Wolność słowa jest elementem polskiej tożsamości, polskiej kultury i polskiej historii od wieków - powiedział podczas Debaty Dziennikarzy "Wolność (słowa) kocham i rozumiem" wicepremier, minister kultury Piotr Gliński. Ocenił, że bez "Solidarności" nie zrozumie się polskiego dążenia do wolności.
W czwartek w Warszawie rozpoczęła się międzynarodowa Debata Dziennikarzy "Wolność (słowa) kocham i rozumiem" organizowana przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Fundację Solidarności Dziennikarskiej i Polską Fundację Narodową.
"Wolność słowa jest elementem polskiej tożsamości, polskiej kultury, polskiej historii od wieków. To tu w Polsce kształtowała się demokracja szlachecka, ona nie obejmowała całego społeczeństwa, ale kilkanaście procent Polaków przez setki lat ćwiczyło demokrację sensu stricto z bardzo ważnym elementem wolnościowym, który się wtedy wykuwał" - podkreślił Gliński.
Minister kultury zwrócił uwagę także na ewenement w skali światowej ruchu "Solidarności". "W zasadzie tego typu ruchu społecznego, który tak szybko się zinstytucjonalizował nie było na świecie, były podobne ruchy (...), ale +Solidarność+ to był ruch protestu przeciwko zniewoleniu komunistycznemu, który w ciągu kilku miesięcy objął 10 mln ludzi, którzy się potrafili zorganizować, nie mając żadnych podstaw i tradycji organizacyjnych w swoim pokoleniu, bo byli po 45-50 latach komunizmu" - zaznaczył.
Jak mówił, "bez +Solidarności+ nie zrozumiemy polskiego dążenia, polskiego stosunku do wolności, także tych zmian geopolitycznych, które nastąpiły po 89 roku".
Gliński odniósł się także do kwestii dekoncentracji mediów. "W Polsce mamy sytuację taką, że te kraje zachodnie wciągnęły na górę drabinę, po której weszły, a my zostaliśmy na dole i my nie możemy tej dekoncentracji mediów przeprowadzić, więc jakiekolwiek próby w tym kierunku idące natykają się, i mówię to jako wicepremier polskiego rządu, na niesamowitą presję ośrodków naszych partnerów zagranicznych i to najbliższych, bo z Unii Europejskiej i z Ameryki na przykład". "W Polsce nie ma dekoncentracji mediów, która by zapewniała pluralizm rynku medialnego w oparciu o dekoncentrację własnościową".
Jak ocenił, "po 1989 roku i w trakcie polskiej transformacji mieliśmy i mamy do czynienia, w tej chwili (...) w znacznie mniejszym stopniu niż trzy lata temu chociażby, z niedostatkiem funkcji kontrolnej mediów". "Jeżeli media są postkomunistyczne, choć po latach przekształcone, ale z takim rodowodem, zostały ukształtowane pewne aksjologie, które przeważały u początków transformacji." - dodał. Gliński stwierdził też, że "mamy do czynienia z brakiem pluralizmu własnościowego i z koncentracją własności, na przykład duże koncerny niemieckie posiadają 90 procent polskiej prasy lokalnej, co skutkuje wieloma dysfunkcjami dotyczącymi faktycznie kontrolnej funkcji mediów".
"Przed końcem 2015 roku, kiedy odbyły się wybory, w Polsce rządziła opcja polityczna, mająca monopol na wszystkie instytucje państwowe. Monopol i wpływ na wszystkie duże media, na przykład trzy wielkie telewizje w Polsce i większość mediów lokalnych. Powstawały media niezależne od tej opcji, ale znacznie słabsze. (…) Generalnie istniał monopol instytucjonalny dla jednej opcji. Dla demokracji było to zabójcze, bo teoretycznie była wolność słowa, tylko nie było mediów, przez które można było to słowo wolne przekazywać" - powiedział minister kultury.
Prof. Piotr Gliński odniósł się również do wyborów samorządowych w 2014 r. Jak ocenił, ich "organizatorzy, czyli poprzednia władza, doprowadzili do tego, że prawie 20 procent głosów oddanych w tych wyborach było nieważnych, nieliczonych. Mimo tego wszyscy, łącznie z moją opcją polityczną, zaakceptowaliśmy te wybory w imię odpowiedzialności za stan państwa i za to, żeby nie doprowadzać do rozruchów". "Czy wyobrażają sobie państwo, że w państwa krajach odbyłyby się wybory, okazałoby się, że 20 procent głosów jest nieliczonych i akceptujemy to, bo uważamy, że taki jest wyrok demokracji? Wyrok demokracji był inny, tylko nie wiemy jaki. Nie możemy powiedzieć, że wybory zostały sfałszowane, ale zafałszowane" - skomentował.
Debata dziennikarzy potrwa do piątku. Jej tytuł "Wolność (słowa) kocham i rozumiem" (parafraza tytułu piosenki zespołu Chłopcy z Placu Broni - przyp. PAP) – z jednej strony, jak podkreślają organizatorzy, jest "nawiązaniem do tytułu popularnej rockowej piosenki znanego polskiego zespołu lat dziewięćdziesiątych, a z drugiej ma podkreślić, że wolność, w tym wolność słowa, nie jest pojęciem teoretycznym".
"Wolność trzeba kochać, by w momencie, w którym jest zagrożona, bronić jej bez względu na niebezpieczeństwo. Tak było w Polsce i w krajach zależnych od Rosji przez kilkadziesiąt lat. Wprawdzie komunizm upadł, ale ze zdziwieniem stwierdzamy, że dziś na wolność słowa czyhają rozmaite zagrożenia. W czasie naszej konferencji postaramy się o nich opowiedzieć i je wymienić" - napisano w zapowiedzi.
Podczas debaty zaplanowano sesje poświęcone m.in. manipulacji i dezinformacji, tematom tabu oraz mowie nienawiści. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska, Malwina Wapińska
ksi/ mwp/ wj/