W utworach Ostrowskiego pojawiają się ludowe archetypy rosyjskie, postaci jak z bajek – powiedział PAP Dmitrij Krymow, reżyser spektaklu „Panna bez posagu” wg Aleksandra Ostrowskiego, pokazanego na festiwalu KONTAKT w Toruniu.
PAP: Pańskie przedstawienia bywały już w Polsce. Spektakl o Szostakowiczu pt. „Opus nr 7” pokazano podczas 5. Międzynarodowego Festiwalu DIALOG we Wrocławiu w 2009 r., a „Gorki-10” zaprezentowano w Warszawie w trakcie festiwalu „Da! Da! Da! Współczesny teatr, dramat i performans z Rosji” w 2013 r. Oba spektakle przygotował pan z aktorami Szkoły Sztuki Dramatycznej w Moskwie. W poniedziałek podczas 24. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego KONTAKT widzowie obejrzeli pańską „Pannę bez posagu” Aleksandra Ostrowskiego ze Szkoły Sztuki Dramatycznej. Jest to pierwszy pokaz tego przedstawienia poza Rosją. Jakich reakcji się pan spodziewał, a czego obawiał?
Dmitrij Krymow: Ostrowski nie jest w Polsce dobrze znany – i tego się lękałem. Bo np. pokazywaliśmy u was Szekspira, ale jego twórczość przypomina język międzynarodowy. To niejako teatralne esperanto. Potem przywieźliśmy „Opus nr 7”, czyli naszą fantazję bez słów na temat kompozytora Szostakowicza, tragedii narodu żydowskiego, ludobójstwa. I w pewnym sensie to także było przedstawienie uniwersalne jak dzieła Szekspira. Natomiast „Panna bez posagu” Ostrowskiego wydaje się bardzo lokalna, silnie związana z rosyjskością. Moją ambicją było podnieść rangę tego miejscowego trunku i sprawić, by zaczął funkcjonować niczym esperanto. Zaznaczę, że sam uważam, iż Ostrowski nie jest lokalnym winem. To zwykła przypadłość losu, że jest tak traktowany. Jego twórczość to znakomity pretekst, aby rozmawiać z widzami współczesnym, teatralnym językiem. Rzecz jasna, to także mój komentarz na temat współczesnej Rosji.
PAP: Widzowie owacyjnie przyjęli ten spektakl. Zdaniem krytyków znaleźć w nim można ludyczne tradycje rosyjskich skomorochów, echa wczesnej twórczości Wsiewołoda Meyerholda z okresu jego Studia na Borodinskiej, nawiązania do commedii dell’arte?
Dmitrij Krymow: W utworach Ostrowskiego pojawiają się ludowe archetypy rosyjskie, postaci jak z bajek. Kupcy, panny, matki, młodzi ludzie, którzy dążą do bogactwa. To wszystko są archetypy różnych warstw społeczeństwa rosyjskiego. I wręcz niesamowicie przypominają oblicze współczesnych Rosjan, tego, co się dzieje obecnie. Mamy tu gonitwy za pieniędzmi, oszustwa, prawdziwe miłości, podłość, a obok tego szczerą naiwność. Obraz prawdziwego rosyjskiego charakteru narodowego. Dlatego nazywam sztuki Ostrowskiego „rosyjską, współczesną commedią dell’arte”. Kupcy z Ostrowskiego – to dzisiejsi rosyjscy biznesmeni. Być może nie mają już bród, ale ich psychika jest taka sama - myślą, że wszystko mogą kupić. A kobieta, która obraca się pomiędzy nimi, jeśli nie jest prostytutką – zderza się z ich machinacjami i transakcjami. Jeśli chce godnie żyć – musi o to walczyć. Można w tym ujrzeć groteskowy cyrk.
Ciekawym zagadnieniem, jest pytanie o to, jaka wyglądała dotąd tradycja grania „Panny bez posagu”. Ostrowski jest nazywany „dramaturgiem z bożej łaski”, a moskiewski Teatr Mały uważany jest za Dom Ostrowskiego. W Rosji od zawsze to była tradycja wystawiania sztuki Ostrowskiego jako prawdziwej, rosyjskiej tragedii – a my spojrzeliśmy na tę historię ze śmiechem. Oczywiście, jest to śmiech tragiczny. Współcześni ludzie docierają do tragedii poprzez komizm. Aby przyjęli dawkę leku – trzeba im ją zapakować niczym cukierki w kolorowy papierek.
PAP: Wielu krytykom pański spektakl „Panna bez posagu” wydał się zarazem bardzo nowoczesny i czechowowski. Czechow pisał tragikomedie, a nie tragedie. Larysa Dmitriewna, główna postać w tej sztuce i tytułowa panna bez posagu bardzo przypomina Konstantego Trieplewa z „Mewy” Czechowa. Oboje podobnie kończą – swoistym samobójstwem.
Dmitrij Krymow: Tak, to świetne skojarzenie. Sam o tym nie pomyślałem, ale to odczytanie bardzo bliskie moim intencjom. Idąc dalej… w pozostałych postaciach „Panny bez posagu” odnaleźć można np. Arkadinę, Trigorina. Istnieje świat ludzi silnych i całej reszty. Ktoś, kto chce się do niego dostać – nie daje rady, nie potrafi. A wszystko to ukazane poprzez pryzmat czechowowskiego cyrku. Bo humor służy nie tylko do wywoływania śmiechu. On jest dla tragedii tym, czym są przyprawy w daniach. Dodaje tragedii wymiaru fatum.
PAP: Jak to się stało, że pan - ceniony malarz i scenograf, syn znakomitego reżysera teatralnego Anatolija Efrosa – mając 48 lat postanowił zostać reżyserem. W 2004 r. otworzył pan w Moskwie Laboratorium Dmitrija Krymowa. Wyczytałem, że chodziło o zakład?
Dmitrij Krymow: To nie był zakład, ale zwykły przypadek. Mój przyjaciel, bardzo ceniony aktor zaproponował mi: „zróbmy razem spektakl”. Przez długi czas traktowałem te słowa jako jakiś jego żart. Ale okazało się, że mój przyjaciel powiedział to na serio i że to jest buntownicza i awanturnicza propozycja z jego strony. On ryzykował swoją reputację aktorską, a ja postawiłem na szalę swoją niewiarę w to, że potrafię reżyserować. Mój ojciec był znakomitym reżyserem, a ja całe życie obserwując go i robiąc scenografie do jego spektakli, nabierałem przekonania, że to nie jest zajęcie dla mnie. Ale gdy w 2002 r. zrobiliśmy to pierwsze przedstawienie – a był to „Hamlet” – nabrałem przekonania, że to fascynująca praca. Opuściły mnie wszelkie wahania i wątpliwości. Wyreżyserowanie „Hamleta” w Teatrze Stanisławskiego było wyzwaniem. To była wielka okazja, by ponieść spektakularną klęskę. A jednak… udało się.
PAP: Od tamtej chwili zrealizował pan już ponad 25 przedstawień. Także na zamówienie organizatorów międzynarodowych festiwali?
Dmitrij Krymow: Dla Festiwalu w Edynburgu wyreżyserowałem w 2012 r. „Sen nocy letniej” Szekspira, a Międzynarodowy Festiwal Czechowowski w Moskwie zamówił u mnie spektakl na jubileusz 150-lecia urodzin pisarza. Tylko dwa razy realizowałem coś na zamówienie. Reszta moich przedstawień to konsekwencja własnych wyborów literackich i estetycznych.
PAP: Mówił pan, że wierzy w teatralną wspólnotę, że dobrym spektaklem można pojednać ludzi. Podkreśla pan, ze obecnie społeczeństwo rosyjskie jest bardzo podzielone. Skąd u pana taka wiara w siłę teatru?
Dmitrij Krymow: Teatr to rzecz magiczna. Jeśli tylko spektakl zostanie dobrze i solidnie skonstruowany. Używam tu czasownika konstruować w szerokim znaczeniu – jako o konstrukcji emocjonalnej i wyobrażeniowej. Także jako o sposobie myślenia o przyszłości. Poprzez język teatru można bardzo dokładnie „przetłumaczyć” problemy dzisiejsze wprost do umysłów widzów. Teatr ma tak ogromne możliwości. Ma wyjątkową, scalającą siłę. Zawsze obserwuję ludzi, którzy zbierają się w foyer przed spektaklem – i to jest niebezpieczny tłum. Każdy jest zagłębiony w siebie, nikt nie wie, co go czeka, są gotowi wszystko przyjąć i wszystko odrzucić. Po prostu niebezpieczny tłum, który w ułamku sekundy może eksplodować. A po przedstawieniu, gdy wychodząc do ukłonów patrzę na ich twarze – widzę już nie tłum, a naród. Naród różni się tym od tłumu, że podziela wspólne idee. Po spektaklu ludzie zdają się być scaleni, połączeni ze sobą. Uśmiechają się, a nawet gdy dręczy ich jakiś problem, mają kłopoty – są razem. W tym tkwi ogromna siła teatru.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
Dmitrij Krymow (ur. w 1954 r.) syn pisarki i krytyczki Natalii Krymowej oraz reżysera Anatolija Efrosa. Zaczynał karierę teatralną jako scenograf. Pracował w najważniejszych teatrach Moskwy, Sankt Petersburga, Rygi, Tallina, w Bułgarii i Japonii. W latach 90. XX w. zajął się malarstwem i zyskał międzynarodowe uznanie. Jego obrazy trafiły do kolekcji muzeów w Moskwie, Sankt Petersburgu, Londynie i do Muzeum Watykańskiego.
Jest wieloletnim wykładowcą Rosyjskiej Akademii Sztuki Teatralnej w Moskwie (RATI-GITIS). W 2004 r. założył w Moskwie Laboratorium Dmitrija Krymowa. Jak dotąd zrealizował ponad 25 przedstawień. Krytycy określają jego teatr mianem „teatru scenografa”. (PAP)
autor: Grzegorz Janikowski
edytor: Paweł Tomczyk
gj/ pat/