Z inicjatywy prezydentów RP Bronisława Komorowskiego i prezydenta Włoch Giorgio Napolitano w listopadzie w Neapolu odsłonięta zostanie tablica poświęcona Gustawowi Herlingowi-Grudzińskiemu - powiedziała w wywiadzie dla PAP córka pisarza Marta Herling.
Ojciec był człowiekiem bardzo skupionym w pracy i pisarstwie - wspomina w rozmowie z PAP córka pisarza Marta Herling, historyk, sekretarz generalny Włoskiego Instytutu Badań Historycznych założonego przez Benedetta Crocego w Neapolu. Po śmierci Gustawa Herlinga-Grudzińskiego opiekuje się jego biblioteką i archiwum.
PAP: Wkrótce, 6 września, do księgarń trafi wydany przez Wydawnictwo Literackie trzeci tom nowej edycji "Dziennika pisanego nocą" Gustawa Herlinga - Grudzińskiego. W jaki sposób Pani ojciec nad tymi dziennikami pracował?
Marta Herling: Początkowo "Dziennik" rzeczywiście powstawał nocą. Mój ojciec najlepiej się wtedy koncentrował. Pisał w naszym wiejskim domu w Dragonea niedaleko Neapolu, która kojarzyła mu się z polską wsią i z rodzinnym Suchedniowem. Kolejne części powstawały w Neapolu, w jego gabinecie, w którym był otoczony książkami, w jego świecie. Mając 12 może 13 lat widziałam, jak robi notatki do "Dziennika". Podróżowaliśmy po Włoszech, odwiedziliśmy Perugię, Umbrię, Asyż. Pamiętam, jak przy katedrze w Orvieto siedział i robił zapiski w notatniku. Teraz, kiedy porządkuję jego archiwum, na nie natrafiłam.
PAP: Gustaw Herling - Grudziński mówił, że unika w "Dzienniku" nuty osobistej, starając się uchwycić raczej wizerunek epoki. Czy w trzecim tomie tego dzieła, obejmującym lata 1993-2000, a więc czas, kiedy mógł już odwiedzać Polskę, widać jakąś zmianę w sposobie pisania?
M.H.: Myślę, że ojciec pozostał taki sam. Przedtem był obserwatorem Polski i nie tylko Polski, i takim obserwatorem pozostał. Nawet gdy po raz pierwszy odwiedził Polskę, co z pewnością wiązało się z ogromnymi emocjami, zachował umiejętność patrzenia z dystansu. Był zarazem blisko i daleko, zawsze zwrócony do wewnątrz.
PAP: Jak przebiega porządkowanie archiwum i biblioteki pisarza, którymi się Pani opiekuje?
M.H.: Drugi rok trwają bardzo intensywne prace. Uporządkowany został dział rękopisów, które mają być digitalizowane. Trwa inwentaryzacja korespondencji. Archiwum jest olbrzymie, widać dopiero teraz jak bogaty jest dział rękopisów, obejmujący twórczość od lat 70. Wcześniejsze rękopisy ojciec zniszczył.
Marta Herling: Początkowo "Dziennik" rzeczywiście powstawał nocą. Mój ojciec najlepiej się wtedy koncentrował. Pisał w naszym wiejskim domu w Dragonea niedaleko Neapolu, która kojarzyła mu się z polską wsią i z rodzinnym Suchedniowem. Kolejne części powstawały w Neapolu, w jego gabinecie, w którym był otoczony książkami, w jego świecie.
PAP: Czy wśród archiwaliów natrafiła Pani na nieznane wcześniej utwory, jak było to z opowiadaniem "Wiek biblijny i śmierć", które zostało już opublikowane?
M.H.: Bardzo interesujące są notatki, które pisał tuż po opuszczeniu obozu (sowieckiego łagru w Jercewie nad Morzem Białym - PAP). Dla mnie to bardzo wzruszające. W tym małym notatniku, który kupił prawdopodobnie, gdy wychodził z obozu, są pierwsze zapiski, z których potem skorzystał pisząc "Inny świat". Znaleźliśmy też jego dziennik pisany w latach 1957-58 z pierwszego okresu pobytu w Neapolu. Opisywał tam trudności pisarza przebywającego na emigracji. Mamy projekt wydania tej książki w Wydawnictwie Literackim. Wszystkie opowiadania, jakie zachowały się w rękopisach, zostały już opublikowane, choć oczywiście jest miejsce na wydanie krytyczne, ich porównanie z oryginałem.
PAP: W archiwum Gustawa Herlinga - Grudzińskiego znajduje się licząca ponad 20 tys. listów korespondencja m.in. z Jerzym Giedroyciem, Konstantym Jeleńskim, Czesławem Miłoszem, Adamem i Lidią Ciołkoszami, Sławomirem Mrożkiem, Aleksandrem i Olą Watami, z intelektualistami oraz z wydawcami. Czy należy spodziewać się publikacji tych listów?
M.H.: W porozumieniu z Instytutem Literackim w Maisons - Laffitte i jego kierownikiem Wojciechem Sikorą przygotowujemy wydanie korespondencji między Herlingiem - Grudzińskim a Jerzym Giedroyciem. Jest ona bardzo ciekawa i bardzo obszerna. To pierwszy projekt dotyczący korespondencji. Myślę, że jego realizacja zajmie dwa - trzy lata. Dodam, że prace nad porządkowaniem i opracowaniem archiwum mojego ojca są finansowane z funduszy przyznanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu "Kultura polska za granicą. Ochrona dziedzictwa narodowego" oraz przez Bibliotekę Narodową.
PAP: Częścią spuścizny po pisarzu jest także biblioteka...
M.H.: Biblioteka jest ogromna. Część to książki i czasopisma, z których ojciec korzystał pracując. Wiele z nich to książki o sztuce. Jest też literatura rosyjska: Dostojewski, Czechow, Sołżenicyn, ale też autorzy tacy jak Camus i Kafka. Bardzo ważną częścią jest literatura i eseistyka dotycząca komunizmu w języku polskim i w językach obcych.
PAP: Gustaw Herling - Grudziński przez wiele lat czuł się w Neapolu wyobcowany, kiedy zmienił się jego stosunek do miasta i miasta do pisarza?
M.H.: Ojciec odczuwał potrzebę mówienia po polsku. I jako człowiekowi, i jako pisarzowi brakowało mu żywiołu ojczystego języka. Nikt z nas, z rodziny nie znał polskiego. Ale odwiedzało go wielu przyjaciół z którymi mógł rozmawiać po polsku. O tym, jak ważna jest kwestia języka świadczy i to, że we Włoszech zmiana stosunku do Herlinga-Grudzińskiego nastąpiła wówczas, gdy jego dzieła zostały wydane po włosku. Krytycy i dziennikarze odkryli, że w Neapolu mieszka wybitny pisarz.
PAP: W listopadzie w Neapolu planowane jest uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej Gustawowi Herlingowi-Grudzińskiemu.
M.H.: Wmurowanie tablicy na domu, w którym przez lata pisarz mieszkał przy via Crispi 69, to inicjatywa prezydenta RP Bronisława Komorowskiego i prezydenta Włoch Giorgio Napolitano. Zaangażowane jest także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ambasada polska w Rzymie i włoska w Warszawie. Uroczystość tę planujemy w listopadzie, kiedy będziemy obchodzili również 60. rocznicę śmierci Benedetto Crocego (włoskiego filozofa, publicysty i krytyka literackiego, teścia Herlinga-Grudzińskiego - PAP).
PAP: Jak wygląda obecnie recepcja twórczości Herlinga Grudzińskiego w świecie?
M.H.: Dużo jest w tym względzie do zrobienia. W krajach hiszpańskojęzycznych wydawcy są zainteresowani publikowaniem tylko "Innego świata". W Niemczech i Francji ukazały się wybór z "Dziennika" i opowiadania, ale już kilka lat temu. W Rosji z inicjatywy Polskiego Instytutu Kultury w Sankt Petersburgu pojawiło się nowe wydanie "Innego świata". W Czechach opublikowano wszystkie teksty, które ojciec napisał o Kafce, a także antologię jego opowiadań. Także we Włoszech powoli następuje otwarcie na jego twórczość, wydawane są opowiadania.
Marta Herling: Był człowiekiem bardzo skupionym w pracy i pisarstwie. Myślę, że wiele w życiu wycierpiał. Przeżył łagier, wybrał emigrację, co dla pisarza jest zawsze bardzo trudnym doświadczeniem, dotknął go ostracyzm komunizujących intelektualistów włoskich, i bardzo tęsknił za Polską i rodziną w kraju - choć te wszystkie emocje głęboko skrywał.
PAP: Ojciec nie nauczył ani Pani, ani nikogo z rodziny języka polskiego, ale to właśnie ten język stał się Pani kluczem do ojca?
M.H.: Nie widział potrzeby uczenia nas polskiego. Dla niego byliśmy urodzeni we Włoszech, byliśmy Włochami, wychowanymi w tej kulturze. Polska była daleko. Myślę, że jednak chciał, by ktoś z nas znał polski i kiedy ja sama zdecydowałam się nauczyć polskiego i odwiedzić Polskę był bardzo zadowolony. Ojciec był człowiekiem wolnym. Dla niego ważne było, że był to mój samodzielny wybór. Dzięki temu nasze relacje się zmieniły; zbliżyliśmy się do siebie. Rozumiałam już jego rozmowy z przyjaciółmi z Polski, mogłam czytać i tłumaczyć jego teksty. A dla niego było ważne i to, że ktoś z rodziny będzie się mógł opiekować jego archiwum i biblioteką.
PAP: Czy poznanie języka polskiego okazało się ważne także dla Pani?
M.H.: W Polsce żyły dwie siostry i brat ojca. Chciałam poznać moje korzenie, zrozumieć Polskę, ale nie było to łatwe. To był inny świat. Przyjechałam pod koniec komunizmu. Dla mnie było to odkrycie nie tylko nowego kraju, ale i systemu komunistycznego. W zrozumieniu polskiej rzeczywistości bardzo pomogła mi rodzina i przyjaciele ojca oraz jego dzieła. Dzięki nim mogłam lepiej pojąć to, co oglądałam. Pamiętam, że kiedy ojciec po upadku komunizmu przyjechał do Polski, na spotkania z nim przychodziło bardzo wielu młodych ludzi. Był dla nich symbolem niezależnego twórcy, który wybrał emigrację, bo absolutnie nie akceptował powojennych, komunistycznych władz Polski. Chcę jednak zaznaczyć, że choć ojciec i jego pisarstwo są świadectwem epoki, także dziejów Polski, to jego, jako pisarza zajmował głównie problem uniwersalny - świat i zło w świecie.
PAP: Jaki był Gustaw Herling - Grudziński?
M.H.: Był człowiekiem bardzo skupionym w pracy i pisarstwie. Myślę, że wiele w życiu wycierpiał. Przeżył łagier, wybrał emigrację, co dla pisarza jest zawsze bardzo trudnym doświadczeniem, dotknął go ostracyzm komunizujących intelektualistów włoskich, i bardzo tęsknił za Polską i rodziną w kraju - choć te wszystkie emocje głęboko skrywał.
Dopiero lata 90. były dlań lepszym czasem - to był okres największej otwartości mojego ojca. Jego powrót do Polski, kontakt z ludźmi w kraju sprawiły, że odnalazł wewnętrzną harmonię. W ostatnim roku życia czuł i mówił, że może wrócić do pracy pisarza, że zaangażowanie polityczne będzie go mniej absorbowało. W jego życiu nastąpił wtedy czas wielkiej harmonii.
Rozmawiała Małgorzata Wosion-Czoba (PAP)
wos/ abe/ ls/