Senacka komisja kultury i środków przekazu zarekomendowała w czwartek senatorom przyjęcie bez poprawek ustawy, która powołuje Radę Mediów Narodowych (RMN). Senator PO Barbara Borys-Damięcka chce odrzucenia ustawy w całości.
Teraz ustawą zajmuje się Senat na posiedzeniu plenarnym, które rozpoczęło się w środę o godz. 15. Ustawę Sejm uchwalił w środę wieczorem, na jej mocy ma powstać RMN, która ma powoływać zarządy i rady nadzorcze TVP, Polskiego Radia i PAP.
Na czwartkowym posiedzeniu komisji wniosek o przyjęcie ustawy bez poprawek zgłosił senator PiS Jan Maria Jackowski, a komisja stosunkiem głosów sześć do czterech się z tym zgodziła. Natomiast senator PO Barbara Borys-Damięcka chciała odrzucenia ustawy w całości. Po tym, jak komisja nie poparła jej propozycji, zgłosiła ją jako wniosek mniejszości.
Borys-Damięcka uznała ustawę za dokument "przedziwny, chory, połamany, pokrzywiony". Zdaniem senator powołanie RMN nic nie pomoże mediom publicznym. Ponadto, według niej, Rada ma się stać czymś na wzór dawnego Radiokomitetu, który "zarządzał właściwie wszystkim". Uznała to za "przedziwną tendencję do skupiania wszystkiego w jednym ręku". Krytykowała też to, że RMN ma przejąć kompetencje KRRiT. Zgodziła się z nią jej klubowa koleżanka Barbara Zdrojewska. Według niej uchwalenie ustawy, to "kombinowanie, jak okroić kompetencje KRRiT". Senator uznała ponadto ustawę za "karzełka", "plik paru kartek, które niczego nie rozwiązują, a psują". Stwierdziła, też, że mamy do czynienia z sytuacją upadku mediów publicznych.
Krytyczną ocenę ustawy sformułował też szef komisji Jerzy Fedorowicz (PO). Skrytykował m.in. to, że "Senat nie może przedstawić swojego kandydata" do RMN. Ustawa zakłada bowiem, że do pięcioosobowej rady trzech członków wybiera Sejm, a dwóch prezydent - spośród kandydatów zgłoszonych przez największe kluby opozycyjne.
Żal z powodu tego, że Senat został pominięty w procedurze wyłaniania członków RMN, wyraził też Jan Maria Jackowski. Mimo to wnioskował o przyjęcie ustawy bez poprawek. Ocenił, że jej główną zaletą jest to, iż oddziela media publiczne od rządu. Krytykę ustawy ze strony senatorów PO określił jako "krokodyle łzy". Jak stwierdził, formacja ta miała osiem lat na poprawienie sytuacji mediów publicznych.
Senator PiS powiedział też, że można wykazać, iż po wypowiedzi Donalda Tuska z 2008 r. nt. abonamentu, ściągalność tej opłaty drastycznie spadła. Pytał w związku z tym, kiedy można się spodziewać ustawy poprawiającej ściągalność. Jak mówił, to szczególnie ważne dla "dużego" radia oraz rozgłośni regionalnych, które w ogromnej mierze utrzymują się z wpływów abonamentowych.
Do sprawy abonamentu nawiązał też, obecny na posiedzeniu komisji, szef KRRiT Jan Dworak. Wyraził obawę, że w drugiej połowie roku media publiczne znajdą się w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Pytał przedstawicieli obozu rządzącego, czy mają plan ratunkowy.
Wiceminister kultury, pełnomocnik rządu ds. reformy mediów Krzysztof Czabański przyznał, że poprawa ściągalności abonamentu jest kluczowa. W rozmowie z dziennikarzami po posiedzeniu komisji wskazał, że grupa posłów PiS, która przygotowała projekt ustawy o RMN, "siada teraz do szykowania projektu uszczelniającego obowiązującą ustawę abonamentową". "To uszczelnienie, mamy nadzieję, będzie skuteczne" - dodał.
Podczas posiedzenia komisji, odnosząc się do zarzutów senatorów PO, podkreślił, że ich ugrupowanie miało wiele lat na to, by wprowadzić dobrą ustawę o mediach publicznych, a nie zrobiło tego. "Zamiary Platformy sformułował Donald Tusk, który powiedział, że media publiczne należy zlikwidować, a jak się nie uda, to maksymalnie osłabić, i konsekwentnie Platforma, rząd PO, to robił, choćby tą sugestią o niepłaceniu abonamentu, ponieważ abonament jest niepotrzebną daniną publiczną" - podkreślił.
Nawiązując do zarzutów o brak wpływu Senatu na wybór członków RMN, mówił, że senatorowie mogą mieć wpływ na wybór członków Rady, ponieważ należą do klubów parlamentarnych.
Zgodnie z ustawą, RMN ma liczyć pięciu członków, z których trzech ma powoływać Sejm, a dwóch - prezydent. Ich kadencja ma trwać 6 lat. Kandydatów (po dwóch na każde miejsce) na członków Rady powoływanych przez prezydenta przedstawiać mają dwa największe kluby opozycyjne. Jeśli któryś z nich z tego nie skorzysta - prawo do zgłoszenia kandydatów przejdzie na kolejny pod względem liczebności klub.
Czabański zapytany przez PAP, co się stanie, jeśli kluby opozycyjne nie zgłoszą prezydentowi swoich kandydatów do RMN, odpowiedział: "Ich sprawa, decyzja należy do nich, jak nie zgłoszą, to pan prezydent ma wolną rękę i może mianować takich kandydatów, którzy spełniają kryteria określone w ustawie, ale dowolnych". (PAP)
son/ mok/ itm/