Przeprowadzanie czystek w literaturze i kulturze w imię "różnorodności" i "pluralizmu" przypomina rozwalanie pięknego serwisu kawowego młotkiem w przekonaniu, że doprowadzi to do "rozmnożenia" tego serwisu - mówi w rozmowie z PAP Ryszard Legutko, profesor filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego i europoseł PiS.
"Przekonanie, że jak usuniemy z listy lektur +W pustyni i w puszczy+ i +Murzynka Bambo+ za +rasizm+ i +Lalkę+ za +antysemityzm+, to zakwitnie tysiąc kwiatów, jest mniej więcej tak samo sensowne, jak wiara, że wyniku rozwalenia serwisu kawowego młotkiem wyłoni się z niego wiele serwisów. Nic się nie wyłoni. Nie będzie żadnego" - tak Legutko ocenia próby wymazywania z programów szkolnych i uniwersyteckich na całym świecie, pod pretekstem politycznej poprawności, określonych treści, autorów i postaci.
"Czy Ameryka bez Lincolna i Jeffersona będzie Ameryką zróżnicowaną? Nie. To będzie Ameryka zdewastowana. Liberałowie wspomagani przez neomarksistów są dobrzy w niszczeniu rzeczy. Wydaje im się, że jak usuną +niewłaściwych+ autorów, zrobią czystkę w literaturze, kulturze, języku i myśleniu, to zapanuje wolność. Tymczasem jedyne co ma szansę zapanować, w przypadku uwieńczenia tych dążeń sukcesem, to grobowa cisza" - ostrzega profesor.
Takie tendencje, to, jego zdaniem, konsekwencja m.in. "wielkiego kłamstwa", w jakim żyje zachodni, liberalno-demokratyczny świat.
"Bronisław Wildstein dawno to zauważył i - o ile wiem - jako pierwszy zwrócił na to uwagę: słowa zaczęły znaczyć coś zupełnie innego niż powinny znaczyć, a właściwie znaczą coś odwrotnego" - wyjaśnia europoseł i podaje przykład:
"Jeśli mamy do czynienia z instytucją, która ma w swojej nazwie +różnorodność+, to trzeba się mieć na baczności, bo jest to najprawdopodobniej jakaś organizacja zamordystyczna, która pilnuje tego, żeby wszyscy mówili to samo. A jak w nazwie jest +pluralizm+, to oznacza wzmożoną cenzurę wypowiedzi".
Wielkość niebezpieczeństwa, jak zaznacza, polega na tym, że opisany sposób myślenia przejęły najpotężniejsze instytucje świata: od organizacji międzynarodowych, przez trybunały i uniwersytety, po korporacje.
"Powstaje zatem polityczno-ideologiczny monopol przetwarzający wszystko w jeden głos. Ktokolwiek zaryzykuje, że będzie jakoś się różnił, natychmiast rzuca się na niego potężna machina, ten buldożer, co sprawia że nie ma żadnej możliwości rozmowy. Człowiek jest bezradny, bo zanim będzie w stanie sformułować jakiś argument, wdać się w polemikę, to już zostanie zniszczony tysiącem inwektyw i oskarżeń" - ocenia Ryszard Legutko.
"W niektórych krajach, takich jak Niemcy, Francja i Holandia, jest to niemal powszechne. Polska jawi się tutaj jako ostatnia oaza pluralizmu i wolności w prawdziwym sensie tego słowa i może dlatego staje się przedmiotem ataków" - wskazuje eurodeputowany.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ jar/