Dziś, gdy słucham skomponowanej przez Andrzeja Kurylewicza muzyki do serialu „Polskie drogi”, bardzo się wzruszam, bo dla mnie te polskie drogi stały się święte, prowadzą do bezpiecznych miejsc miliony ukraińskich kobiet, dzieci, osób starszych i niepełnosprawnych – mówi w rozmowie z PAP Ołeksij Kogan, prezenter radiowy, muzyk i popularyzator polskiego jazzu na Ukrainie.
Trudno mi mówić o tym co czuję, gdy czytam oficjalne informacje o tym, że Polska przyjęła 3,5 mln uchodźców z Ukrainy i w kraju nie ma żadnego obozu dla uchodźców - mówi Kogan. Jestem Polakom bardzo wdzięczny za wszystko co robią dla Ukrainy i Ukraińców. Wojna pokazała kto kim jest - dodaje.
Zawsze lubiłem ten utwór, "Polskie drogi" Kurylewicza - zaznacza rozmówca PAP, który od 33 lat prowadzi autorską audycję "Godzina melomana" w ukraińskim publicznym Radiu Promień. Ta muzyka bardzo pasuje do polskich dróg, wraz z moim przyjacielem, dźwiękowcem Wiktorem Owczinnikowem od 1988 roku przejechałem po polskich drogach ze 120 tys. kilometrów, bo w Polsce jest dużo festiwali jazzowych, a my byliśmy prawie na wszystkich z nich - opowiada Kogan, który jest też dyrektorem artystycznym odbywającego się co roku we Lwowie Leopolis Jazz Fest. "Teraz, te +Polskie drogi+ stały się dla mnie drogami świętymi, gdyż prowadzą do bezpiecznych schronień miliony ukraińskich kobiet, dzieci, seniorów, osób niepełnosprawnych" - podkreśla.
Postanowiliśmy z żoną zostać w Kijowie z kilku powodów, opowiada o początkach wojny Kogan. Przede wszystkim w Kijowie został nasz syn, który już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji zgłosił się do obrony terytorialnej, gdzie nie miał możliwości otrzymania broni, więc zajął się wolontariatem. Nie będę szczegółowo opowiadał o tym, czym się zajmuje, ale powiem, że jestem z niego dumny. Moja 94-letnia teściowa mieszka w Niemczech i nawet bym się cieszył, gdyby żona zechciała do niej pojechać, ale jesteśmy małżeństwem od 44 lat, powiedziała, że beze mnie i syna nigdzie się nie ruszy. Więc zostaliśmy w Kijowie.
Muzyk mówi, że pierwsze dziewięć dni agresji spędził z żoną w mieszkaniu syna. "Dziesiątego dnia postanowiliśmy jednak wrócić do siebie. Na początku byliśmy zrozpaczeni. Długo myślałem o tym, co będzie dalej. Myślałem o moich płytach, pokoju w którym przygotowuję się do audycji, o mojej gitarze - bez tego wszystkiego nie istnieję. Powoli wziąłem się w garść i trzymam się od momentu, gdy dowiedziałem się, że moje wnuki są bezpieczne w Genewie" - relacjonuje pierwsze dni wojny.
Gdy zniknęła rozpacz pojawiła się złość. Byłem wściekły, że żaden z rosyjskich muzyków do mnie nie napisał, a przecież znam w Rosji wielu muzyków i wielu z nich zapraszałem na festiwale jazzowe, które organizowałem na Ukrainie - kontynuuje. "Kiedyś będziecie się wstydzić, na pewno nie będzie to dziś. Dzisiaj bombardujecie miasta mojej ojczyzny i nigdy żadnemu z was ręki nie podam" - napisałem do rosyjskich znajomych na Facebooku i tym samym zamknąłem ten temat.
Moja audycje w Radiu Promień zostały zawieszone - wspomina dalej Kogan. Transmitowano jedynie wiadomości, ale nie ze studia, a z piwnicy rozgłośni. Muszę powiedzieć, że wówczas nie mogłem słuchać muzyki, chyba po raz pierwszy w życiu - zaznacza. Po jakimś czasie zadzwonił do mnie dyrektor mojego radia Maksym Jakowenko i poprosił o stworzenie długiej playlisty ukraińskiego jazzu dla European Broadcasting Union i ta praca mnie ratowała. To zajęcie trwało około pięciu tygodni, po nich udało mi się nawet wziąć do ręki gitarę i zacząć ćwiczyć - opowiada muzyk.
Później, gdy Kijów zaczął powoli wracać do życia, mieliśmy jedną próbę z kolegami z zespołu Jazz in Kyiv Band. Z okazji obchodzonego w niedzielę Dnia Kijowa zagraliśmy pierwszy od dawna koncert. To był koncert charytatywny, wszystkie zebrane pieniądze zostały przekazane na konto Sił Zbrojnych Ukrainy. Niedawno wróciłem też do studia radiowego, i tak się akurat złożyło, że właśnie w niedzielę nagrywałem audycję poświęconą polskiemu jazzowi. Dwukrotnie musieliśmy przerywać nagranie i wraz z reżyserem schodzić do schronu z powodu alarmów lotniczych - mówi PAP Kogan.
Jestem niezwykle wzruszony i wdzięczny moim polskim przyjaciołom, którzy przez cały czas mnie wspierali i oferowali pomoc - zaznacza muzyk i wylicza wiele osób z Polski, które oferowały mu pomoc i zapraszały go do siebie. Pytano się też, co można dla mnie zrobić, odpowiedziałem, że potrzebuję nowości muzycznych do swoich audycji, bo do Kijowa przestały docierać nowe płyty - relacjonuje Kogan. Opowiada, że wówczas na jednej z grup na Facebooku pojawił się post pt. "Ukraina czeka na polski jazz". W ciągu czterech dni zebrano dla mnie 106 płyt, tej muzyki będzie można posłuchać w mojej najnowszej audycji - powiedzieć, że byłem wzruszony, to nic nie powiedzieć - podkreśla muzyk.
Z Kijowa Tatiana Artuszewska (PAP)
ta/ adj/