Ten rok jest wyjątkowy, odnotowaliśmy bardzo silny wzrost obrotów na polskim rynku sztuki – powiedział PAP Rafał Kamecki, prezes artinfo.pl - portalu poświęconego rynkowi sztuki
PAP: Transakcją wszech czasów nazwał portal artinfo sprzedaż na aukcji DESA Unicum obrazu Stanisława Wyspiańskiego "Macierzyństwo" za 4 mln 366 tys. złotych. Czy to znak, że polski rynek sztuki miewa się dobrze?
Rafał Kamecki: Sezon aukcyjny 2017 roku dobiegł końca; ostatnia aukcja odbyła się 21 grudnia. Była to aukcja młodej sztuki w Desie Unicum. Na podstawie danych z całego roku, tuż po ostatnim uderzeniu młotka, opublikowaliśmy raport, opisujący kondycję rynku, pełnego rekordów sprzedaży i z największą w historii liczbą aukcji.
2017 rok zakończył się wynikiem 214 mln zł – to jest obrót całego rynku aukcyjnego. Po raz pierwszy w historii została przekroczona niezdobyta dotąd bariera 200 ml zł. Dla porównania podam, że przed 2010 rokiem obroty na rynku kształtowały się pomiędzy 70–90 mln zł.
Ten rok jest wyjątkowy. Odnotowaliśmy bardzo silny wzrost obrotów – poprzedni rekordowy rok 2016 zamknął się wynikiem 167 mln zł, co daje nam obecnie wzrost o 28 procent!
PAP: A zatem jest widoczny rozwój polskiego rynku sztuki. Co na to wpłynęło?
Rafał Kamecki: Najbardziej wyraźnym czynnikiem wpływającym na zwiększone obroty na rynku sztuki jest to, że klienci są skłonni płacić więcej za dzieła sztuki niż kilka lat temu. Liczba transakcji obejmująca ok. 13 tys. obiektów i w tym roku, i w ubiegłym roku, pozostała bez zmian, natomiast, jak wspomniałem, o 28 proc. wzrósł obrót. To oznacza, że klienci odważniej kupują na aukcjach, wierzą we wzrost wartości dzieł sztuki i są gotowi płacić za nie coraz wyższe kwoty.
PAP: To ciekawe, ponieważ często cena wywoławcza nie jest wysoka?
Rafał Kamecki: Nasz rynek stale się rozwija, domy aukcyjne poszukują optymalnej formuły sprzedaży, która dałaby im zwiększenie obrotów. Jednym z takich sposobów jest ustalenie niskiej ceny wywoławczej, która jest na tyle atrakcyjna, że może zachęcić szerszą grupę klientów do włączenia się do licytacji. Jest to wyraźny trend; z roku na rok, ceny wywoławcze są ustalane na coraz bardziej atrakcyjnym poziomie – domy aukcyjne skutecznie negocjują i przekonują właścicieli wystawianych obiektów do słuszności tej strategii. Oddzielną kwestią jest estymacja, a więc szacunkowa wartość danego dzieła sztuki. Tu obserwujemy rosnącą wartość estymacji, co zgodne jest z coraz wyższymi sprzedażami aukcyjnymi. Niejednokrotnie obserwujemy licytacje, które rozpoczynają się z niską ceną wywoławczą, osiągają estymację i kontynuują sprzedaż powyżej górnej estymacji, przebijając ją nawet kilkukrotnie. To świadczy o dużej determinacji kolekcjonerów.
Przypomnijmy słynną licytację obrazu Wyspiańskiego: cena wywoławcza – 800 tys., estymacja przyjęta przez Dom Aukcyjny wynosiła 1 mln 400 tys. – 2 mln złotych. Osoba licytująca uznała, że dzieło jest tak wybitne, że warto zapłacić więcej. Cena młotkowa wyniosła 3 mln 7oo tys. zł, a z opłatą aukcyjną klient zapłacił 4 mln 366 tys. złotych.
PAP: Na jakiej podstawie ustala się cenę początkową?
Rafał Kamecki: Na podstawie historii notowań aukcyjnych. Jednym ze źródeł takich informacji jest artinfo. Dostępne są tam wyniki wszystkich krajowych aukcji od 2000 roku.
PAP: Co to znaczy, że rynek przyspiesza?
Rafał Kamecki: Coraz więcej jest wysokich transakcji. Widzimy to m.in. na podstawie naszego rankingu, który nazwaliśmy artinfo TOP 1000. Obejmuje on 1000 najdrożej sprzedanych dzieł sztuki po 1989 roku, czyli w całej historii rynku. W 2017 roku do tego rankingu dopisaliśmy 218 pozycji. To jest 1/5 rankingu z 30 lat. Nigdy wcześniej ranking nie przyrastał w takim tempie, to dowód na siłę rynku.
PAP: Skąd to się bierze?
Rafał Kamecki: Klienci coraz odważniej kupują, nie boją się płacić większych kwot za dzieła sztuki. Uważają, że sztuka to opłacalna inwestycja i warto wejść teraz na rynek, bo ceny są w stałej tendencji wzrostowej.
PAP: Miłość do sztuki idzie w parze z myśleniem biznesowym?
Rafał Kamecki: Od 2010 roku obserwujemy silną tendencję - na rynku dzieł sztuki oddziaływują na klientów dwa czynniki: inwestycyjny i estetyczny. Klienci chcą łączyć wartość kolekcjonerską, opisywaną przez element piękna w dziełach sztuki z myśleniem inwestycyjnym.
PAP: Kiedy powstały pierwsze Domy Aukcyjne w Polsce?
Rafał Kamecki: Po 1989 r. i od tego momentu można mówić, tworzyły się domy aukcyjne w Polsce. Dużego przyspieszenia, jeśli chodzi rozwój, rynek nabrał po 2010 r. A ostanie trzy lata to prawdziwa hossa, pod względem wysokości obrotów i liczby aukcji. W tym roku zorganizowano rekordową liczbę 284 aukcji. W ubiegłym, który był równie udany, było ich 269. Zazwyczaj liczba ta wahała się miedzy 100 a 120 aukcji w roku.
PAP: Kto kupuje obrazy? Czy pośród klientów są placówki muzealne?
Rafał Kamecki: Najczęściej klientami Domów Aukcyjnych są prywatne osoby i, co jest znakiem czasów, transakcje są zawierane przez telefon, w trosce o zachowanie anonimowości nabywcy. Główną grupą klientów są zatem prywatni kolekcjonerzy, natomiast widać pewne zmiany, jeśli chodzi o zakupy muzealne. Na ostatniej aukcji w Desie Unicum z 14 grudnia, Muzeum Wojska Polskiego zaakcentowało swoją obecność, korzystając przy trzech bardzo ciekawych obiektach z prawa pierwokupu. Zakupiono m.in. obraz Januarego Suchodolskiego "Chodkiewicz pod Kircholmem" z 1858 r.; cena sprzedaży, przy której muzeum skorzystało z prawa pierwokupu, wyniosła 540 tys. zł. Do tej ceny została również doliczona 18 proc. opłata organizacyjna domu aukcyjnego, dając ostateczną kwotę 637.200 zł
PAP: DESA Unicum to zdaje się wiodący na rynku Dom Aukcyjny.
Rafał Kamecki: Zdecydowanie tak. Z naszych analiz wynika, ze w 2017 roku Desa Unicum osiągnęła 43 procent rynku, jeśli chodzi o sprzedaż, drugie miejsce zajmuje Polswiss Art, który ma 20 proc. rynku, Agra Art z 10 proc. zajmuje trzecie miejsce.
PAP: Obecnie na rynku sztuki znajdują się trzy obrazy z rekordową historią, proszę je wymienić.
Rafał Kamecki: Cofnę się w czasie, otóż w historii naszego rynku pierwszym obrazem sprzedanym za rekordowo wysoką cenę był "Rozbitek" Henryka Siemiradzkiego. Ta rekordowa sprzedaż – za 2 mln 130 tys. zł, odbyła się w 2000 roku w domu aukcyjnym Polswiss Art – i pozostała niepobita przez kolejne trzynaście lat!
W 2017, bogatym i wyjątkowym roku, byliśmy świadkami aż dwóch rekordów: najpierw praca Jana Matejki "Zabicie Wapowskiego" na czerwcowej aukcji w Desie Unicum osiągnęła cenę 3 mln 683 tys. zł, po czym na koniec roku obraz "Macierzyństwo" Stanisława Wyspiańskiego, jak już mówiliśmy, uzyskał rekordową cenę 4 mln 366 tys.
Jest to z pewnością wyznacznik siły naszego rynku sztuki; nigdy wcześniej się nie zdarzyło aby w jednym roku dwukrotnie został ustalony rekord sprzedaży.
Trzecim najdrożej sprzedanym obiektem w historii jest obraz Mojżesza Kislinga "Ingrid" – praca sprzedana w Polswiss Arcie na aukcji w październiku za 3 mln 481 tys. zł.
PAP: Co chętniej kupują kolekcjonerzy: dzieła sztuki dawnej czy współczesne prace?
Rafał Kamecki: Na rynku mamy znaczącą przewagę sztuki współczesnej nad sztuką dawną pod względem liczby transakcji i obrotów. Ta tendencja utrzymywała się przez ostatnich pięć lat. Przez ten czas sztuka współczesna była liderem. Natomiast 2017 rok pokazał siłę sztuki dawnej, ilościowo nadal więcej sprzedaje się dzieł sztuki współczesnej niż dawnej, ale dzieła mistrzów malarstwa dawnego wracają do łask, o czym świadczą tegoroczne rezultaty i rekordy.
PAP: Kto pojawia się na aukcjach, skoro najważniejsze transakcje odbywają się przez telefon?
Rafał Kamecki: Na aukcjach tradycyjnie bywają klienci – kolekcjonerzy, ale także duża grupa przedstawicieli tzw. branży – to zrozumiałe, osoby z innych Domów Aukcyjnych, z galerii, muszą stale obserwować rynek, bywa, że włączają się do licytacji. W Polsce domy aukcyjne nie maja problemów z zapełnieniem sali, co na Zachodzie nie jest tak oczywiste. Poza wyjątkowymi aukcjami w Christie’s lub Sotheby’s, gdzie sale pękają w szwach, większość klientów licytuje przez telefon lub internet, nie ma potrzeby uczestniczyć osobiście na sali domu aukcyjnego. Na krajowych aukcjach młodej sztuki mamy często oblężenie, na aukcjach pojawiają się nie tylko klienci, ale także sami artyści licytowanych dzieł. Pojawia się też liczna grupa sympatyków sztuki młodych artystów, którzy lubi oglądać przebieg, niekiedy bardzo emocjonujących aukcji, na żywo. (PAP)
Rozmawiała Anna Bernat
abe/ malk/