Był nie tylko wspaniałym artystą, ale również ciekawym człowiekiem, który miał własny świat. Ten świat przenosił na sztukę – powiedział aktor Wiesław Komasa, podczas czwartkowego otwarcia wystawy poświęconej wybitnemu scenografowi i twórcy polskiego teatru.
„Wystawą w Kordegardzie przypominamy sylwetkę twórcy, który stawiał pytania egzystencjalne i fundamentalne. „Sztuka nie wyrasta z pytania +Czego chcę?+. Nawet nie z pytania +Co mi się podoba (lub nie)?+. Sztuka wyrasta z pytania +Kim jestem?+” – cytują Jarnuszkiewicza autorzy katalogu wystawy. „Mówił, że scenografia jest połączona z teatrem, są komplementarne i nie można tych dwóch bytów od siebie oddzielić. Dziś możemy prześledzić, w jaki sposób działał jako reżyser i scenograf. Cieszę się, że tu, w Kordegardzie możemy opowiadać o scenografii w odniesieniu do sztuki teatralnej” – powiedział podczas wernisażu dyrektor Narodowego Centrum Kultury prof. Rafał Wiśniewski.
Na wystawie prezentowana w Kordegardzie, poza elementami scenografii, można także zobaczyć rysunki odręczne przygotowane do kilku spektakli. Podczas wernisażu kurator wystawy prof. Elżbieta Banecka mówiła, że są to szkice z najwcześniejszego okresu twórczości Jarnuszkiewicza, głównie lat siedemdziesiątych. „Był to człowiek niezwykle ciekawy, niezwykły artysta i jego teatr był niezwykły” – zauważyła. Dodała, że był to również artysta wyróżniający się podejściem do sztuki. „Często, gdy rozmawialiśmy, Marcin powtarzał, że w sztuce ważne jest odczuwanie, a nie próba jej zrozumienia. Sztukę trzeba po prostu czuć” – wspominała.
Gościem wernisażu był współpracujący z Jarnuszkiewiczem aktor Wiesław Komasa. „Był nie tylko wspaniałym artystą, ale również ciekawym człowiekiem, który miał własny świat. Ten świat przenosił na sztukę. Aktorzy zawsze czuli się przez niego porwani. Był precyzyjny i miał potrzebę spotkania z ludźmi, których cenił i nie obawiał się ich” – mówił. Jako szczególne doświadczenie wspominał inscenizację trzyczęściowego dramatu Augusta Strindberga „Do Damaszku”. Przed premierą aktorzy odbyli pod jego kierownictwem 104 próby. Podczas festiwalu teatralnego w Sztokholmie spektakl został uznany za najlepszy w Europie. „Pamiętam, że stał za mną przy ukłonach i powtarzał: należało nam się” – mówił. Wyjaśnił, że było to uhonorowanie aktorów, którzy w czasie prac pod przewodnictwem Marcina Jarnuszkiewicza zawsze musieli pracować „na 100 procent”. Wspominał także ostatnie spotkanie z nim w Akademii Teatralnej, gdy Jarnuszkiewicz był wzruszony występem jednej ze studentek. „Miał w sobie ukryte dziecko, do którego nie wstydził się wracać" - dodał.
Marcin Jarnuszkiewicz (1947–2016), syn wybitnego rzeźbiarza Jerzego Jarnuszkiewicza, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (architektura wnętrz) debiutował w 1971 roku w stołecznej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, pracując przy „Ulissesie” w reżyserii Zygmunta Hübnera. Rozgłos przyniosła mu kontrowersyjna scenografia do „Balladyny” Adama Hanuszkiewicza z 1974 roku. Utrzymana w ultranowoczesnej, komiksowej poetyce, operująca efektami rodem ze świata reklam, była dla ówczesnej publiczności szokiem, a zarazem ucieleśnieniem wyobrażeń o lepszej zachodniej rzeczywistości. Od końca lat osiemdziesiątych Marcin Jarnuszkiewicz zaangażował się w teatr lalkowy.
Ekspozycję można oglądać do 12 marca.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ aszw/