"Muzyka żałobna" Witolda Lutosławskiego zabrzmi we wtorek w Cite de la Musique w Paryżu. Przełomowy w twórczości kompozytora utwór wykona Muenchener Kammerorchester pod dyrekcją Alexandra Liebreicha. W programie koncertu znalazły się też V Koncert fortepianowy F-dur Jana Sebastiana Bacha oraz IV Symfonia i III Koncert fortepianowy Ludwiga van Beethovena. Na fortepianie zagra Alexandre Tharaud.
Cite de la Musique to kompleks instytucji muzycznych zlokalizowany w Paryżu. W jego skład wchodzą m.in. amfiteatr, sala koncertowa mieszcząca 1 tys. osób oraz muzeum muzyki z kolekcją instrumentów od XV do XX w.
Cite de la Musique to kompleks instytucji muzycznych zlokalizowany w Paryżu. W jego skład wchodzą m.in. amfiteatr, sala koncertowa mieszcząca 1 tys. osób oraz muzeum muzyki z kolekcją instrumentów od XV do XX w.
Utwór "Muzyka żałobna" został dedykowany Beli Bartokowi. Z propozycją napisania kompozycji w 10. rocznicę śmierci węgierskiego kompozytora zwrócił się do Lutosławskiego dyrygent i dyrektor Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia Jan Krenz. Poprowadził on pierwszym wykonaniem "Muzyki żałobnej" 1958 r. w Katowicach.
Utwór przeznaczony na orkiestrę smyczkową stanowi punkt zwrotny w twórczości kompozytora. Wówczas Lutosławski - jak twierdził - przestał komponować jedynie tak, jak umiał, a zaczął komponować tak, jak chciał.
"To, co wypracowałem w tym utworze, to raczej zespół sposobów, które pozwalają mi z jakimś sensem poruszać się w obrębie dwunastu tonów, oczywiście poza systemem tonalnym i poza dodekafonią. Stanowi on dla mnie początek nowego okresu, jest rezultatem długich doświadczeń. Usiłowałem stworzyć zespół środków, który stanie się moją własnością. I to jest właśnie pierwsze słowo wypowiedziane tym nowym dla mnie językiem, ale bynajmniej nie ostatnie" - mówił o "Muzyce żałobnej" Lutosławski.
Począwszy od "Gier weneckich" (1961) kompozytor zaczął posługiwać się aleatoryzmem kontrolowanym, czyli techniką polegającą na rezygnacji z podziału metrycznego takiego samego dla wszystkich wykonawców utworu. W "Kwartecie smyczkowym" (1964) natężenie tej techniki sprawiło, że zapis utworu w niczym nie przypominał tradycyjnej partytury. (PAP)
mce/ mrt/