Ta książka była dla mojej matki sposobem na upamiętnienie społeczności żydowskiej w jej języku, który odszedł wraz z nią - mówiła w piątek w Warszawie Goldie Morgentaler, córka Chavy Rosenfarb, ocalałej z łódzkiego getta autorki trylogii "Drzewo życia" o Łodzi przed i podczas II wojny.
Spotkanie ze znawczynią literatury i tłumaczką z jidysz prof. Goldie Morgentaler odbyło się w piątek w ramach odsłony literackiej Festiwalu "Warszawa Singera".
Morgentaler, wspólnie z matką, w 1972 r. przetłumaczyła z jidysz na angielski jej książkę "Drzewo życia". Pierwsza część trylogii została po raz pierwszy w ubiegłym roku wydana w języku polskim.
"Moja matka urodziła się w Łodzi w 1923 r. Najpierw chodziła do szkoły jidysz, następnie do polskiego gimnazjum, gdzie nauczyła się polskiego. Kiedy wybuchła wojna miała 16 lat, rok później Niemcy utworzyli w Łodzi getto, gdzie spędziła czas aż do jego likwidacji. Później została wysłana do Auschwitz, potem Sasel i Bergen-Belsen, gdzie doczekała końca wojny" - opowiadała Morgentaler.
Jak wspominała, jej matka pisała w getcie poezję i należała do grupy pisarzy żydowskich. "Pisała wówczas bardzo dużo, niestety kiedy trafiła do Auschwitz jej wiersze skonfiskowano. Kiedy później znalazła się w obozie w Sasel otrzymała najwyższą pryczę i leżąc przypominała sobie te wiersze, zapisywała na suficie i uczyła na pamięć. Po wyzwoleniu była w stanie odtworzyć je z pamięci i wydać w jidysz w Londynie" - opowiadała Goldie Morgentaler.
"Moja matka urodziła się w Łodzi w 1923 r. Najpierw chodziła do szkoły jidysz, następnie do polskiego gimnazjum, gdzie nauczyła się polskiego. Kiedy wybuchła wojna miała 16 lat, rok później Niemcy utworzyli w Łodzi getto, gdzie spędziła czas aż do jego likwidacji. Później została wysłana do Auschwitz, potem Sasel i Bergen-Belsen, gdzie doczekała końca wojny" - opowiadała Goldie Morgentaler.
Przyznała też, że w literaturze jidysz nie ma zbyt wielu piszących kobiet. "A te, które piszą, to w większości poetki, natomiast brakuje autorek prozy. A +Drzewo życia+ to właśnie obszerna powieść, w trzech częściach. Moja matka rozpoczynała drogę twórczą jako poetka i poezja była dla niej ważna. Jednak, kiedy stwierdziła, że chce napisać o swoich doświadczeniach z getta uznała, że poezja nie będzie wystarczającym środkiem, by opisać tak dużą społeczność. Że tu jest potrzebne szerokie spektrum, pewna wolność, jaką daje proza" - podkreśliła Morgentaler.
Zaznaczyła także, że książka jest oparta na wątkach biograficznych, a do stworzenia bohaterki Racheli posłużyły matce jej doświadczenia. "Ta książka była dla niej swoistym egzorcyzmem, który pozwolił jej wyrzucić z siebie te doświadczenia. Natomiast jej głównym celem było upamiętnienie tej społeczności, której już nie ma, a z której pochodziła. A ponieważ ta społeczność funkcjonowała w jidysz, a do czasu skończenia książki matka wiedziała, że ten język odszedł wraz z tą społecznością, miała potrzebę upamiętnienia jej, pokazania czytelnikom jak wyglądało jej życie, dlatego pisała w jidysz. Dlatego też książka jest tak obszerna, bo i pokazuje życie tej społeczności przed i podczas II wojny" - mówiła.
Książka jest pisana chronologicznie, rozpoczyna się od zabawy sylwestrowej, a kolejne rozdziały wprowadzają nowych bohaterów. "Na koniec znów mamy Sylwester, ale to już nie zabawa sylwestrowa, to Sylwester po wkroczeniu Niemców. Pierwsza część książki rozgrywa się w 1939 r., drugi tom to lata 1940-42, a trzeci - 1943-44. I tej struktury autorka się trzymała, ponieważ bardzo chciała przedstawić dokładnie i zgodnie z rzeczywistością historię getta. Książka kończy się w 1944 r. wraz z jego likwidacją" - powiedziała Morgentaler.
"Obozy koncentracyjne funkcjonują w książce jako wielka niewiadoma, bo wiadomo było, że ludzie tam trafiają, natomiast nikt do końca nie wiedział, co tam się działo. Ta wiedza też się zmienia i im bliżej likwidacji getta tym społeczności towarzyszył coraz większy brak nadziei i strach. Moja matka rzeczywiście nie pisze tu o obozach bezpośrednio. Myślę, że zwyczajnie się bała i jak mówiła nie miała też słów, by opisać to, co tam się działo. Na tę odwagę zebrała się dopiero przy kolejnej książce. W ogóle myślę, że napisanie takich książek wymagało od niej wielkiej odwagi. Bo kiedy wydarza nam się coś złego, nie chcemy o tym pamiętać, a ona miała odwagę mieszkając już bezpiecznie i wygodnie w Kanadzie, wrócić pamięcią do tamtych strasznych doświadczeń" - podkreśliła.
Jak przyznała, jej matka pisała przez całe jej dzieciństwo, czego bardzo nie lubiła, bo przez to nie poświęcała jej tyle uwagi, ile od matki oczekiwała. "Dopiero z wiekiem zaczęłam sobie zdawać sprawę, że jest znaną osobistością w środowisku żydowskim w Montrealu i byłam z niej dumna. Po raz pierwszy przeczytałam tę książkę, kiedy skończyłam 30 lat, ale dopiero kiedy zaczęłam z mamą pracować nad jej tłumaczeniem, w pełni ją odkryłam. Ta praca zmieniła także mój stosunek do matki. Doświadczenie to było w wielu aspektach cudowne, jednak także trudne, bo kłóciłyśmy się w kwestiach językowych. Ta praca jednak bardzo nas do siebie zbliżyła i wzrósł mój szacunek do matki jako artystki" - podsumowała Morgentaler.
Tegoroczny XIII Festiwal Kultury Żydowskiej "Warszawa Singera", którego organizatorem jest Fundacja Shalom, potrwa do 4 września. Poza atrakcjami muzycznymi i teatralnymi, towarzyszy mu prawie 200 wydarzeń kulturalnych m.in. spotkania literackie, filmowe i kulinarne oraz warsztaty dla najmłodszych.
Patronem medialnym "Warszawy Singera" jest Polska Agencja Prasowa. (PAP)
akn/ mag/