W poniedziałek 22 kwietnia mija 40 lat od premiery filmu Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana". "Ten film – mimo pozoru błahości – odsłania szczeliny, przez które widzimy kawałek ówczesnej Polski" – mówi Zdzisław Pietrasik, krytyk filmowy z tygodnika "Polityka".
W latach 60. Stanisław Bareja reżyserował głównie lekkie komedie sytuacyjne, jak choćby "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka" czy "Przygoda z piosenką". Jednak z czasem reżyser postanowił nieco zmienić charakter swojej twórczości.
"Moje pierwsze filmy były słodkimi komediami, aż w końcu zaczęło mnie od tego mdlić i postanowiłem dodać trochę goryczy" – tak podsumowywał pierwszy okres swojej twórczości Stanisław Bareja w książce "Miś czyli świat według Barei" Macieja Łuczaka.
Pierwszym filmem, w którym miała się pojawić bardziej zdecydowana kpina z peerelowskiej rzeczywistości, był "Poszukiwany, poszukiwana". Pomysł, z którego zrodził się scenariusz, pochodził od żony reżysera, kustosza oddziału rzeźby Muzeum Narodowego w Warszawie.
"Pewnego dnia wezwał mnie dyrektor, abym wydała artyście tzw. obiekt muzealny: rzeźbę Alfonsa Karnego, po którą ów się zgłosił. Okazało się, że rzeźby nie ma, zrobiła się straszna awantura. Ponieważ nie dopełniono jakichś papierkowych formalności, cień podejrzenia padł na mnie. W końcu udało mi się wyjść cało z opresji - znalazłam kopię przepustki zezwalającej artyście na wyniesienie z muzeum rzeźby" - wspominała Hanna Kotkowska-Bareja w książce Macieja Łuczaka.
Także wątek z pracą w charakterze gospodyni domowej był osadzony w rzeczywistości. "To jest historia wzięta z życia, oparta na pamiętniku dziewczyny, która po skończeniu studiów, nie mogąc otrzymać pracy w swoim kierunku specjalistycznym, zaczęła pracować jako pomoc domowa" – twierdził reżyser podczas kolaudacji filmu.
Scenariusz napisał Bareja wspólnie z Jackiem Fedorowiczem. Początkowo tekst nazywał się "Kariera Stanisława Marii R.", ale ostatecznie film zatytułowano "Poszukiwany, poszukiwana". Twórcy nie byli pewni, czy uda się nakręcić film pełnometrażowy i alternatywę widzieli w serialu telewizyjnym albo sztuce teatralnej.
Fabuła koncentrowała się na przygodach Stanisława Marii Rochowicza, historyka sztuki niesłusznie posądzonego o kradzież obrazu. Bohater postanawia ukrywać się w przebraniu kobiety - Marysi, do czasu aż namaluje kopię zaginionego płótna. Aby zarobić na życie, zatrudnia się w charakterze pomocy domowej i trafia do kolejnych domów, m.in. rzekomego profesora pędzącego bimber czy "zawodowego" dyrektora.
Jacek Fedorowicz początkowo sam chciał wystąpić w głównej roli. Zrezygnował jednak po sesji zdjęciowej z makijażem, peruką i okularami. Zdjęcia próbne nakręcono także z Januszem Gajosem. Ostatecznie do roli Stanisława Marii Rochowicza zaangażowano Wojciecha Pokorę.
"Nie chciałem grać tej roli. Miałem świeżo w pamięci Lemmona i Curtisa z +Pół żartem, pół serio+. Byłem pewien, że lepiej już nie można zagrać i nie trzeba. Ale Staszek Bareja nie dawał za wygraną. Wydzwaniał i przychodził do nas dniami i nocami. W końcu moja żona powiedziała: +Weź tę rolę, bo inaczej nie dadzą nam spokoju+" - wspominał aktor w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
W pozostałych rolach wystąpili m.in.: Mieczysław Czechowicz, Jerzy Dobrowolski, Wiesław Gołas, Adam Mularczyk i Filip Łobodziński. "Film śmieszy dzięki wspaniałym aktorom komediowym, których zawsze mieliśmy i pewnie nadal mamy, ale tylko Bareja ich kochał i cenił" – podkreśla Zdzisław Pietrasik.
Zdjęcia trwały trzy tygodnie. "Plenery miały być położone w odległości najwyżej stu metrów od jego domu, aby w przerwie mógł zjeść ugotowany przez siebie obiad. Nic dziwnego, był w gruncie rzeczy zarówno jowialnym sybarytą, jak i natchnionym kucharzem" - wspominał Jacek Fedorowicz.
Filmowa Marysia swój wizerunek zawdzięczała żonie Wojciecha Pokory – Hannie. "W filmie grałem w sukienkach i peruce Hani, bo wtedy peruki były modne. Kupowane miałem tylko buty, bo żona ma małą stopę, a ja bardzo dużą. Zrobiłem to, choć nie miałem do tego serca, nie przyłożyłem się. Gdybym inaczej do niego podszedł, to może byłbym jeszcze lepszy" – tak aktor wspominał po latach pracę nad filmem na łamach "Super Expressu".
Na planie "Poszukiwany, poszukiwana" doszło do pierwszego spotkania Stanisława Barei ze Stanisławem Tymem. Stało się to dzięki Jerzemu Dobrowolskiemu, który poprosił Bareję o zatrudnienie kolegi choćby w epizodycznej roli. Do nakręcenia pozostała jednak już tylko jedna scena, w której miało być widać rękę przybijającego pieczątkę i "zagrał" ją właśnie Stanisław Tym.
Film, mocno krytykowany przez władze kinematografii, trafił do kin 22 kwietnia 1973 roku. Sukces frekwencyjny stał się dla Wojciecha Pokory źródłem popularności, ale i nieprzyjemności.
"Kilkakrotnie zmieniałem numer telefonu, bo ludzie robili sobie żarty. Dzwonili i pytali, czy gosposia nie potrzebuje pracy. Na ulicy dzieci wołały za mną: +Marysiu!+" – wspominał aktor w wywiadach.
"+Poszukiwany, poszukiwana+ jest dosyć błahą komedią, opartą na jednym z najbardziej sprawdzonych gagów komediowych – mamy tu mężczyznę przebranego za kobietę, co zawsze nieodparcie śmieszy, choć dokładnie niewiadomo, dlaczego. Chwyt znany jest z literatury, z teatru i filmu (najlepszy przykład to +Pół żartem, pół serio+, ale też z czasów nam bliższych +Pani Doubtfire+ z Robinem Williamem), tak więc to wielkiej ujmy naszemu reżyserowi nie przynosi. Tym bardziej że w filmie mamy już zapowiedź +tego lepszego+ Barei, którego do dziś uwielbiamy" – ocenia Zdzisław Pietrasik. (PAP)
tpo/ hes/