W „Black Flies” chcieliśmy oddać hołd Nowemu Jorkowi i ratownikom medycznym – mówili w piątek Tye Sheridan i Sean Penn. Film w reżyserii Jeana-Stephane’a Sauvaire’a z ich udziałem pokazano w konkursie głównym 76. festiwalu w Cannes.
"Black Flies" to trzeci film Sauvaire’a prezentowany podczas canneńskiego festiwalu. Poprzednio francuski twórca przyjechał tu w 2017 roku z pozakonkursowym obrazem "Modlitwa przed świtem", a po raz pierwszy – dziewięć lat wcześniej ze "Wściekłym Psem", który przyniósł mu nagrodę dla najbardziej obiecującego twórcy w sekcji Un Certain Regard. Jego najnowsze dzieło jest adaptacją książki "911" Shannona Burke'a o pracowniku pogotowia ratunkowego pracującym w latach 90. w Harlemie – dzielnicy Nowego Jorku przepełnionej przemocą, gangsterami i tanim crackiem. Temat opowieści przywodzi również na myśl "Ciemną stronę miasta" Martina Scorsese z 1999 roku, w której Nicolas Cage zagrał ratownika medycznego przechodzącego załamanie nerwowe. Sauvaire przeniósł akcję do współczesności. W centrum zdarzeń postawił Crossa (w tej roli Tye Sheridan), który od kilku tygodni pracuje w pogotowiu na Brooklynie, a w przyszłości pragnie podjąć studia medyczne. Mężczyzna jest pełen ideałów, ale teraz musi skonfrontować je z rzeczywistością. Jego mentorem zostaje Rutkovsky (Sean Penn) – doświadczony ratownik, który w życiu widział już wszystko.
Każdego dnia ta dwójka bierze udział w stresujących akcjach, w których stawką jest czyjeś życie. Ratują ofiary strzelanin, przemocy domowej, narkomanów. Często sami stają się celem ataków swoich pacjentów lub ich rodzin. Wszystko to Sauvaire przedstawia do bólu realistycznie, bo - jak sam mówi – musi wierzyć we wszystko, co filmuje. "Aby poznać prawdę i umieć ją przetworzyć, najpierw trzeba się z nią skonfrontować. Pierwszym krokiem było spotkanie z Shannonem i Tye’em Sheridanem. Kolejnym – włożenie kombinezonu kierowcy karetki i – dzięki brooklyńskiemu szpitalowi – doświadczanie przez rok różnych sytuacji, które oglądamy w filmie" – wspomniał w wywiadzie opublikowanym na stronie festiwalu w Cannes. Później to Penn i Sheridan konsultowali się z medykami. Każdy ich gest musiał wyglądać wiarygodnie, by widz miał poczucie uczestnictwa w akcjach ratunkowych.
Podczas piątkowej konferencji prasowej towarzyszącej premierze "Black Flies" reżyser przyznał, że rezultaty pracy aktorów bardzo mu zaimponowały. "Jeśli będziecie potrzebować pomocy w Nowym Jorku, nie musicie już dzwonić pod 911. Wystarczy, że zadzwonicie do Tye’a i Seana" – zażartował. Również Penn i Sheridan podkreślali, że praca na planie i poprzedzające ją przygotowania były bardzo wartościowym, choć niełatwym czasem. "Z Jeanem-Stephanem poszedłbym na koniec świata. Mówię poważnie. Gdybym mógł, zrobiłbym z tym gościem sto filmów. Jest wyjątkowym twórcą, całkowicie oryginalnym głosem w świecie kina. Jego filmy są dla aktorów doświadczeniami. Wiedziałem, że jestem w dobrych rękach i byłem podekscytowany, że będę mógł stać się częścią jego zajmującej, artystycznej wizji Nowego Jorku i pracowników pogotowia. Pomysł połączenia tych dwóch światów wydał mi się interesujący. W tym filmie chcieliśmy oddać hołd miastu i ratownikom medycznym. Sądzę, że dzięki temu byliśmy w stanie zajść tak daleko" – ocenił Sheridan.
Twórcy zaznaczyli, że ważnym aspektem tej historii była dla nich presja, z jaką mierzą się na co dzień ratownicy oraz koszty psychiczne i osobiste, jakie ponoszą w związku ze swoją pracą. "W tym filmie chcieliśmy skupić się na kwestii zdrowia psychicznego. Jestem zaangażowany w to przedsięwzięcie od pięciu lat. Razem z Jeanem-Stephanem odbyliśmy wiele spotkań z ratownikami medycznymi, aby poznać bliżej ich środowisko. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy pracują po dwie, trzy zmiany – czasami 36 godzin bez przerwy. Każdego dnia dźwigają na swoich barkach ogromną odpowiedzialność za społeczeństwo. Sądzę, że niewystarczająco podkreśla się wagę ich pracy" – zwrócił uwagę Sheridan.
Sean Penn został zapytany o trwający strajk Amerykańskiej Gildii Scenarzystów (Writers Guild of America – WGA), którego echo odbija się w tym roku w Cannes. We wtorek, w dniu otwarcia festiwalu, swoje wsparcie dla strajkujących zadeklarował jeden z jurorów konkursu głównego, aktor, reżyser i scenarzysta Paul Dano. WGA domaga się wypracowania nowej umowy zbiorowej poprawiającej warunki pracy scenarzystów, podniesienia płacy minimalnej oraz uregulowania metod korzystania ze sztucznej inteligencji i współpracy z serwisami streamingowymi. Zdaniem Penna branża "od dłuższego czasu niszczy scenarzystów, aktorów i reżyserów". "Pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy zrobić, jest zmiana nazwy Gildii Producentów na taką, która lepiej odzwierciedla ich zachowanie – Gildia Bankierów. Dla scenarzystów i wielu ludzi w branży to trudny czas, w którym nie mogą pracować. Wydaje mi się, że to będzie sprawdzian dla duszy. Zobaczymy, która strona to wytrzyma" – stwierdził.
Obok "Black Flies" o Złotą Palmę ubiegają się w tym roku m.in. "Banel & Adama" Ramaty-Toulaye Sy, "Club Zero" Jessiki Hausner, "Anatomy of a Fall" Justine Triet, "The Zone of Interest" Jonathana Glazera oraz "Asteroid City" Wesa Andersona. Laureat nagrody zostanie ogłoszony w sobotę 27 maja. Wyłoni go jury, w którym - obok Dano - zasiedli: szwedzki reżyser, scenarzysta i aktor Ruben Ostlund (przewodniczący), francuska reżyserka i scenarzystka Julia Ducournau, argentyński reżyser i scenarzysta Damián Szifron, afgańsko-francuski reżyser i scenarzysta Atiq Rahimi, amerykańska aktorka, reżyserka i producentka Brie Larson, zambijski reżyser i scenarzysta Rungano Nyoni, francuski aktor Denis Ménochet oraz marokańska scenarzystka i reżyserka Maryam Touzani.
Z Cannes Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ dki/