z propozycją nagrania self tape. Miałam 12 godzin, żeby nauczyć się siedemnastu stron A4 tekstu i nagrać scenę. Wszystko działo się na wariackich papierach, ale los sprawił, że znalazłam się na planie" – podkreśliła Wieczorek w rozmowie z PAP.
Nie ukrywa, że perspektywa bycia jedyną aktorką na ekranie oraz gry z robotem początkowo napawała ją przerażeniem. "Nie wiedziałam, że na planie będzie mi towarzyszył aktor, podrzucając tekst. Czułam na sobie ciężar tego zadania i byłam przestraszona. Jednak nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślania, bo dostałam rolę dwa tygodnie przed wejściem na plan. Musiałam szybko rzucić się w wir przygotowań, naukę tekstu. Postanowiłam przekuć stres i niepewność w działanie i sądzę, że to się opłaciło. Później, na planie, miałam wokół siebie wiele wspierających osób z różnych pionów produkcyjnych. Razem udało nam się dźwignąć ten film. Nie było tak, że sama to wszystko zrobiłam. Kiedy pojawiłam się w tej przestrzeni w charakteryzacji i kostiumie, to zadanie wydawało się już znacznie łatwiejsze" – wspomniała aktorka.
Choć Magdalena Wieczorek nigdy nie była zagorzałą fanką kina science fiction, z łatwością weszła w historię napisaną przez Piotra Biedronia. "Bardzo lubię nowe wyzwania. Możliwość sprawdzenia się w takiej konwencji była ciekawym zadaniem. Nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie tego świata, choć science fiction nie jest pierwszym gatunkiem, po jaki sięgam, gdy chcę obejrzeć film. Aczkolwiek bardzo doceniam takie historie. Uważam, że wymagają od twórców dużej fantazji i kreatywności. Mam kilka ulubionych produkcji z elementami science fiction. Choćby +Ona+ Spike’a Jonze’a z Joaquinem Phoenixem lub +Obcy – 8. pasażer Nostromo+ Ridleya Scotta. Z Piotrem Biedroniem długo rozmawialiśmy o tym, jak wyobraża sobie moją bohaterkę. Zależało mu, by była kimś, kto potrafi poradzić sobie z różnymi przeciwnościami losu, a zarazem chciał ukazać jej samotność. Naturalną referencją była Sarah Connor z +Terminatora+, czyli ikona kobiecej siły w kinie. Pamiętam, że wysłał mi nawet jej kultowe zdjęcie z karabinem. Kolejnym ważnym punktem odniesienia była Ellen Ripley z +Obcego+" – powiedziała.
Obraz – będący pełnometrażowym debiutem reżysera – zrealizowano w ramach prowadzonego przez PISF programu produkcji filmów mikrobudżetowych, którego celem jest wsparcie młodych twórców. We wrześniu podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał wyróżnienie w konkursie filmów mikrobudżetowych. "Realizacja filmu mikrobudżetowego wiąże się z dużymi ograniczeniami finansowymi i czasowymi. Praca nad +W nich cała nadzieja+ trwała dziewięć dni. Musieliśmy działać bardzo szybko. Każdą scenę zagraliśmy raptem w dwóch dublach. Wiem, trudno w to uwierzyć, ale tak było. Z drugiej strony stanowiliśmy wspólnotę - grupę ludzi, którzy pomimo trudnych warunków zdecydowali się podjąć tego zadania. Podeszliśmy do pracy z entuzjazmem, włożyliśmy w nią całe nasze serca. Cały czas towarzyszyło nam poczucie, że gramy do jednej bramki. To było bardzo komfortowe" – zaznaczyła Wieczorek.
Wartość dodaną stanowił istotny społecznie temat. "Katastrofa klimatyczna jest już faktem. Wspaniale, że Piotr Biedroń angażuje się w ekologię. Jest także pomysłodawcą i współzałożycielem BNP Paribas Green Film Festival. Uważam, że film o problemie globalnego ocieplenia, zrealizowany w konwencji science fiction, może przyciągnąć widzów do kin. Na pewno trafi do szerszego grona odbiorców niż dokument poruszający te same kwestie. Z moich obserwacji wynika, że ludzie chętnie wybierają się do kina, kiedy mogą w nim zobaczyć nowe twarze. A co dopiero jeśli pojawia się film zrealizowany w tak nietuzinkowej formie. Może polscy twórcy powinni częściej zwracać się w tę stronę. To jest trudne, wymaga wyobraźni, ale nie jest niemożliwe, co pokazał Piotr Biedroń" – zwróciła uwagę aktorka.
Ma ona już na swoim koncie nominację do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego dla młodych aktorów wyróżniających się wybitną indywidualnością. Jak przyznaje, to wyróżnienie motywuje do dalszych poszukiwań artystycznych, choć niekiedy rodzi presję. "Nie mam poczucia, że teraz ludzie mają wobec mnie więcej oczekiwań, ale sama zaczynam stawiać sobie bardzo wysokie wymagania. Zdarza się, że to utrudnia pracę lub wywołuje frustrację, gdy tych projektów nie ma. A zarazem czuję się zmotywowana, nie chcę zmarnować takiego startu. Staram się iść przez świat z wdzięcznością i pokorą. Uczestniczę w castingach, nie obrażam się, kiedy ich nie wygrywam, tylko czekam na mój moment. Głęboko wierzę, że projekty przychodzą do nas w odpowiednim czasie. Uzbrajam się w cierpliwość. Wydaje mi się, że aktorstwo to zawód dla wytrwałych" – oceniła.
Pytana o zawodowe marzenia, przyznaje, że chciałaby dalej grać silne kobiety. "Los bardzo dobrze mnie obdarowuje, więc nawet nie muszę specjalnie się zastanawiać, jaką rolę chciałabym otrzymać. Właśnie skończyłam zdjęcia do produkcji, w której zagrałam postać zupełnie inną niż dotychczasowe. Niestety, nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów. Powiem tylko tyle, że będzie to sześcioodcinkowy serial premium. Czuję, że wszystko, co do mnie przychodzi, jest tym, czego w danym momencie potrzebuję" – podsumowała.
Film "W nich cała nadzieja" od piątku można oglądać w kinach. Za zdjęcia odpowiada Tomasz Wójcik, a za muzykę – Łukasz Pieprzyk. Dystrybutorem obrazu jest Galapagos Films. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp/