„Imago” nie jest biografią Eli, matki grającej w filmie Leny Góry, ale próbą rozgryzienia głębokiej więzi łączącej matki i córki – mówi PAP Olga Chajdas. Jej film startuje w konkursie głównym 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
W swoim nowym filmie twórczyni "Niny" przenosi widzów w końcówkę lat 80. ubiegłego wieku, na jedno z gdańskich blokowisk, gdzie w ciasnej, pokrytej boazerią przestrzeni mieszka Ela (w tej roli Lena Góra) wraz z ośmiorgiem rodzeństwa i mamą. Tata jako jedyny z grona najbliższych potrafi okazać dziewczynie miłość, przytulając ją. Jednak jest tym wiecznie nieobecny, zarabiając na utrzymanie rodziny. Zainteresowanie Eli medytacją, rysunkiem, fotografią, jej emocjonalna kruchość i rozchwianie sprawiają, że nie tylko nie może liczyć w domu na zrozumienie, ale zostaje uznana za wariatkę i wysłana do szpitala psychiatrycznego. Nawet tam, pośród innych pacjentek, zyskuje łatkę tej szalonej. Po powrocie z ośrodka dziewczyna podejmuje kolejną próbę zbliżenia się do matki, zdobycia jej uwagi. Ta jednak jest emocjonalnie zablokowana. Kocha swoje dzieci tak jak umie i chce dla nich jak najlepiej, ale nie potrafi rozmawiać o uczuciach.
Podczas jednej z imprez Ela, szukając kogoś, kto dałby jej ogień, wchodzi na scenę w trakcie koncertu punkowej kapeli. Namawiana przez wokalistę, podchodzi do mikrofonu i zaczyna improwizować. Dzięki wyjątkowej charyzmie ściąga na siebie zainteresowanie muzyków, którzy proponują jej najpierw udział w próbach, a w końcu członkostwo w zespole. Pozytywnie nastawiona do eksperymentów, spragniona nowych doświadczeń dziewczyna zgadza się. Nie czuje się jednak piosenkarką i wciąż trudno jej określić, kim jest. Raz mówi o sobie Ela, innym razem – Malwina. Gdy spotyka na swojej drodze malarza Stacha, od razu wypowiada na głos myśl, że w przyszłości zostanie on jej mężem. Nie oznacza to wcale, że kończy relację z Tomkiem, u którego zawsze szuka wsparcia w trudnych momentach. Dziewczyna miota się, ale nie pozwala wtłoczyć się w żadne ramy społeczne. Żyje tak jak chce, w chaosie, bez stabilizacji. Pewnego dnia okazuje się, że Ela jest w ciąży. Jak odnajdzie się w roli matki? Czy macierzyństwo ustabilizuje życie tej bezkompromisowej kobiety?
Postać głównej bohaterki została zainspirowana mamą Leny Góry – wokalistką post-punkowego zespołu Pancerne Rowery Elą "Malwiną" Górą. Pomysł na film narodził się podczas jednego ze spotkań aktorki z Olgą Chajdas. Rozmawiając o swoich mamach, doszły do wniosku, że powinny spisać różne anegdoty z ich życia. Na podstawie tych fragmentów stworzyły scenariusz. "Pomyślałyśmy, że bardzo chciałybyśmy pokazać tę relację, którą zna każda kobieta – relację z matką. To, jak się rozwija, jak oddziałuje na nas jako dorosłe kobiety, a przede wszystkim, na ile zdajemy sobie sprawę, kim są te matki, ile jest w tym poświęcenia. Na ile ta relacja nas obciąża, być może czasem wywołuje poczucie winy, może żal, i jak próbujemy sobie z tym poradzić. Albo jak sobie nie radzimy. Rzeczywiście w czasach, o których opowiadamy - czyli pod koniec lat 80., tuż przed wolnymi wyborami – mama Leny była wokalistką w kilku trójmiejskich zespołach. Okazało się, że tamtejsza scena alternatywna - portowa, morska - jest ciekawym fenomenem do pokazania na ekranie. Do Trójmiasta marynarze przywozili muzykę nigdzie indziej w naszym kraju niedostępną, niesłyszaną, nieznaną. Dostęp statków do zachodniego świata był dla tego miejsca bardzo rozwojowy i uwalniający" – powiedziała reżyserka PAP.
Jak zaznaczyła, nie jest to film biograficzny o Eli, ale "próba rozgryzienia głębokiej więzi łączącej matki i córki". Główna bohaterka ujmuje ją nieoczywistym zachowaniem, reakcjami, bo – jak podkreśla twórczyni – "byłoby nudno, gdyby wszyscy zachowywali się przewidywalnie". "Nie jest tak, że w tym filmie opowiadamy bardzo precyzyjną, wierną faktom historię, ponieważ zależało mi na dramaturgii emocjonalnej. Postaci tworzyłyśmy kierując się tym, co chciałyśmy opowiedzieć. Dla mnie w żadnym stopniu nie jest to biografia. Nie chciałam narzucać sobie ograniczeń, ale też odpowiedzialności za bohaterów, o których w teorii można by opowiedzieć. Odchodziłam od tego. Musiałam dać sobie samej wolność. Oczywiście, Lena inspirowała się swoją mamą i z pewnością było to dla niej trudne doświadczenie. Czy uwalniające – o to trzeba by spytać samą Lenę. Jednak sądzę, że brak obciążeń pozwolił też zdjąć tę odpowiedzialność z widzów" – stwierdziła.
Dla Chajdas "Imago" to "przede wszystkim film o wolności i wyborze". "Myślę, że bez wyboru nie ma wolności. Wszyscy wiemy, że zbliżają się wybory 15 października. Teraz jestem w koszulce z hasłem +Agnieszka Polland+ - grafika autorstwa Matyldy Damięckiej - która powstała z inicjatywy Gildii Reżyserów Polskich w naszym akcie buntu przeciwko temu, co dzieje się wobec Agnieszki Holland, która jako reżyserka doświadcza chyba najbardziej okrutnej... nie chcę powiedzieć kary, bo żadnej winy nie ponosi, stając na straży prawdy i podejmując próbę analizy kondycji ludzkości. To niebezpieczny moment, w którym jej wolność została ograniczona. Tak więc jest to film o wolności - tej tożsamościowej, osobistej. Może trochę mniej politycznej, bo nasi bohaterowie najmniej interesują się polityką, ale na pewno artystycznej" – zwróciła uwagę.
Dodała, że wolność była też kluczem do tworzenia warstwy wizualnej opowieści. "Z operatorem Tomkiem Naumiukiem powiedzieliśmy sobie, że chcemy, żeby ten film był pełen kontrolowanych błędów – niedoskonały, anarchistyczny. Nazywamy go post-punkowym dramatem, bo jest w nim mnóstwo brudu. Oczywiście, mieliśmy pełną kontrolę nad tym, co się dzieje, ale lubimy pomyłki i kiedy coś jest niedoskonałe. Trochę tak jakbyśmy starali się złapać ten film pomiędzy mrugnięciami. Stąd rozedrganie, wibracja, zadrapanie. Daliśmy sobie przestrzeń do tego, żeby improwizować, zaszaleć, żeby może nie do końca być w zgodzie z faktami, ale przede wszystkim iść za tym, co sobie wymyśliliśmy, jeśli chodzi o fakturę obrazu. Dlatego z autorem muzyki Andrzejem Smolikiem zdecydowaliśmy się stworzyć własny zespół zamiast nagrywać covery istniejących kapel" – wyjaśniła reżyserka.
Polskim producentem "Imago" jest Apple Film Production. Światowa premiera tytułu odbyła się na festiwalu w Karlowych Warach w konkursie Proxima. Obraz doceniono nagrodą krytyków filmowych zrzeszonych w FIPRESCI. Latem mogła go obejrzeć publiczność festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Teraz "Imago" walczy o Złote Lwy podczas 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Rozstrzygnięcie konkursu głównego nastąpi w sobotę wieczorem.
Z Gdyni Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ aszw/