Andrzej Łapicki zmarł w sobotę nad ranem w swoim domu w Warszawie. W listopadzie skończyłby 88 lat. Odszedł jeden z najwybitniejszych polskich aktorów oraz reżyser, który miał w dorobku ponad 100 ról teatralnych oraz kilkadziesiąt telewizyjnych i filmowych.
"Od dzieciństwa lubiłem chodzić do teatru. Mama mnie tam prowadzała. Oglądałem na scenie Mieczysława Frenkla. Nie wiem, czy żyje jeszcze ktoś, kto pamięta jego występy. Poza tym przed wojną istniały teatralne abonamenty szkolne. Świetna idea. Teatr był mi bliski, ale nigdy nie myślałem, że się nim zajmę" - mówił w jednym wywiadów.
Według aktora Jana Englerta ze śmiercią Łapickiego zamyka się symbolicznie epoka teatru polskiego. "W kolejnych latach odchodzili rok po roku Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz, teraz Andrzej Łapicki. Odchodzi formacja tych, dla których zawód aktora był czymś więcej niż tylko wykonywaniem zawodu – był powinnością społeczną" - podkreślił. Z ich odejściem chyba zamyka się pewna epoka teatru intelektualnego i aktorstwa inteligenckiego, intelektualnego - mówił.
W jego opinii to koniec epoki aktorów, którzy mieli szeroką wiedzę, umiejętność formułowania myśli i przekazywania tych myśli następcom, publiczności i społeczeństwu. "Uważali, że ich powinnością jest działanie również poza teatrem - w życiu politycznym i społecznym. Wypełniali swoją misję w zgodzie z zasadami etycznymi i estetycznymi i byli im wierni" - zaznaczył.
Również reżyser Jacek Bromski wspomina Łapickiego, jako jednego z ostatnich przedstawicieli tego pokolenia artystów, które tworzyło legendy filmu i teatru. "Ludzie tego pokolenia - Holoubek, Morgenstern, Konwicki i oczywiście Łapicki - byli osobowościami. To pokolenie grało, kreowało role ze swoich osobowości" - powiedział.
Według Jana Englerta ze śmiercią Łapickiego zamyka się symbolicznie epoka teatru polskiego. "W kolejnych latach odchodzili rok po roku Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz, teraz Andrzej Łapicki. Odchodzi formacja tych, dla których zawód aktora był czymś więcej niż tylko wykonywaniem zawodu – był powinnością społeczną" - podkreślił. Z ich odejściem chyba zamyka się pewna epoka teatru intelektualnego i aktorstwa inteligenckiego, intelektualnego - mówił.
"Andrzej Łapicki był kimś więcej niż aktorem, był wielką postacią. Stwierdzę wręcz, że był za inteligentny jak na aktora i nawet się chyba czasem tego bycia aktorem wstydził. Był kimś cudownym, błyskotliwym człowiekiem, reżyserem" - mówił.
Dziennikarz Jacek Rakowiecki uważa, że Łapicki to jedna z największych legend polskiego aktorstwa - wspaniały aktor o szalenie charakterystycznym emploi - bardzo rzadko dziś spotykanym. "Przy ogromnej, wspaniałej technice aktorskiej był równocześnie człowiekiem - w najlepszym tego słowa znaczeniu - przedwojennym, tj. z wdziękiem, klasą i urokiem osobistym. Właściwie był w Polsce niedoścignionym wzorem dżentelmena" - zaznaczył.
"Andrzej Łapicki był młody duchem aż do końca. Pamiętam, jak z humorem polemizował z młodszymi ludźmi teatru, Grzegorzem Jarzyną czy Krzysztofem Warlikowskim, zarzucając im żartem +starcze stetryczenie+" - wspomina redaktor naczelny miesięcznika "Teatr" Jacek Kopciński. Uważa on, że aktor nigdy nie zatracił gracji amanta, ani na scenie, ani w filmie. "Mało kto potrafił jak on operować słowem, gestem. Gdy wchodził na scenę, natychmiast przykuwał uwagę. Wystarczyło, że się pojawił" - mówił
Krytyk teatralny Wojciech Majcherek podkreślił, że dla jego pokolenia - ale też dla starszego pokolenia ludzi teatru - Andrzej Łapicki był autorytetem. "Jego zachowanie w stanie wojennym, zresztą w całym tym trudnym czasie lat 80., było naprawdę niezwykle godne, zarówno jeżeli chodzi o obronę szkoły teatralnej, jak i jego życie osobiste" - przypomniał.
O szlachetności i klasie Łapickiego mówił aktor Jerzy Trela. "Jeszcze raz pokazał tę klasę w +Iwanowie+ w Teatrze Narodowym, kiedy wrócił na scenę po wielu latach nieobecności. I właśnie od +Iwanowa+ jakby odżył. To było wspaniałe. Myślę, że wtedy znów uwierzył w sens życia. Dodał, że wraz z Łapickim nieodwracalnie odchodzi pewna epoka. "Odszedł wspaniały arystokrata polskiego teatru. To wielki żal, kiedy odchodzą ludzie, których już nikt nie jest w stanie zastąpić” - powiedział.
Według aktorki Magdaleny Zawadzkiej odszedł ktoś, kto był ważny i potrzebny nam wszystkim. Podkreśliła, że Łapicki dożył przepięknego, wspaniałego wieku. "Myślę, że był w tym swoim długim życiu szczęśliwy" - oceniła. "Bardzo współczuję jego najbliższej rodzinie i współczuję rzeszom wielbicieli jego talentu i pracy” - zaznaczyła Zawadzka.
Pamiętny Pietuch w "Salcie" i Andrzej w "Jak daleko stąd, jak blisko" Tadeusza Konwickiego, przez Andrzeja Wajdę obsadzony w roli Poety w "Weselu" urodził się 11 listopada 1924 r. w Rydze. Na scenie zadebiutował w 1945 r. w krakowskim teatrze im. Juliusza Słowackiego rolą Kosyniera "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego. Jako reżyser Łapicki debiutował w 1957 r. w Teatrze Współczesnym "Uśmiechem Giocondy" Aldousa Huxleya. W 1972 roku przeszedł do Teatru Narodowego. W latach 1983-89 był członkiem zespołu aktorskiego Teatru Polskiego w Warszawie pod dyrekcją Kazimierza Dejmka. Do współpracy z tą sceną powrócił w 1995 r. piastując tam do 1999 stanowisko dyrektora artystycznego.
Łapicki dwukrotnie był rektorem stołecznej PWST (1981-1987, 1993-1996); przez wiele lat pełnił funkcję prezes Związku Artystów Scen Polskich (31 X 1989 - 5 IV 1996). W latach 1989-1991 odegrał zupełnie nową dla siebie rolę - został posłem. Do Sejmu kontraktowego dostał się z listy "Solidarności".
W ostatnim czasie Andrzej Łapicki wystąpił w popularnym serialu telewizyjnym "M jak miłość". Po rozstaniu się z tą produkcją mówił jednak w wywiadach prasowych, że żadnym więcej serialu już grać nie ma zamiaru.(PAP)
ago/ bos/