Książka Andrzeja Żuławskiego "Nocnik" jest powieścią udającą dziennik, a nie dziennikiem udającym powieść; nie można utożsamiać autora z narratorem, ani postaci z żywymi osobami - mówiła w sądzie biegła w procesie, wytoczonym Żuławskiemu przez Weronikę Rosati.
W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał w sprawie książki prof. Grażynę Borkowską - historyka literatury z Instytutu Badań Literackich PAN. Pytana przez prawie trzy godziny, dowodziła, że tekstu artystycznego - jakim jest powieść - nie można traktować jako bezpośredniej wypowiedzi autora. "Narrator nie musi wypowiadać opinii autora. Gdyby tak było, setki artystów stawałoby przed sądami. Ta praktyka co najmniej od końca XIX wieku ustaje" - podkreśliła.
W procesie - który toczy się od jesieni 2010 r., częściowo za zamkniętymi drzwiami - aktorka Weronika Rosati żąda od pozwanych - Żuławskiego oraz wydawcy jego książki - 200 tys. zł zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za naruszenie jej prawa do prywatności i godności jako kobiety oraz zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr osobistych m.in. przez usunięcie fragmentów książki, które mają jej dotyczyć, z ewentualnych dalszych jej wydań.
Prawnicy powódki dowodzą, że w śmiałej obyczajowo książce Żuławskiego przytoczono wiele faktów i zdarzeń pozwalających rozpoznać ich klientkę w postaci Esterki, co także zauważyły media w recenzjach książki. Pisano, że Żuławski przez pewien czas miał się spotykać z Rosati. Pozwani Żuławski i wydawca książki wnoszą o oddalenie powództwa. Podkreślają, że nazwisko powódki ani razu nie pada w książce, powołują się też na wolność artystyczną.
W procesie - który toczy się od jesieni 2010 r. aktorka Weronika Rosati żąda od pozwanych - Żuławskiego oraz wydawcy jego książki - 200 tys. zł zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za naruszenie jej prawa do prywatności i godności jako kobiety oraz zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr osobistych m.in. przez usunięcie fragmentów książki, które mają jej dotyczyć, z ewentualnych dalszych jej wydań.
"Choć wiele faktów kojarzy się z powódką, to ja nie wiem, czy o nią chodzi. Musiałabym zawierzyć tabloidom. Z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że to nie jest zła osoba. Choć młoda, naiwna, to fascynuje bohatera i jest kołem ratunkowym w jakimś momencie jego życia" - mówiła w piątek biegła.
Przyznała, że artyści w swojej twórczości wykorzystują doświadczenia osobiste. Ale nie można tego traktować jak przedstawienia relacji faktograficznej. „Autor książki mógł założyć, że odbiór jego książki będzie w warstwie plotkarskiej. Nie wiem, czy założył, nie wiem, czy zrobił wszystko, aby odsunąć możliwość takiego odbioru" - dodała. "Gdyby sięgnąć do dzienników Marii Dąbrowskiej czy Zofii Nałkowskiej nie znajdziemy tam może aż tak dosadnych stwierdzeń jak u Żuławskiego, ale mechanizm mówienia o ludziach jest podobny. Tak samo w świeżo wydanym dzienniku Witolda Gombrowicza" - przekonywała.
"Nie zna pani przypadków, gdy pisarze odpowiadają za swe dzieła? Antoni Słonimski nie przebywał w areszcie?" - replikował pełnomocnik powódki mec. Maciej Lach. "To są kwestie polityczne, związane z wolnością słowa" - odpowiadała prof. Borkowska. "Czyli twórcom wszystko wolno?" - dopytywał adwokat aktorki "W pewnym momencie historycznym ten dylemat został rozwiązany na korzyść artystów" - brzmiała odpowiedź.
W opinii prof. Borkowskiej książka Żuławskiego "to zbyt gęste dzieło, aby odbierać je tylko w warstwie erotyczno-biograficznej". "To jest utwór stylizowany na dziennik. To nie dziennik, który udaje powieść, ale powieść, która udaje dziennik. W tytule nie ma słowa dziennik, ale są podane daty. W pierwszych zdaniach tekstu autor użył słowa +antydziennik+" - wskazała. "Gdyby sąd rozbił książkę na pojedyncze zdania i szukał ich pokrycia z rzeczywistością, zniżyłby się do poziomu tabloidu. To metoda, z której należy się leczyć" - oświadczyła biegła.
Po serii kolejnych pytań ekspertka przyznała, że książka jest "uwikłana w rzeczywistość i fikcyjne postaci mają odniesienia do rzeczywistości". "Istnieje duże utożsamienie między narratorem a Żuławskim oraz pewne utożsamienie między Weroniką Rosati a postacią Esterki - ale w dużo mniejszym stopniu niż w przypadku narratora i Żuławskiego. To jednak dotyczy najmniej istotnej dla książki warstwy" - zastrzegła.
Rozwijając tę myśl, prof. Borkowska podtrzymała, że postać Esterki jest fikcyjna. "W pewnym sensie fikcyjnymi postaciami są też osoby wymienione w książce z imienia i nazwiska, np. Andrzej Wajda, nazywany uporczywie przez narratora +Wajdą Andrzejem+. To jest Andrzej Wajda i to nie jest Andrzej Wajda" - dodała.
Jeszcze wiosną 2010 r. sąd zakazał dalszego rozpowszechniania "Nocnika" - aż do zakończenia procesu. Stało się to w ramach tzw. zabezpieczenia powództwa, wiele razy krytykowanego w mediach jako rodzaj swoistej "cenzury prewencyjnej". W 2010 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że sądowy zakaz publikacji nie narusza konstytucji, ale powinny być określone ramy czasowe, w jakich ma on obowiązywać.
Żuławski (ur. w 1940 r. we Lwowie) to reżyser, pisarz, scenarzysta i aktor. Zadebiutował w 1971 r. filmem "Trzecia część nocy". Po wstrzymaniu przez cenzurę jego filmu "Diabeł" z 1972 r. Żuławski wyjechał do Francji, gdzie kręcił filmy m.in. z udziałem Romy Schneider i Isabelle Adjani. W 2001 r. otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a w 2002 r. francuski Order Legii Honorowej.
Rosati (ur. 1984) to aktorka, znana z ról w telewizyjnych serialach, m.in. "Majka", "Kryminalni", "Londyńczycy", "M jak miłość". Ostatnio było o niej głośno w związku z rolą w filmie "Largo Winch 2", gdzie zagrała u boku Sharon Stone. (PAP)
wkt/ bno/ ura/