Patriotyzm to nie nacjonalizm, bo nie chodzi o to, by swój patriotyzm narzucać innym. To nie polityka. To szukanie własnej tożsamości. Dlatego trzeba zachować pamięć o tym, co było – apeluje b. więźniarka niemieckiego obozu w Ravensbrueck Wanda Półtawska.
W liście otwartym Wanda Półtawska przypomniała, że od 2011 roku kwiecień - decyzją Senatu RP - jest miesiącem pamięci o ofiarach niemieckiego, nazistowskiego obozu koncentracyjnego Ravensbrueck, wyzwolonego pod koniec kwietnia 1945 roku.
"Kwiecień to także miesiąc, w którym dokonano egzekucji 13 Polek z transportu z 22 września 1941 roku. Były wśród nich młode dziewczęta, harcerki. Zostały rozstrzelane 18 kwietnia 1942 roku w wąskiej uliczce między bunkrem a murem obozu, nazywanej Tottengang, bo na terenie obozu nie było jeszcze komory gazowej i krematorium. W miejscu ich śmierci w roku 1997 udało się wmurować tablicę pamiątkowa, która podczas swojego pobytu w Berlinie poświęcił papież Jan Paweł II. Została ona później zdemontowana, a na murze obozu umieszczono tablice narodowe, poświęcone więźniarkom z wszystkich krajów. Mamy i tam swoje miejsce. Dla polskiej pamięci ważna jest jednak i ta wąska uliczka, po której spłynęła krew rozstrzelanych 18 kwietnia Polek" - napisała.
Półtawska podkreśliła, że "dopiero teraz, po przeszło 70 latach, mówi się o tym, co działo się w obozie koncentracyjnym w Ravensbrueck, o losie więzionych tam kobiet i prowadzonych na Polkach z transportu warszawsko-lubelskiego pseudomedycznych eksperymentach". "Historią Ravensbrueck interesuje się teraz młodzież, która bierze udział w organizowanych konkursach. Teraz, kiedy ta nabierająca świadomości polska młodzież odwiedza dawny obóz, by uczcić pamięć więźniarek, pojawiają się głosy, że to polski nacjonalizm, który próbuje zawłaszczyć pamięć o Ravensbrueck" - napisała.
"Patriotyzm to nie nacjonalizm! Pamięć o obozie najbardziej żywa jest w naszym kraju, bo wśród 132 tys. więzionych w obozie było 40 tys. Polek. Nie były to kobiety z łapanek, ale więźniarki polityczne, zatrzymywane za działalność konspiracyjna, przynależność do Armii Krajowej. Wywiezione do Ravensbrueck były także kobiety z wyrokiem śmierci. Grupa Polek w Ravensbrueck to były świadome patriotki, działające na rzecz obrony kraju. Przez wiele lat nie można było o tym wspominać. Nie wolno nam o nich zapomnieć" - czytamy w liście Półtawskiej.
Była więźniarka przypomniała, że na początku 1945 roku "dowiedziałyśmy się, że 5 stycznia ma zostać wykonana egzekucja ofiar pseudomedycznych eksperymentów, nazywanych +królikami doświadczalnymi+". "Wtedy spisałyśmy swój testament. Żądałyśmy w nim utworzenia w Europie międzynarodowej szkoły, wychowującej młodych ludzi, którzy rozumiejąc wartość człowieczeństwa nie dopuściliby do wojny i zbrodniczych eksperymentów, jakich dokonywano na nas w Ravensbrueck. Chciałyśmy, aby to, co było naszym losem, nigdy się nie powtórzyło" - podkreśliła.
"Nikt nie rodzi się świętym ani zbrodniarzem, człowieczeństwo trzeba w sobie rozwijać. Od lat zajmuję się młodzieżą i przekazuję im prawdę okresu wojny. Moją troską jest, by młodzi byli ludźmi, bo ja w swoim życiu spotkałam nieludzkich mężczyzn i nieludzkie kobiety. Wojna się skończyła, ale jej skutki wciąż trwają" - napisała Półtawska. "Najstraszniejszym z nich jest zaniżenie wartości życia, co widzimy w dramatach aborcji i eutanazji" - oceniła.
"Powtórzę jeszcze raz. Patriotyzm to nie nacjonalizm, bo nie chodzi o to, by swój patriotyzm narzucać innym. To nie polityka. To szukanie własnej tożsamości. Dlatego trzeba zachować pamięć o tym, co było, żebyśmy umieli stawać po stronie dobra i piękna, a nie zła i nienawiści" - podsumowała.
Do listu Wandy Półtawskiej odniósł się prezes Reduty Dobrego Imienia Maciej Świrski, który przypomniał, że "okrucieństwo niemieckie, ludobójstwo i eksperymenty pseudomedyczne sytuują obóz Ravensbrueck na mapie niemieckiego terroru w szczególnym miejscu – właśnie dlatego, że niewyobrażalnym cierpieniom poddane zostały kobiety". "Jedną z nich była Pani dr Wanda Półtawska, Polka, więźniarka KL Ravensbruck nr 7709, operowana pseudomedycznie 1.08.1942 r." - podkreślił.
Świrski zwrócił uwagę, że 13 i 14 kwietnia będziemy obchodzili 74. rocznicę wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet KL Ravensbrueck. "Miejsce to naznaczone męczeństwem tysięcy kobiet, z których najliczniejszą grupę narodowościową stanowiły Polki, stało się w ostatnim czasie polem bezprecedensowego ataku Pani Insy Eschebach, dyrektor Muzeum KL Ravensbrueck na wszelkie przejawy polskiej pamięci o ofiarach tego obozu" - napisał.
Przypomniał, że "pani dyrektor przeszkadzają nie tylko liczne polskie, biało-czerwone flagi obecne w trakcie uroczystości, transparenty z napisem +German Death Camps. Not Polish. Remember+, ale także opaski z napisem NSZ (Narodowe Siły Zbrojne) na ramionach uczestników, które interpretuje jako symbole antysemickich ugrupowań współpracujących z faszystami". "Odmawianie przez Niemkę Polakom prawa do upamiętniania polskich ofiar terroru niemieckiego i manifestowania swojego przywiązania do polskich tradycji patriotycznych - zarówno rodzinom, jak i spadkobiercom pamięci o polskich więźniarkach niemieckiego obozu, to powód do hańby" - ocenił.
"Niemcy współcześni, którzy rzekomo +przezwyciężyli przeszłość+ dalej traktują Polaków w sposób pełen uprzedzeń i z wyższością. Te uprzedzenia widać także w kwestii upamiętnienia ofiar Ravensbrueck" - napisał Świrski.
"Po 74 latach od zakończenia II wojny światowej nadal trzeba przypominać Niemcom i całemu światu, że to właśnie Niemcy są odpowiedzialni zarówno za zorganizowanie jak i przeprowadzenie masowych zbrodni w obozach takich jak Ravensbrueck i za zbrodnię Holokaustu" - podkreślił prezes Reduty Dobrego Imienia.(PAP)
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ agz/