Zebranie 29 lutego 1968 r. było klasyczną obroną wartości kultury, która występowała w różnych momentach historii powojennej Polski - mówił Antoni Libera podczas wieczoru upamiętniającego 50. rocznicę Nadzwyczajnego Walnego Zebrania Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich z 29 lutego 1968 r. "Nikt wówczas nie przypuszczał, że nad tym jeszcze jest o wiele poważniejsza gra sił, która zaczęła się w czerwcu 1967 r." - dodał.
W związku z obchodami 50. rocznicy wydarzeń Marca '68, w piątek w sali konferencyjnej Stowarzyszenia Autorów ZAIKS, aktorzy Daniel Olbrychski, Krzysztof Gosztyła i Jerzy Schejbal odczytali fragmenty stenogramu Nadzwyczajnego Walnego Zebrania Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich z 29 lutego 1968 r.
Po zakończeniu odczytu odbyła się dyskusja z udziałem dyrektora oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie prof. Jerzego Eislera oraz pisarza, reżysera teatralnego i krytyka literackiego Antoniego Libery.
Jak podkreślił prof. Eisler, 29 lutego 1968 r. był dla władzy komunistycznej "próbą generalną" przed wiecem, który 8 marca 1968 r. rozpoczął tzw. wydarzenia marcowe. "Obrady literatów toczyły się w tej sali. Stopniowo liczba uczestników zmniejszała się. Na pewno nie było ich do końca czterystu. Po przegłosowaniu rezolucji Andrzeja Kijowskiego było ich może dwieście osób. Wcześniej przed budynkiem pojawili się jacyś cywile przedstawiający się jako robotnicy z wolskich zakładów pracy. Mówili, że oni chcą tu wejść i oświadczyć pisarzom, jakie jest stanowisko klasy robotniczej. Wyszedł rozmawiać z nimi Putrament i zaczął ich przekonywać. Znamy to głównie z jego zapisów" – wspomniał.
Jak dodał, organizatorzy zebrania z góry założyli, że do sali nie wejdzie nikt poza pisarzami. "Gdyby nawet mieli taki pomysł, że zaprosiliby tu zagranicznych dziennikarzy, to wcześniej ten pomysł miały władze. Dokładnie w momencie, gdy miało rozpocząć się zebranie, wszyscy zagraniczni korespondenci i dziennikarze w Warszawie zostali zaproszeni na ulicę Bagatela. Wszyscy grzecznie siedzieli jak dzieci i przez dwie godziny słuchali, jaka jest w Polsce wolność, jaki jest rozwój kultury i sztuki, jak nauka kwitnie. To było definitywne przeszkodzenie, żeby żaden z zagranicznych korespondentów i dziennikarzy nie pojawił się tutaj" – powiedział prof. Eisler.
Zdaniem dyrektora oddziału IPN w Warszawie strajki w związku ze zdjęciem przedstawienia "Dziady" z repertuaru Teatru Narodowego nie były wynikiem prowokacji. "Moim zdaniem to jest odbieranie tym wszystkim młodym ludziom, także naszym pisarzom, prawa do satysfakcji. Jak mieli zareagować, kiedy ze sceny Teatru Narodowego zdejmuje się sztukę wieszcza narodowego? W tym sensie można powiedzieć, że była prowokacja, ale przecież nie dlatego, że Moczar miał ambicję ze swoimi partyzantami pójść do góry" – zwrócił uwagę.
Według prof. Eislera, w marcu 1968 r. w Polsce miały miejsce dwie rewolucje – dwudziestolatków i czterdziestolatków. "Pierwsza to studenci, młodzi robotnicy, uczniowie szkół ponadpodstawowych, ale była także rewolucja czterdziestolatków, którzy w aparacie władzy byli zablokowani i już od kilkunastu lat nie mogli się przesunąć, bo na kierowniczych stanowiskach byli jeszcze ciągle starzy towarzysze, stosunkowo często żydowskiego pochodzenia, więc ten klucz antysemicki bardzo się przydawał" – powiedział.
Jak zaznaczył "myślenie o Marcu ’68 powinno być pracą domową z empatii". "Niech każdy sobie spróbuje wyobrazić, że życie mu się złamało, że ma podjąć decyzję wyjechać czy zostać. Dlaczego było tak wiele samobójstw? I to raczej wśród tych starych Żydów, emigrantów pamiętających jako ludzie dojrzali Shoah, a nie tych osiemnastolatków, chociaż tutaj też ofiary były. Tego nie ma w dyskursie" – stwierdził dyrektor oddziału IPN w Warszawie.
Antoni Libera wspomniał, że w 1968 r. był studentem pierwszego roku i tamtejsze wydarzenia postrzegał przede wszystkim w kategoriach walki o władzę w łonie partii. "Tak to zaczynałem rozumieć, że istnieją dwie frakcje. W całym obozie socjalistycznym inna forma zmiany władzy niż brutalna polegająca na tym, że jedna frakcja ryje pod drugą i wreszcie zdobywa poparcie Moskwy, nie wchodzi w grę. To narastało mniej więcej od 1963-1964 r. kiedy swoją pozycję bardzo wzmocnił Moczar. To jest opisane w wielu książkach. Moczar zdawał sobie sprawę, że nie obejmie władzy inaczej niż w wyniku prowokacji. To jest tło i trzeba to rozumieć" – podkreślił.
Zdaniem Libery zebranie 29 lutego 1968 r. było "klasyczną obroną wartości kultury, która występowała w różnych momentach historii powojennej Polski". "Nikt wówczas nie przypuszczał, że nad tym jeszcze jest o wiele poważniejsza gra sił, która zaczęła się w czerwcu 1967 r. Wtedy był taki pomysł, żeby to zacząć rozgrywać. Do tego momentu czy nawet do 8 marca to była klasyczna próba sił między intelektualistami w dużej mierze rewizjonistycznymi, dlatego że większość tych ludzi to byli wcześniej członkowie partii, ale od 1966 r. oni już odchodzili od nurtu rewizjonistycznego, widzieli, że to jest złudna postawa, że trzeba ostrzej zaatakować" - powiedział.
Głos w dyskusji zabrał także uczestnik Nadzwyczajnego Zgromadzenia Walnego Zebrania Oddziału Warszawskiego ZLP Jacek Bocheński. Jak wspomniał, wielkim zdumieniem było dla niego przemówienie Pawła Jasienicy. "Dopiero od niego dowiedziałem się o antysemickich ulotkach, które krążą po uniwersytecie i zastanawiałem się, jaki to może mieć związek z +Dziadami+, co on mówi? Wydawało mi się, że nie ma żadnego logicznego związku między naszą obroną narodowego dzieła, które uosabiają +Dziady+ a jakimiś wybrykami antysemitów na uniwersytecie. Dziś już się temu nie dziwię" – stwierdził.
W styczniu 1968 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki powiadomiło dyrekcję Teatru Narodowego, że z dniem 1 lutego spektakl "Dziady" będzie zawieszony. Władze PRL uznały go za "antyrosyjski" i "antysowiecki". Ostatnie przedstawienie, które odbyło się 30 stycznia 1968 r., zgromadziło tłumy. Po jego zakończeniu uformował się pochód, który przemaszerował pod pomnik Adama Mickiewicza w Warszawie, protestując przeciwko zdjęciu z afisza spektaklu. W wyniku interwencji milicji zatrzymano 35 osób pod zarzutem "zakłócania porządku publicznego".
29 lutego 1968 r. odbyło się Nadzwyczajne Zebranie Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich, podczas którego przyjęto rezolucję domagającą się m.in. przywrócenia przedstawień "Dziadów" oraz potępiającą działania cenzury. Wśród pisarzy krytykujących politykę Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej byli m.in. Antoni Słonimski, Paweł Jasienica, Jerzy Andrzejewski oraz Stefan Kisielewski. Kilkanaście dni później Kisielewski został pobity przez nieznanych sprawców, a pozostali twórcy stali się obiektem ataków w prasie.
8 marca 1968 r. na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego odbył się wiec protestacyjny w związku ze zdjęciem "Dziadów" oraz relegowaniem z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Zgromadzeni na wiecu studenci zostali brutalnie zaatakowani przez oddziały milicji oraz tzw. aktyw robotniczy.
Zapoczątkowało to tzw. wydarzenia marcowe - czyli falę studenckich protestów oraz walkę polityczną wewnątrz PZPR, rozgrywaną w atmosferze antysemickiej i antyinteligenckiej propagandy. W ich wyniku w latach 1968-69 z Polski wyemigrowało ponad 15 tys. osób pochodzenia żydowskiego. (PAP)
autor: Daria Porycka
dap/ agz/