Pojawienie się nowoczesnych środków komunikacji zazwyczaj wywoływało zamęt wśród konserwatywnych mieszkańców. Koń odchodził do historii, ryczały pojazdy samobieżne i obawiano się feralnego numeru 13. Naprawdę
Tytuł tych varsavianów pochodzi z końca roku 1908, kiedy to liczba linii tramwajów elektrycznych przekroczyła 12. I już spodziewano się numeru kolejnego jeżdżącego na Powązki, kiedy niespodziewanie pojawiła się „14". Jeden ze stołecznych publicystów napisał pod wspomnianym tytułem takie oto słowa: „Hugon Buencompagno papież przezwał się śmiało Grzegorzem XIII, a nie XIV, boć i wiadomo, że w wieku XVI papieże bywali mniej zabobonni od niektórych techników XX-go stulecia".
Tak na marginesie, numeru 13 nie mieliśmy do II wojny światowej. Pojawił się dopiero po 1945 r. i jeździł niemal do wczoraj. Ale, dzięki Bogu, znów nie mamy w Warszawie tramwaju o tym feralnym numerze.
Straszny automobil
Kiedy w roku 1896 pojawiły się u nas pierwsze samochody, nie miano specjalnych obaw co do przyszłości komunikacji. Oglądano je z ciekawością, a z uśmiechem na ustach czytano, że w Londynie markiz Quennsberry zaopatrzył się w rewolwer, zapowiadając, że będzie strzelał do każdego „siusiającego benzyną potwora", który przejedzie przed jego pałacem.
Czytaj więcej na www.rp.pl