
35 lat temu, 15 października 1990 r., odbyła się premiera filmu „Ucieczka z kina »Wolność«” w reżyserii Wojciecha Marczewskiego. To z pozoru film o cenzorze, ale ta opowieść może również dotyczyć każdego z nas – powiedział PAP artysta.
„Wolność prasy i zgromadzeń przysługuje wyłącznie tym, którzy mają odpowiedni stosunek do Polski” – ogłosił w maju 1945 r. Jakub Berman z Biura Politycznego Komitetu Centralnego PPR. Wypowiedź ta odzwierciedlała politykę, za pomocą której władza zamierzała formować odpowiednie, jej zdaniem, postawy wśród obywateli. W tym celu powstał Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, który pod nieco skorygowaną później nazwą przetrwał aż do 11 kwietnia 1990 r.
Kontrola ta miała w PRL-u charakter prewencyjny i obejmowała niemal wszystkie dziedziny życia społecznego. Przez cenzorskie ręce przechodziły publikacje prasowe, naukowe, kulturalne – w zasadzie wszystko, co miało się ukazać, musiało uzyskać odpowiednią aprobatę. „Cenzura PRL-owska przede wszystkim była wszechogarniająca, obejmowała wszystko” – powiedział w 2015 r. w rozmowie z PAP historyk, prof. Andrzej Friszke.
Szacuje się, że w ostatniej dekadzie istnienia PRL funkcjonowało około 350 cenzorów. Jedną z takich osób jest Rabkiewicz (Janusz Gajos) – fikcyjna oczywiście postać z filmu Wojciecha Marczewskiego „Ucieczka z kina »Wolność«”. Podczas seansu filmu „Jutrzenka” dochodzi do sytuacji, która wydaje się nieprawdopodobna. Aktorzy zamiast odgrywać przypisane im role, zaczynają toczyć między sobą prywatne rozmowy, wciągając w nie skonsternowaną publiczność. Niebawem w kinie „Wolność” pojawia się rzeczony cenzor.
– W swoich filmach zawsze starałem się stawiać na człowieka. „Ucieczka z kina »Wolność«” to z pozoru opowieść o cenzorze, ale może ona dotyczyć również każdego z nas – podkreślił w rozmowie z PAP Marczewski. – Ma nas zachęcić do stawiania sobie pytań o własną uczciwość, odwagę, przyznania się do błędów, których zazwyczaj staramy się ukryć. Skłonić do spowiedzi wobec samego siebie. Każdy z nas ma coś do rozstrzygnięcia – dodał.
„(...) film opowiada o jeszcze czymś innym: że przejść na drugą stronę barykady jest trudno, że się to może udać, ale jest tam również ostrzeżenie, że nie będzie tak łatwo.”
Oprócz Gajosa na ekranie oglądać możemy m.in. Teresę Marczewską, Michała Bajora, Artura Barcisia, Piotra Fronczewskiego, Władysława Kowalskiego, Krzysztofa Wakulińskiego i Zbigniewa Zamachowskiego. „Ucieczka… rodziła się dość długo, chyba mniej więcej od połowy lat osiemdziesiątych. Wreszcie nadszedł rok 1988, może 1989, kiedy poczułem, że dojrzałem, by zrobić ten film” – wspominał reżyser w książce Jacka Wakara „Przyczajony geniusz Janusz Gajos. 21 opowieści”.
„Sytuacja na zewnątrz też zaczęła umożliwiać realizację filmu o całym naszym pokoleniu. O ludziach, którzy w tamtym systemie coś stracili, gdzieś się zagubili, czegoś im nie starczyło, a może nie mieli dość siły na to, żeby zupełnie czysto wyjść z tej sytuacji. Jako postać główną wybrałem cenzora, ponieważ miałem poczucie, że to przez lata był nasz największy wróg, a przy tym najbardziej oczywisty” – zaznaczył Marczewski.
Rabkiewicza poznajemy jako cyniczną i uwikłaną w państwową machinę kontroli postać, która jednak nie zawsze taka była. Zanim został cenzorem, pracował jako dziennikarz i ceniony krytyk. Jego przychylna przed laty recenzja pozwoliła zaistnieć aktorce grającej obecnie w „zbuntowanym filmie”. „Mój cenzor kiedyś był poetą, krytykiem teatralnym, kiedyś był po drugiej stronie i marzył, że będzie robił coś pięknego, a jednak znalazł się w innej sytuacji. Wiedziałem, a może tylko przypuszczałem, że jest to sytuacja bardzo często spotykana w moim pokoleniu. Chcielibyśmy być piękniejsi, bardziej odważni. To nie dotyczy tylko cenzora…” – tłumaczył artysta we wspomnianej książce.
Ta uwaga wydaje się kluczowa dla recepcji filmu, który z jednej strony jest mocno osadzony w peerelowskiej rzeczywistości, z drugiej porusza problem uwikłania jednostki i dokonywanych przez nią wyborów. „Czy ja, gdyby moje życie inaczej się potoczyło, ojciec był innym ojcem, bracia byliby członkami ZMP, partii, gdybym miał inne książki w domu, to czy byłbym takim samym człowiekiem, czy istnieje możliwość, że znalazłbym się po drugiej stronie. Wyszedłem z założenia, że to byłoby możliwe. I czy to oznacza, że byłbym tak do końca świnią? Pisząc to, próbowałem wyobrazić sobie siebie jako tego cenzora” – wyznał w rozmowie z „Dziennikiem” reżyser.
Zdaniem pisarza i scenarzysty Jana Józefa Szczepańskiego swoim filmem Marczewski „zaskoczył polską publiczność nową formułą rozrachunku”. „Jego »Ucieczka z kina Wolność« jest komedią, ale komedią osobliwą, wzbudzającą więcej niepokoju niż wesołości (…). Rzecz polega na zbudowaniu filmowej iluzji przez wprowadzenie kina w kinie i równouprawnienie obu fikcyjnych rzeczywistości poprzez przyznanie tej drugiej scenicznej autonomii” – recenzował na łamach „Filmu”.
„Wątek »zbuntowanego ekranu« spełnia tutaj rolę alegorycznego sumienia. Swoista perfidia alegorii polega na tym, że jej adresatem i ofiarą jest cenzor, a więc ktoś, czyim obowiązkiem jest pilnowanie ustalonej urzędowo jednoznaczności wszelkich zjawisk i treści życia” – podkreślił Szczepański, który co warto zaznaczyć, sam był ofiarą peerelowskiej cenzury.
Zdaniem Damiana Jankowskiego kontekst cenzury i sposób jej przedstawienia był w tamtym czasie dla Marczewskiego bardzo istotny. Jankowski zwraca uwagę na podjętą przez reżysera grę z konwencją, a także nawiązanie do twórczości Woody’ego Allena i jego „Purpurowej róży z Kairu” (1985). – U Allena było to jednak przedstawione w sposób bardziej klarowny, jako refleksja o kinie, życiu, o miłości. Film Marczewskiego jest bardziej skomplikowany, głębszy, pełen odniesień do jego wcześniejszej twórczości. Jednocześnie bardzo dobrze zrobiony od strony technicznej – zaznacza krytyk w rozmowie z PAP.
– Nie jest to jednak film dla każdego – taki, który ma się za wszelką cenę widzowi spodobać. Co prawda, on się spodobał, ale bardziej w pewnych niszach, nie na masową skalę. „Ucieczka z kina »Wolność«” ma skłaniać do refleksji, wywołać określony efekt i uważam, że tak się dzieje. Osobiście zaliczam ten film do ważniejszych obrazów polskiego kina – podsumowuje Jankowski.
Takie zamierzenie jest charakterystyczne dla myślenia Marczewskiego o kinie. „Film, naprawdę dobry film, nie kończy się wraz z napisami końcowymi i opuszczeniem sali kinowej. Żyje w odbiorcy, pulsuje, daje do myślenia, powraca po latach, wreszcie – czyni go lepszym człowiekiem” – opowiadał reżyser w rozmowie z „Więzią”.
„Film, naprawdę dobry film, nie kończy się wraz z napisami końcowymi i opuszczeniem sali kinowej. Żyje w odbiorcy, pulsuje, daje do myślenia, powraca po latach, wreszcie – czyni go lepszym człowiekiem.”
„Należę do generacji, która wierzy, że sztuka potrafi zmieniać życie, że nie jest zabawką, która nie pozostawia u odbiorcy emocjonalnych czy intelektualnych śladów. Obejrzane filmy i przeczytane książki ukształtowały mnie jako człowieka. Jeśli na przykład udałoby nam się uratować z tonącego statku, to ten moment zostanie w nas do końca życia. Wierzę, że podobną moc może mieć obcowanie ze sztuką” – podsumował Marczewski.
Tadeusz Sobolewski zwrócił z kolei uwagę na odniesienia do klasyków literatury, a konkretnie „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa. „Mamy wrażenie, jakby na naszych oczach zwijała się cała ta fantastyczno-groteskowa fabuła rodem z Bułhakowa i Woody’ego Allena. Wracamy do rzeczywistości. Więc nie wystarczy być solidarnym z buntownikami, aby oczyścić się z win?” – recenzował na łamach „Kina” Sobolewski.
11 czerwca 2012 r. w warszawskim kinie Kultura odbyła się premiera zrekonstruowanej cyfrowo wersji. „Myślę, że prawda życia, prawda ekranu polega na tym, że prawdziwy cenzor wyraził się negatywnie o scenariuszu, a filmowy cenzor przyjął prawie na klęczkach scenariusz. Przeczytałem go w jeden wieczór i stwierdziłem, że to jest taka szansa, która się bardzo rzadko zdarza. (…) Uważam go za jeden z najważniejszych w moim życiu zawodowym” – powiedział wówczas Janusz Gajos.
„Okazuje się, że film opowiada o jeszcze czymś innym: że przejść na drugą stronę barykady jest trudno, że się to może udać, ale jest tam również ostrzeżenie, że nie będzie tak łatwo. No i doświadczamy tego do dziś” – zaznaczył odtwórca roli cenzora.
Autor: Mateusz Wyderka (PAP)
mwd/ wj/ dki/