Farsą „Seks, miłość i podatki” w reżyserii Tomasza Dutkiewicza aktorzy Teatru im. Stefana Jaracza powracają do grania po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Premiera spektaklu odbędzie się w sobotę na dużej scenie olsztyńskiego teatru.
Farsa "Seks, miłość i podatki", której autorami są William Van Zandt i Jane Milmore, to opowieść o dwóch przyjaciołach i współlokatorach, którzy są związani z tą samą dziewczyną - Kate. Jon jest jej narzeczonym, a Leslie - kochankiem. Obaj są biedującymi muzykami, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Żeby trochę zaoszczędzić Jon, w tajemnicy przed Lesliem, składa za nich wspólne zeznanie podatkowe. Nieścisłość polega na tym, że razem rozliczać się mogą tylko małżeństwa. Sytuacja komplikuje się, gdy Urząd Skarbowy zapowiada kontrolę i chce poznać żonę Jona.
"Komedie czy farsy są najtrudniejszymi gatunkami do realizacji. Dużo łatwiej jest wzruszyć czy zmusić do płaczu widza w teatrze niż go rozśmieszyć, szczególnie, gdy spektakl trwa ponad dwie godziny. Niezwykle ważny jest materiał dramaturgiczny. Druga sprawa to świetni wykonawcy, którzy tchną w postaci tego ducha i będą po prostu śmieszni. Istotne jest bardzo precyzyjne naszkicowanie biegu przedstawienia i realizacja, jeśli idzie o dynamikę i rytm"- podkreślił podczas konferencji we wtorek reżyser spektaklu Tomasz Dutkiewicz. Dodał, że ważne jest by aktorzy współgrali z widownią, która w komedii i farsie jest partnerem reagującym bardzo żywiołowo na to, co się dzieje na scenie.
Przyznał, że to właśnie komedie i farsy mogą teraz przyciągnąć widzów do teatru. "Ostatnie miesiące nie nastrajały nas pozytywnie i jeśli widzowie będą czegoś poszukiwać w teatrze to właśnie +resetu umysłowego+, żeby odbić się od rzeczywistości i się pośmiać. Myślę, że tego typu spektakl to gwarantuje"- dodał.
Mówił, że praca nad spektaklem w warunkach epidemicznych do łatwych nie należy. "W warunkach epidemicznych pracuje się na scenie radośnie i męcząco. Radośnie, bo możemy w ogóle pracować, a męcząco, bo próby odbywały się w maseczkach. Zarządzenia dyrekcji były jednoznaczne i aktorzy oraz my jako twórcy bardzo ich przestrzegaliśmy. Reżyser i aktorzy nie widzą swych twarzy, a często przez maseczkę nie słychać, co się mówi. To na pewno było utrudnieniem. Ale jest też radość, że możemy pracować i wierzymy, że spektakl, który pokażemy widzom w pełni zrekompensuje niedogodności"- dodał. (PAP)
autor: Agnieszka Libudzka
ali/ wj/