Wszystkie teksty Tomasza Łubieńskiego są napisane niezwykłą, bardzo wciągającą, inteligentną polszczyzną. Po przeczytaniu ich człowiek staje się lepszy - powiedział PAP pisarz, producent filmowy, redaktor naczelny miesięcznika "Kraków i świat" Witold Bereś, wspominając zmarłego pisarza.
Nie żyje Tomasz Łubieński, prozaik, dramaturg, eseista, wieloletni redaktor naczelny miesięcznika "Nowe Książki", autor m.in. książek "M jak Mickiewicz" i "Bić się czy nie bić". Miał 85 lat. Informację o jego śmierci potwierdził Instytut Książki.
Pisarza wspominał w rozmowie z PAP Witold Bereś. Jak podkreślił, z jego twórczością po raz pierwszy zetknął się w latach 70., studiując na Uniwersytecie Jagiellońskim. "Przyjaciel prowadzący tzw. biblioteczkę podziemną podrzucił mi +Bić się czy nie bić+ Tomasza Łubieńskiego, w której on potrafił iść bardzo pod prąd. Rozważał problemy polskich powstań narodowych, ale nie było to jednoznaczne. Ta książka nie dawała odpowiedzi na pytanie, czy się bić czy nie. Zresztą dzisiaj czyta się ją zupełnie inaczej, bo już nie fizyczna, polityczna niepodległość jest problemem, tylko nasza wolność od codzienności" - zwrócił uwagę.
Dodał, że w tej książce Łubieński "przy całym oczywistym dystansie do Stanisława Augusta Poniatowskiego" potrafił "dostrzec w nim jakieś jaśniejsze punkty albo przynajmniej dostrzec jego działania, które nie wynikały z nieumiejętności, złego charakteru tylko z kontekstu politycznego". "Równocześnie potrafił nie zachwycać się wcale Tadeuszem Kościuszką, który - jakby nie było - był przedstawicielem politycznego romantyzmu, co powinno mu się podobać. A jednak on zauważał, że to był – jak się śmiał - prostak i cham, który wolał piwo i grochówkę od wykwintnych potraw. To myślenie o literaturze i kulturze zapamiętałem z pierwszego spotkania: nic nie jest tak oczywiste jak wam się zdaje, mam swoje zdanie i warto o nim pamiętać, ale potrafię dostrzec argumenty drugiej strony" - wyjaśnił pisarz.
W 2001 r. Bereś poznał Łubieńskiego osobiście - razem z Kazimierą Szczuką prowadzili program "Dobre książki" w TVP1. "Oczywiście, zachwycałem się i zachwycam Kazią Szczuką, ale - tu pozwolę sobie powiedzieć za Kazię - oboje z wielką uwagą słuchaliśmy tego, co ma do powiedzenia Tomasz Łubieński, dlatego że znowu decydująca okazała się jego otwartość na inne argumenty. On z uwagą słuchał nawet najbardziej rewolucyjnych, feministycznych interpretacji autorstwa Kazi Szczuki. Był starym, krakowsko-warszawskim intelektualistą. Ja odgrywałem rolę tępego mężczyzny w wieku średnim, a Kazia była młodą siłą rewolucyjną. Tomasz Łubieński starał się prowadzić rozmowę tak, jakby ona była przewidziana dla tego mężczyzny w wieku średnim" - powiedział.
Dodał, że wtedy przeczytał więcej utworów Łubieńskiego. "Po latach spotkałem go ponownie na pogrzebie jednego z przyjaciół i chwilę z nim rozmawiałem. Dostałem jedną z największych pochwał w swoim życiu. Jest kilka pochwał, które są cenniejsze niż Polonia Restituta, czy co tam kto chce dostać - pochwała od dzieci, od wnuków i od mistrzów. Ta od mistrza to były słowa Łubieńskiego: +panie Witku, jak ja tęsknie za naszymi programami, jak ja się dzięki wam rozwinąłem+. Mówię: to dzięki Kazi. On na to: +o nie, pan był dla mnie bardzo ważny, bo pan starał się rozumieć obie strony+. Bo on uważał się za konserwatystę – zresztą w jakimś sensie był - a Kazia to rewolucyjna, cudowna, piękna, mądra kobieta" - stwierdził Bereś.
Tomasz Łubieński był także obdarzony poczuciem humoru i miał dystans do samego siebie. "Bardzo smutno, że odszedł, ale może przy tej okazji zerknięcie państwo na jego esej o 1939 r., o przegranej kampanii, bitwie i nie bitwie, eseje o Molierze, teksty o Mickiewiczu. To wszystko jest napisane naprawdę niezwykłą polszczyzną, bardzo wciągającą, inteligentną. Na pewno po przeczytaniu jego tekstów człowiek staje się lepszy, więc bardzo polecam" - podsumował redaktor naczelny miesięcznika "Kraków i świat". (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/