Na Górnym Śląsku szopki, zwane betlejkami stawiano na komodzie, trzymano w szafie, niektóre zajmowały większą część pokoju. Dopełnieniem każdej z nich były seryjnie produkowane, kosztowne figurki. W niektórych rodzinach ta tradycja jest nadal kultywowana.
"O górnośląskich szopkach, zwanych betlejkami lub betlejemkami można mówić od końca XIX wieku. Pojawiały się w domach mniej więcej wraz z rozwojem przemysłu, dlatego trudno jest powiedzieć, kiedy się rozpowszechniły" - powiedział PAP dr Ireneusz Botor z wydziału artystycznego Uniwersytetu Śląskiego, który badał tradycję stawiania szopek.
Podczas trwających kilka lat badań natknął się na wiele różnych rodzajów szopek. Wśród nich wymienia m.in. betlejki wykonane na platformie będącej imitacją pejzażu - wyłożoną mchem i siankiem; szopki w skrzynkach oraz tzw. szafkowe montowane w meblach. "Współczesna forma szopek szafkowych polega na wstawianiu ich np. w meblościanki" - powiedział badacz.
W niektórych domach zobaczył szopki składające się z samych figurek pochodzących z produkcji seryjnej opartej na wzorcach barokowych. Figurki gipsowe, rzadziej porcelanowe były od początku XX wieku produkowane w manufakturach. Były jednak bardzo drogie i nie wszystkich było na nie stać. "Stąd nie wszyscy mieli na święta betlejki w domach" - dodał. Okazało się, że wiele z nich jest przekazywanych z pokolenia na pokolenie, najstarsze z nich mają nawet po 100 lat.
Przy okazji badań dr Botor odkrył betlejkę podobną do tej, jaką przed kilkudziesięcioma laty w trakcie świąt Bożego Narodzenia budował jego ojciec. "Dawniej, w niektórych domach szopka zajmowała znaczną część pokoju i sięgała niemal po sufit. Było to połączenie malarstwa na płótnie z plastycznie modelowanymi z papieru fragmentami pejzażu. Oczywiście nie brakowało figur Świętej Rodziny, oraz oświetlenia żłóbka od wewnątrz" - opowiada dr Botor.
W gigantycznych szopkach nie brakowało również elementów mechanicznych. Jedno z takich urządzeń oświetlało szopkę z zewnątrz - migotliwym światłem. "Tym urządzeniem były dwa walce napędzane - nie silniczkiem, tylko ciepłym powietrzem pochodzącym z żarówek. Poruszające się walce znajdowały się za szybką, na niej były wzory, co stwarzało iluzję ruchomych promieni. Ten mechanizm tworzył swoisty nastrój. Taka też była szopka, którą budował jeszcze w latach 60-tych mój ojciec" - przypomina sobie badacz.
Ojciec dr. Botora wykonywał szopkę samodzielnie, podobnie jak robili to ojcowie innych rodzin. "Nie sądziłem, że po tylu latach znajdę gdziekolwiek podobny wzorzec, okazało się, że się myliłem. Znalazłem taką szopkę w południowej dzielnicy Katowic. Rodzina ta powiedziała, że wyniosła tradycję jej budowy z początku dwudziestego wieku" - opowiada Botor.
Szopkę podobną, do tej z lat dzieciństwa, Botor znalazł także w mieszkaniu pewnej młodej kobiety, która zgodnie z tradycją odziedziczoną "po babci" od lat odtwarza krok po kroku jej schemat. Jej betlejka zajmuje niemal dwie trzecie pokoju.
Cechą charakterystyczną betlejek - zdaniem badacza - jest obecny we wszystkich szopkach element iluzji. "Światło, skały z materiału lub papieru, pejzaż malowany przez domowników farbami, bądź po prostu niebieskie płótno wieszane na ścianie. To bez wątpienia rodzaj scenografii" - wyjaśnia.(PAP)
ktp/ dym/